poniedziałek, 26 maja 2014

Rozdział 9

Wzięłam prysznic, ogoliłam nogi i pachy, umyłam włosy, a potem przez pół godziny je suszyłam, tak że opadały miękkimi falami na plecy i piersi. Jedną stronę podpięłam spinką, aby odsunąć je z twarzy. Nałożyłam delikatny makijaż i wsunęłam stopy w śliwkowe szpilki, pasujące kolorem do długiej sukienki. A kiedy skończyłam mogłam w spokoju zejść do salonu.
– No i? – pytałam Joe, który czekał już na mnie w swoim czarnym, jedwabnym smokingu.
Uśmiechnął się szeroko.
– No no no…. – Kiwnął z uznaniem głową. – Ociekasz seksem, skarbie.
– Boże, Joe! Ja pytam poważnie.
– No to, przede wszystkim jesteś pociągająca. W tej sukience naprawdę gorąco wyglądasz, a kolor pasuje ci do cery. Idealnie opina ci ciało. – Uśmiechnął się łobuzersko.
– Joe! – zbeształam go.
– Mówię, jak jest, Stella. Całość wygląda świetnie. Będziesz główną atrakcją w teatrze.
Usta zacisnęłam w cienką linię.
– Masz zamiar jechać do tego teatru, czy masz zamiar rozbierać mnie wzrokiem?
– Cóż, chociaż wzrokiem mogę… – Zmarszczył z konsternacją brwi.
– Wal się.
Był już wieczór, kiedy przyjechaliśmy w umówione miejsce. Budynek teatru był tak wielki i wysoki, że z ledwością mogłam się temu wszystkiemu przyjrzeć. Dookoła paparazzi,  gwiazdy filmowe, piosenkarze. Czy to Julia Roberts?!
Szofer szybko obszedł limuzynę i po chwili drzwi samochodu otworzyły się. Wzięłam głęboki oddech i złapałam za wyciągniętą już dłoń Jonasa.
- Nie denerwuj się, proszę. – złapał mnie za dłoń i przeszliśmy przez czerwony dywan, który prowadził do głównego wejścia.
JA-PIER-DO-LE!
Gdzie nie spojrzałam, same ważne osobistości. Nie mogłam wypowiedzieć nawet głupiego słowa.
Miałam ochotę podbiec do tych wszystkich ludzi i prosić o autograf, a potem się tym wszystkim chwalić. Czułam się, jakbym wskoczyła do jaskini ze złotem. To była nie bywała chwila dla mnie.
Ciemnooki Bogacz, podał mi szampana. Teatr wewnątrz wcale nie wyglądał na teatr, tylko na ogromną sale bankietową z okrągłymi stolikami na całej powierzchni. Mała scenka i kurtyna.
- No dobra, a gdzie aktorzy? – zapytałam poddenerwowana. - JEZU, JOHNNY DEPP TAM STOI! – powiedziałam uradowana, a raczej wykrzyczałam mu na ucho. Chyba wygrałam życie.
- Chcesz to możemy do niego podejść. – oznajmił spokojnie.
- Nie chce zrobić z siebie kretynki i tak już z siebie nią robię. Moje usta się nie zamykają tylko przekształcają w literę „O”. – Upiłam łyk bąbelkowego trunku. Jak zawsze wyśmienite rzeczy to tylko takie, które dużo kosztują.
- Musisz się do tego przyzwyczaić. – Nagle jego wzrok zawisł gdzieś nade mną. Zdezorientowana odwróciłam się w poszukiwaniu obiektu, który tak bardzo zainteresował, Pana Biznesmena.
Obiekt jego zainteresowań to Harry. Opierał się swobodnie o bar, popijając białe wino. Tradycyjnie miał na sobie białą koszulę, a do tego czarne, obcisłe dżinsy, czarny krawat i czarną marynarkę. Włosy potargane jak zawsze, zresztą. Westchnęłam czując jak moje serce podwaja swoją prace. Przez kilka sekund wstrzymywałam oddech, patrząc na niego, ciesząc oczy widokiem. Rozglądał się – tak mi się wydawało – jego wzrok utknął gdzieś w stronę wejścia i nagle na mój widok znieruchomiał. Kilka razy mrugał powiekami, następnie na jego twarzy pojawił się leniwy, seksowny uśmiech, na którego widok zrobiło mi się gorąco.
Wzięłam znów spory łyk szampana. Moja podświadomość ostrzegła mnie waląc mocno w ramię. „Nie pij za dużo”.
                Usiedliśmy niedaleko stolika Stylesa. Przyszedł tutaj z dziewczyną łudząco podobną do niego, Alexis i jakimś facetem, którego pierwszy raz widziałam na oczy.
- Kiedy zacznie się przedstawienie? – szepnęłam na ucho Ciemnookiemu.
Przy naszym stoliku siedział nijaki Thomas Adamus i jego żona Teresa. Thomas miał granatowy strój i wyglądał na co najmniej trzydzieści lat. Podobno był reżyserem, ale nigdy o nim nie słyszałam. Jego żona zdecydowanie wyglądała bardzo młodo. Dałabym jej  z dwadzieścia cztery lata. Blondynka, nadzwyczaj ładna.
W pewnym momencie na scenę wszedł jakiś brodacz w bardzo szykownym stroju.
- Witam państwa bardzo serdecznie. Nazywam się Theodor Flack i chciałbym państwu oznajmić, że dzisiaj to państwo staniecie się aktorami. Wybierzemy pośród państwa parę, która będzie musiała odegrać jakąś rolę, temat spektaklu będziecie musieli wymyślić państwo. Mamy nadzieję, że będziecie się świetnie bawić. – rozległy się oklaski. Całkiem ciekawie się zapowiada… - Na początek wybierzemy jakąś parę. – Facet zaczął się rozglądać i jego wzrok zawisł na mnie. Nie, nie, nie! TYLKO NIE TO!
Wszyscy zebrani patrzyli na mnie i zaczęli zachęcać oklaskami.
- Niech się pani nie wstydzi. – spierdalaj!
Z ledwością wstałam i trzymając jedną stronę tiulowej sukni szłam przed siebie. Stanęłam na kwadratowym podeście, czekając na dalszy potok wydarzeń.
- Mamy już główną bohaterkę, więc brakuje nam tylko…. O Harry Styles! Jak miło! – krzyknął do mikrofonu, a ja poczułam jak nogi robią się mi z waty.
- Ja mam grać?! – usłyszałam ochrypły głos, JEGO.
- Tak, zapraszamy na podest obok tej pięknej damy. – opuściłam głowę, tylko nie to!
Po pomieszczeniu rozległy się oklaski i po paru sekundach chłopak już stał obok mnie.
Przełknęłam z ledwością ślinę i nieśmiało spojrzałam na Zielonookiego. Nie wyglądał nawet na przejętego tym wszystkim, kiedy ja praktycznie umierałam z ataku serca.
- Drodzy państwo mamy już głównych bohaterów, teraz państwo wymyślą historię. Czy ktoś już ma jakiś pomysł?
Z okrągłego stołu na rogu sali wstała jakaś kobieta, w pięknie upiętym koku i czarnej sukni. Z twarzy wyglądała na wredną, ale za to głos miała melodyjny i czysty.
- Pan Styles mógłby zaśpiewać jakąś piosenkę dla tej pięknej damy, a potem mogli by odegrać jakąś scenkę miłosną. – zaproponowała, a ja czułam jak krew odpływa z mojej twarzy. SCENKA MIŁOSNA, SERIO?! Głupia baba!
- Czy ktoś ma inne zdanie? – nikt się nie odzywał, nawet ta idiotka Alexis.
- No więc dobrze, panie Styles, zaśpiewa pan piosenkę dla Panny…? – zwrócił się do mnie.
- Stella… - dokończył za mnie.
Podali nam dwa stołki i gitarę dla Harrego.
Podwoiłam oczy, słysząc pierwsze takty pięknej melodii, a następnie zaczęłam wpatrywać się w zachwycone spojrzenia widowni, a następnie całą swoją uwagę, przeniosłam na obiekt moich westchnień.
<PIOSENKA: KLIK>

„Jestem załamany,
Słyszysz mnie?
Jestem ślepy, bo tylko Ciebie widzę,
Tańczę, sam
Modlę się, żeby Twoje serce odwróciło się,
Kiedy przychodzę pod Twoje drzwi,
Spuszczam, głowę, by zmierzyć się z podłogą,
Ponieważ nie mogę spojrzeć Ci w oczy i powiedzieć ...”
Serce mocniej zabiło, gdy spojrzenie jego zielonych oczu, sprawiało, że wzleciałam do raju, z którego się nie chciałam wydostać, gdyż wiedziałam, że byliśmy tam tylko my dwoje.
Przyglądałam się, mocniej ściskając kawałek sukienki, gdy Hazz, nie przerywając naszego kontaktu wzrokowego, zaczął śpiewać refren.

***
„Kiedy on otwiera ramiona i trzyma Cię blisko dziś wieczorem,
Po prostu nie czuje się dobrze,
Ponieważ mogę Cię kochać bardziej niż on, yeah,
Kiedy kładzie Cię do snu, umieram wewnątrz,
Po prostu nie czuje się dobrze,
Ponieważ mogę Cię kochać bardziej niż on,
Kochać bardziej niż on...”
Magnetyzm jego zielonych oczu, przyciągał mnie i sprawiał, że nie byłam wstanie, chociaż na chwile cofnąć spojrzenia, chociaż w tym momencie było to wskazane, aby wyśpiewane słowa nie brzmiały jak wyznanie. Przed oczami stanęło mi nasze pierwsze spotkanie. Nasz pierwszy pocałunek, w którym czułam to palące pożądanie na mym ciele. On mi dawał tak wiele szczęścia..

„Jeśli będę głośniejszy, byś mnie dostrzegła?
Położyłabyś się w moich ramionach i uratowała mnie?
Ponieważ jesteśmy tacy sami
Ratujesz mnie, lecz gdy odejdziesz to uczucie
znów zniknie.

***
Potem widzę Cię na ulicy
W jego ramionach, słabnę,
Ciało mnie zawodzi, upadam na kolana, modląc się,

***
Kiedy on otwiera ramiona i trzyma Cię blisko dziś wieczorem,
Po prostu nie czuje się dobrze,
Ponieważ mogę Cię kochać bardziej niż on, yeah,
Kiedy kładzie Cię do snu, umieram wewnątrz,
Po prostu nie czuje się dobrze,
Ponieważ mogę Cię kochać bardziej niż on.
***
Nigdy nie miałem nic do powiedzenia ,
Ale teraz proszę Cię czy zostaniesz...
Choć na chwilę w mych ramionach,
A gdy będziesz dziś wieczorem zamykać oczy,
Modlę się, byś zobaczyła światło błyszczących gwiazd nad nami
.”

Naprawdę pragnęłam, aby mnie przytulił. Tutaj przy wszystkich objął i przycisnął do swoich ramion, w których zawsze czułam się bezpiecznie. Abym poczuła jego ciepło, tylko jego…
Czułam się jak by ta piosenka idealnie pasowała do mnie i do niego. Ja byłam z Joe dla kontraktu, ale kochałam Hazza, Harry myśli, że jestem z Jonasem, bo go kocham… Czy to może oznaczać, że…

Kiedy on otwiera ramiona i trzyma Cię blisko dziś wieczorem,
Po prostu nie czuję się dobrze,
Ponieważ mogę Cię kochać bardziej niż on,
***
Ponieważ mogę Cię kochać bardziej niż on, yeah
***
Kiedy kładzie Cię do snu, umieram wewnątrz,
To po prostu nie czuję się dobrze ,
Ponieważ mogę Cię kochać bardziej niż on, yeah,
Kiedy on otwiera ramiona i trzyma Cię blisko dziś wieczorem,
Po prostu nie czuje się dobrze,
Ponieważ mogę Cię kochać bardziej niż on, yeah,
Kiedy kładzie Cię do snu, umieram wewnątrz,
Po prostu nie czuje się dobrze,
***
Ponieważ mogę Cię kochać bardziej niż on,
Kochać bardziej niż on...”

Westchnęliśmy, nadal wpatrzeni w siebie, tak jakby był to wyścig o życie. Dopiero głośne oklaski, sprowadziły mnie na ziemie. Oderwałam spojrzenie, spoglądając na ludzi pełnych zachwytu. Przecież to Harry Styles! Dziwnie, żeby nie było tego zachwytu.
- To było cudowne. – Fala oklasków nadal nie ustępowała, a mi mina zrzedła, gdy facet ponownie zabrał głos. – Nadszedł czas na krótką scenkę miłosną. Cała widownia oddała wam pomysł. Możecie zaczynać.
Stałam w osłupieniu. Czułam na sobie wszystkich wzrok i JEGO.
Wzięłam głęboki oddech i odważyłam się spojrzeć na niego.
- Dlaczego zaśpiewałeś tą piosenkę? Coś mi sugerujesz? Jesteś o niego zazdrosny? - rzuciłam patrząc w jego stronę.
- Jesteś ślepa skoro tego nie widzisz.. - syknął chamsko się uśmiechając.
- Super, nie odzywałeś się do mnie tyle czasu, a teraz udajesz, że nadal ci zależy? – powiedziałam czując lekkie zażenowanie.
- Nie udaje, to ty udawałaś, kiedy mówiłaś „kocham”. - dopowiedział.
- Najgorsze jest to, że nie udawałam… - wyszeptałam cicho.
- To jest śmieszne. - patrzył na mnie aroganckim wzrokiem.
- Śmieszne jest to, że nadal cię kocham. – rzuciłam, a po chwili zorientowałam się, że powiedziałam to na głos.
- Słowo „kochać”, znasz definicje tego słowa? - powiedział. Przesadził…
- Ja tak, ty chyba niestety nie. - syknęłam spuszczając wzrok.
- Tęsknię za tobą, ale udaje że tak nie jest. - odparł cicho wpatrując się we mnie tymi kurewsko zielonymi tęczówkami i zszedł z podestu kierując się w stronę głównych drzwi.
Kolejne oklaski.  Stałam w osłupieniu, kiedy z moich oczu wylały się pierwsze krople łez. Ja nie znam definicji słowa „kochać”?! Ja?!
Od kiedy tylko się w nim zakochałam czułam się jak totalna, beznadziejna dziewczyna, która tylko marnuje swoje życie na kogoś, kto ma gdzieś, jak ja się czuję. Czekałam, każdej cholernej nocy i każdego cholernego dnia na to by go zobaczyć, by usłyszeć dźwięk jego głosu. Żyłam ze świadomością, że mogłabym być z nim szczęśliwa, ale on zawsze widział tylko Alexis. Teraz mi mówi przy wszystkich, że nie wiem, co to jest „miłość”?
Może i była to jakaś gra sceniczna, ale jestem pewna, że słowa wypowiedziane z jego ust były prawdziwe. On ma mnie gdzieś, więc co go interesuje, co ja czuje ta?
Udaje, że nie tęskni…
Gdyby tęsknił odezwał by się, ale tego nie zrobił.
                Usiadłam na miejsce nie słuchając już nawet słów prowadzącego. Czułam się jak zażenowana idiotka. Czym on się oburzył?! To ja powinnam wyjść z tej przeklętej sali.

W totalnej ciszy czekałam z Joe w holu aż nasz samochód podjedzie pod wejście. Zresztą o czym mielibyśmy teraz rozmawiać?
- Państwa samochód już czeka – zwrócił się do nas ochroniarz, otwierając nam drzwi.
Przed wejściem odgrodzeni od czerwonego dywanu barierkami, nadal koczowali ci bezwzględni fotoreporterzy, którzy jak hieny naskakiwali, gdy widzieli wychodzących gości z teatru.
Przy samochodzie czekał już kierowca z otwartymi drzwiami. Nawoływanie paparazzi nie robiły na mnie już żadnego wrażenia. Nie zatrzymując się, doszliśmy do auta. Weszłam do auta i zgryzłam dolną wargę zauważając wychodzącego z Alexis, Stylesa.
- Frajer. – odezwałam się, gdy kierowca zamknął drzwi.
- To było dziwne przedstawienie. – odparował zirytowany Jonas, kiedy usiadł obok mnie. Kierowca zajął swoje miejsce, ruszając.
 – Powiesz mi, co się dzieje? – zapytał. – To nie wyglądało na „zaaranżowane aktorstwo”.
- Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy. – fuknęłam zła. – Taka jest reguła naszego kontraktu.
- Jasne, super. Zaczynam żałować, że w ogóle spytałem- warknął.
- Fajnie, nie odzywaj się.
- Nie masz prawa mi mówić co mam robić.
- Ty też nie masz prawa wtrącać się w nie swoje, kurwa mać, sprawy.
- Ostatnio byłaś taka harda* do rozmowy! Aż rzuciłaś mi się na szyję, kurwa!
- Trochę za dużo wypiłam i nawet nie wyobrażałam sobie wtedy ciebie! – krzyknęłam nabuzowana negatywnymi emocjami. Moje oczy się zaszkliły, ale nie pozwoliłam na wypłynięcie chociaż jednej łzy. Przetarłam wierzchem dłoni oczy, odwracając od niego wzrok na szybę. Zerknęłam na kierowcę, ale ten na szczęście był głuchy na naszą kłótnie. Musiał wcześniej zasunąć czarną szybę, która nas od niego dzieliła.
Całą drogę nie zmieniliśmy słowa i pierwszy raz było mi to na rękę. Nie dość, że miałam dosyć tego cholernego Stylesa, swojej matki, Alexis to w dodatku ten idiota uparł się i mnie męczy.
Kierowca zatrzymał się, ale za nim zdążył wysiąść i otworzyć mi drzwi, ja zrobiłam to pierwsza.
- Dobranoc – odparłam w kierunku kierowcy, nie zwracając uwagi na Joe, ruszyłam do domu. Ściągnęłam szpilki, ściskając je w dłoni. Ciepłe kafelki przyniosły niesamowitą ulgę moim stopom. Weszłam do domu, rzucając szpilki w holu. Włączyłam światło w sypialni i rzuciłam się na łóżko.
Wyciągnęłam telefon i zauważyłam sms-a od Harrego. Zdziwiłam się, że jeszcze nie usunęłam jego numeru.
Kliknęłam na wyświetlacz gdzie było napisane: 'Kocham Cię, tęsknie i zależy mi na Tobie. Czy ty tego nie dostrzegasz?”

***
Harda – narzucanie się.
Tak więc oto zakończyłam rozdział XD
Następny nie wiem kiedy się pojawi, ponieważ jutro jadę już do kliniki i raczej na trochę tam zostanę.
Liczę na Wasze komentarze, które po powrocie ze szpitala zmobilizują mnie do dalszego pisania :D
***
Teraz coś z mojego życia Wam opowiem :D
Przedwczoraj poznałam shakjdfhjshfgbsdfh chłopaka *o*
No więc…
Z moją siostrą- Martą, chodziłyśmy po rynku. Chodzimy i się nudzimy no i nasz znajomy zadzwonił, że jedzie nad wodę i że może nas zabrać. Oczywiście zgodziłyśmy się &.&
Przyjechał z dwoma chłopakami< no jego znajomi>
Jeden nazywał się Kamil- leń, ja nie wiem jak można w wieku dziewiętnastu lat tak marudzić. >.<
Zacytuje Wam go: „ Ja nigdzie nie idę, bo mi się nie chce…”, „Chodźmy do samochodu, bo mi zimno”, „ Nogi mnie bolą i nie chce mi się spacerować”, „ Ja chce do domu, jedziemy?” – KOLEŚ LEŃ!
No i eeee…. Dawid *o* - Z początku się nie odzywał, cichy jak mysz pod miotłą, a potem jako tako szła rozmowa. Dawał mi nawet swój telefon Hahaha xD I pozwolił mi go wrzucić do jeziora, jednakże jestem na tyle miła, że mu tego telefonu nie wrzuciłam XD, Wszystko było by git, ale JEGO UŚMIECH jsdadfjkhsdafhsdfghdf, powalił mnie na twarz XD
Niby nic, a  jednak coś Haha xD Nie wiem, co się dzieję, ale czuje się świetnie Hahaha xD
Ryje się jak idiotka, ale wale to XD
 ***
Życzę Wam abyście pozaliczali wszystkie sprawdziany kartkówki itp.
Ja jak przyjadę ze szpitala to chyba wrzucę się z balkonu, mam praktycznie w tym tygodniu same sprawdziany. Nauczyciele powariowali.
No to… pa…

Będę za Wami tęskniła <3 

sobota, 24 maja 2014

Rozdział 8


*Tydzień później*

Praktycznie całą noc nie przespałam. 
Przewracałam się z boku na bok, zasypiałam, żeby po chwili obudzić się zalana łzami. Moja matka to ździra. Tak, to okropne mówić tak na swoją matkę, która dała ci życie, ale ona sama mi  je odbierała. Nienawidzę jej. Chyba odpowiadało jej uprzykrzanie mi życia, bo codziennie zapraszała do domu Alexis i Harrego. Dziwiłam się, że nawet raz nie odmówił. Kiedy tylko słyszałam tą popieprzoną aktoreczkę zamykałam się w pokoju i przez cały ten czas siedziałam zamknięta u siebie w sypialni. Paparazzi żerowało na nowych zdjęciach, a ja pragnęłam znów żyć własnym życiem.
Obudziłam się o dziewiątej, półprzytomna i ospała, ale przynajmniej już nie płakałam. Dzisiaj Joe zabiera mnie do teatru. Nigdy nie byłam w teatrze, więc ciekawe, czy mi się spodoba.
Umyłam twarz, zęby i poszłam w stronę salonu. Byłam już prawie w kuchni – skąd rozchodził się zapach kawy – gdy zadzwonił dzwonek. Moje serce zamarło. Instynktownie pomyślałam o Harrym, który był jedną z trzech osób, które portier bez pytania wpuszczał na górę.
Ale gdy otworzyłam drzwi, ujrzałam matkę, ojca i malutkie dziecko jej dłoniach. Miałam nadzieję, że udało mi się ukryć rozczarowanie, co to za dziecko?
 Przeszła obok mnie w turkusowej sukience, która sprawiała wrażenie namalowanej na jej ciele. Większość kobiet nie mogłaby sobie pozwolić na włożenie takiego stroju, ale na niej prezentował się seksownie, elegancko i odpowiednio do jej wieku. Oczywiście wyglądała tak młodo, że można było wziąć nas za koleżanki.
Rzuciła okiem na moje powyciągane spodnie od dresu z logo jakiegoś zespołu i podkoszulek, po czym powiedziała:
- Wyglądasz jak byś żebrała pod śmietnikiem. – Przewróciłam oczami i usiadłam przy stole nalewając sobie czarnego cudeńka. – Nic dziwnego, że Styles nawet na ciebie nie spojrzał. Szkoda, że Joe się z tobą męczy…
- To po co kazałaś mi się z nim spotykać, skoro tak się o niego teraz martwisz? – spytałam sarkastycznie biorąc spory łyk kofeiny. Nie dość, że nie spałam prawie całą noc to, to małe coś wydaje jakieś głośne dźwięki, rany.
 - Adoptowałaś dziecko?
- Nie, załatwiłam ci pracę. – spojrzałam się na nią jak na idiotkę.
- Co?
Podeszła do mnie, a w jej ramionach ukazała się mała buźka blond dziewczynki. Miała niebieskie oczy, kitkę na czubku głowy, delikatne rumieńce. Na moje oko miała ponad pół roku. Chwila…
Pół roku…
Pół roku…
Nie mówcie mi, że to…
- Tak, to jest Jess- córka Harrego i Alexis. Obiecałam im, że znajdę niańkę dla ich córeczki i pomyślałam o tobie. – otworzyłam z niedowierzania usta. To chyba są jakieś jaja…
 - Dlaczego mi to robisz, aż tak mnie nienawidzisz? – Położyła dziecko na moich kolanach i zarżała.
- Potem przyjdzie po nią matka Harrego. To pa! – pomachała dłonią i wraz z ojcem wyszli z budynku.
Dziewczynka przyglądała mi się bardzo uważnie. To było dziwne, bo nie zauważyłam ani jednego szczegółu po Harrym. Praktycznie nie była podobna ani do Alexis, ani też do Stylesa.
- Taaaa-taaaa? – spojrzała na mnie przekręcając słodko główkę. Zdziwiłam się, że tak małe dziecko potrafi wypowiedzieć słowa „Tata”. Czy tak małe dzieci nie powinny dopiero gaworzyć?
- Nie, nie ma taty. Jestem Stella i będę się tobą opiekować. – uśmiechnęła się i przytuliła. Od tego wszystkiego rozbolała mnie głowa, żołądek mi się przewrócił na lewą stronę, a to słodkie maleństwo sprawiało, że moje serce zaczynało się rozpływać.
Ziewnęła i przetarła malusimi rączkami niebieskie jak niebo oczy.
- Słoneczko jest głodne? – zapytałam, kiedy Jess poklepała się po brzuszku. Jak takie małe dziecko może być TAK inteligentne?!
                Położyłam małą na sofię. Szybko usiadła i oglądała, co będę robiła. Jak to co? Papu.
Szczerze? To nigdy nie zajmowałam się małym dzieckiem i nawet nie wiedziałam, co tak małe istoty jedzą. Zadzwoniłam do … Joe żeby się tego dowiedzieć. Powiedział, że przywiezie mi to jedzenie w przeciągu kilka minut. Nie tego się spodziewałam.
                Oczywiście zero spóźnienia.
- Cześć Joe, ratujesz mi życie. – Powiedziałam odbierając od niego butelkę z jakąś kaszką.
Podeszłam do Jess i ułożyłam sobie ją wygodnie na kolanach, po czym zdjęłam zawleczkę ze smoczka i przechyliłam butelkę, w celu nakarmienia małej.
- Kogo to dziecko, bo chyba nie powiesz mi, że adoptowałaś. – usiadł obok mnie spoglądając jak karmię dziecko mojej niespełnionej miłości.
- To jest Jess… córka…. – odrzekłam z nadzieją, że udało mi się ukryć zniesmaczenie.
- Jesteś pewna, że to córka Harrego? Zobacz tylko na jej…
- Zamknij się, nic nie mów… - przerwałam mu. Nie chce teraz myśleć ani o Harrym, ani o tym kogo jest to dziecko. Było minęło…
- Dobra, bo zaczynasz być groźna. – wybuchłam śmiechem, a on chwilę później.
- Jesteś niemożliwy! – dźgnęłam go palcem w brzuch.
- Gdybyś nie miała dziecka na rękach to dałbym ci nauczkę! - Uśmiechnął się do mnie. 
- Ciekawe…
- Witam… - Poczułam jak moje ciało pokrywa się gęsią skórką. O kurwa. Harry. Opuściłam drżącą ręką butelkę na podłogę.
- Harry, masz przeuroczą córkę. - Z mojej twarzy zniknął uśmiech.
- Tak wiem, dziękuję za opiekę. – Podszedł i zabrał swoje dziecko ode mnie z objęć.
- Stella byłaby dobrą matką. – stwierdził uradowany Jonas, a ja zatraciłam się  w bawieniu swoimi palcami.
- Nie wątpię, Joe. Masz cholerne szczęście, wiesz? – odwrócił się poprawiając małą na rękach. - Ja już pójdę, nie będę wam przeszkadzał. – na te słowa jak za pomocą czarodziejskiej różdżki wstałam na baczność. Wzrok Stylesa jak i Jonasa spotkały się z moją spuszczoną głową. Dlaczego za każdym razem tak na niego reaguje?
Jego czarne, idealnie dobrane jeansy opinały długie nogi, biała koszulka opinała mięśnie. To chyba sen…
- Nie zostaniesz? – odważyłam się spojrzeć w jego zielone tęczówki, ale co w nich zobaczyłam?
Niesmak, chłód, rozczarowanie.
- A mogę? – rzucił nagle, podnosząc jedną brew ku górze. 
- No… Jess zasnęła ci w objęciach, więc możesz ją tutaj położyć,  a my byśmy poszli usiąść do stołu. – znowu te oczy, znowu czuje się żałośnie, o ludzie.
- Podasz mi swoje dziecko? Mógłbym się nim chwilę zaopiekować. – zasugerował Joe. Chryste, co ty robisz?! Zmarszczyłam brwi i wyszłam z salonu kierując się prosto do kuchni.
Umyłam dłonie i stanęłam przy wysepce. Postanowiłam pokroić ciasto, które zauważyłam w lodówce. Widocznie gosposia musiała je kupić, bo raczej moja matka się do tego nie nadaje.
                Nagle spostrzegłam czyjąś obecność. Przełknęłam z ledwością ślinę, kiedy poczułam zapach Harrego w moich nozdrzach. Objął mnie w talii i dotknął ustami mojej skroni.
– Stell...
Zesztywniałam, chcąc powstrzymać niemalże niepohamowany impuls, żeby się o niego oprzeć.
– Przestań – wyszeptałam.
Wypuścił raptownie powietrze, aż zwichrzył mi włosy. Zacisnął ręce na moich biodrach i masował mnie przez chwilę palcami. Potem poczułam wibrowanie jego telefonu i puścił mnie, po czym zrobił krok do tyłu, żeby spojrzeć na wyświetlacz.
– Przepraszam – powiedział ponuro, wychodząc z kuchni, żeby odebrać telefon.
Nagle do pomieszczenia wszedł ciemnooki.
Zdobyłam się na uśmiech.
- Jak tam?
Spojrzałam w dół na ciasto, czując, jak moje serce rozpada się na kawałki.
– Coś jest nie tak, prawda? –  zapytał.
Odchrząknęłam.
– Gdzie jest Harry?
Odwróciłam się, żeby sięgnąć po nóż i zobaczyłam, że Styles stoi w progu i wpatruje się we mnie. Zamarłam.
– Ja wychodzę, zabiorę Jess do domu. – powiedział mrukliwie.
Przytaknęłam. Nie, nie odchodź.
- Szkoda, myślałem że porozmawiamy jak facet z facetem. – oznajmił zrezygnowany Kontraktowy Chłopak.
 Skinął głową i wyszedł.
Złapałam za krawędź zlewu, pochyliłam głowę i zamknęłam oczy. To Jonas był przyczyną tego, że Hazz wyszedł. To pewne.
Ale to nie moja wina, że potrzebuje kasy, jestem w bagnie i nienawidzę każdej sekundy bez niego. Już nie…
                Wybiegłam z pomieszczenia i złapałam go przy samochodzie gdzie wkładał śpiącą istotkę do fotelika. Zaskoczony przyglądał mi się uważnie.
- Coś się stało? - to pytanie z jego ust miało poważną barwę, a ja wcale nie miałam na niej poważnej odpowiedzi. Zamiast zachować się jak normalny człowiek i odpowiedzieć na pytanie to się rozpłakałam jak bachor. Stał w osłupieniu, a ja szlochałam jak głupia.
- Widziałem, że kłamiesz.- powiedział dość spokojnym tonem, ale i tak nie wiedziałam kompletnie o czym on bredzi.
- Nie.. nie odezwałeś się… przez 365 dni… - wyjąkałam.
- Stella… ja.. – Zamknął całkiem dystans między naszymi ciałami, zostawiając jedynie małą przestrzeń. Wpatrywał się we mnie z góry, co sprawiło, że straciłam poczucie mojej dominacji.
- Nie…, rozumiem. Masz dziecko i narzeczoną. To wiele tłumaczy…
- Stella, przestań! - rzucił przez zaciśnięte zęby, marszcząc czoło.  – Może teraz nie jest dane nam być razem, ale…
- Nie obiecuj czegoś, czego nie jesteś w stanie zrobić. To jest chore, że ja nadal o tobie myślę! - mój głos załamał się przy końcu, kiedy palące łzy wyrwały się z oczu. 
- Ale co ja mam z tym zrobić, kurwa?! Mam dziecko, Stella! Wcześniej myślałem, że po prostu zostawię je na pastwę Alexis, ale nie mogę, rozumiesz? Nie mogę zostawić dziecka! - wrzasnął, na co się wzdrygnęłam.

– Wiem.., nie dotykaj mnie, już nigdy. Rozumiesz? Tym dajesz mi nadzieję, tym że przychodzisz. Unikaj mnie albo... zachowuj się tak jakby to co mówisz było prawdą. – odwróciłam się i weszłam do budynku. 


***
Przepraszam, że dopiero dzisiaj dodaje, ale wczoraj cały dzień spacerowałam. Lepszej weny dostaje, kiedy spędzam tak aktywnie swój dzień. 
Podpowiem Wam, że od tego rozdziału dużo się będzie zmieniać. 
*** 
Chciałam również podziękować mojej siostrze ciotecznej- Marcie za to, że mi pomaga z tym blogiem. Gdyby nie ona zacięłabym się, a tak to myślę również nad III częścią tej historii. 
Następny rozdział postaram się napisać jutro lub ewentualnie w poniedziałek. 
Miło mi będzie jak zostawicie po sobie opinię, ona bardzo mi pomaga w pisaniu następnego rozdziału.
Miłego Słonecznego Dnia *.*
***
Zdjęcie Jess: 

środa, 21 maja 2014

Rozdział 7

Otworzyłam oczy i powitał mnie biały sufit. Kac Morderca dał o sobie znak, kiedy tylko przełknęłam ślinę. Waliło ode mnie alkoholem, fuuu…!
Mój Boże, moja głowa!
Wstałam i zaczęłam się rozglądać łapiąc za obolałą głowę.
Chwila…  To nie jest, kurwa mój pokój!
Zaczęłam wszystko, po kolei analizować i nagle oświeciło mnie.
Pocałunek! Całowałam się z Joe, bo wyobraziłam sobie, że to Hazza!
Rany Stella, serio?!
                Po ciuchu otworzyłam drzwi i zaczęłam nasłuchiwać, czy na horyzoncie nie widać właściciela tego apartamentu. Słyszałam, chyba odgłos dochodzący z kuchni. Czyli był to bardzo dobry znak, bo drzwi frontowe były niedaleko, więc dyskretnie, na palcach podreptałam do klamki i uradowana nacisnęłam ją.
- Chcesz uciec bez pożegnania? – Cholera!
Odwróciłam powoli głowę i poczułam, że jeszcze chwila, a zapadnę się pod ziemię.
I dobrze ci tak. Było się jeszcze z nim przespać, dziwko!” – wywrzeszczała moja podświadomość, tupując ze złości bosą stopą.
- Myślałam, że… -  Zmarszczyłam nos.
- Żeee…?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Nastąpiła chwila ciszy, po czym odetchnęłam głęboko.
- Że po prostu wyjdę? – odpowiedziałam, czując się jeszcze bardziej zażenowana tą zaistniałą sytuacją.
- Nie masz mi nic do powiedzenia? – zapytał, uważnie mi się przyglądając.
Zdobyłam się na uśmiech.
- Coś zrobiłam wczoraj?
 Uniósł jedną brew.
- Masz bardzo słabą pamięć po alkoholu.
Tak, rób z siebie idiotkę.., przecież to takie inteligentne..”- odezwał się ponownie mój beznadziejny głosik w mojej psychice.
Oj, zamknij już mordę!
 - Widocznie alkohol jest nie dla mnie. – zachichotałam jak totalna wariatka.
- Też jestem tego zdania, chociaż nie przywiozłem cię tu po to, aby cię upić.
- Przepraszam… - powiedziałam. Spuściłam wzrok w bose stopy.
Patrzyłam, jak odchodzi chwiejnym krokiem i nie odwracając się w moją stronę wszedł do kuchni.
Mam iść za nim, czy wyjść? Obraziłam go?
Cholera!
Stałam jak słup, aż w końcu ruszyłam swoje cztery litery prosto do pomieszczenia, gdzie jakieś piętnaście minut temu wszedł.
Siedział przy wysepce i pijąc kawę, oglądał coś w czarnym, prostokątnym urządzeniu. Dopiero teraz przeskanowałam jego ubiór.  Czarne spodnie idealnie opinały jego talię, biała koszula i luźno poluzowany krawat. Włosy ułożone w nieładzie, czyli wszystko na swoim miejscu.
Kiedy zrobiłam krok do przodu jego ciemny wzrok zatrzymał się na mojej skruszonej twarzy. Było mi strasznie głupio, ale wolałam z siebie robić kretynkę niż się do tego przyznać.
- Uszykowałem ci śniadanie, jeśli nie chcesz jeść, pić to możesz, jeśli chcesz oczywiście, skorzystać z łazienki lub mogę odwieźć cię do domu. Wybór należy do ciebie. – powiedział oschle już na mnie nie patrząc.
Nastała chwilowa cisza. Boże, niezręcznie!
- Mo.. mogę skorzystać z łazienki? – zapytałam drżącym głosem.
- Taa… - westchnął.

***

Umyta, najedzona i ten brak Sahary w ustach… Żyć, nie umierać.
Jonas odwiózł mnie pod sam dom, ale przez całą drogę nie odezwał się do mnie ani jednym słowem. Musiał być zły.
Wjechał bramą na podjazd przed willą moich rodziców i otworzył mi drzwi. Byłam skołowana tą sytuacją.
- Coś się stało? – spytałam, ale nic nie odpowiedział. Złapał mnie za rękę i zaprowadził do środka budynku.
Wchodząc przez próg drzwi usłyszałam damski głos, dziecko i moją głupią, jędzowatą matkę. Chichotała, jakby ktoś jej obiecał wycieczkę na Wyspy Kanaryjskie.
Joe ścisnął mocniej moją dłoń i przeciągnął korytarzem aż w końcu znaleźliśmy się w salonie.
- ALEXIS?! – niedowierzanie w moim głosie było niemal namacalne. Wszyscy zgromadzeni wpatrywali się raz we mnie, raz na Kontraktowego Chłopaka.
Mój wzrok padł na jedną osobę, która stała na wprost mnie z małym człowieczkiem, owiniętym niebieskim kocykiem. Zamarłam.
Zielone tęczówki niemal przeszyły mnie na wylot, a jego pełne usta lekko się rozchyliły. To były usta, które rok temu pieściły moje wargi. Duże dłonie mocniej zacisnęły się dookoła noworodka. Zauważyłam malutkie rączki, wystające poza kocykiem. Tylko nie to….
- Oh, przyszłaś! Jak tam nocowanie u Joego? – spytała sarkastycznie matka, a ja nadal byłam zszokowana.
Nie potrafiłam wydać z siebie najcichszego głosu. Wzięłam głęboki oddech i pospiesznie wypuściłam powietrze.
- Co to wszystko ma znaczyć? - wróciłam wzrokiem do rodzicielki.
- Zaprosiłam twoich przyjaciół, dawno ich nie widziałaś, więc zrobiłam ci niespodziankę. Podoba się? – uśmiechnęła się fałszywie.
- Tak, bardzo…

***

Siedziałam jak na złość przed nim, przed Harrym. Ściskał śpiącego dzieciaka, od czasu do czasu, kołysząc ramionami. Widać było, że kocha tę dziewczynkę. Przełknęłam powoli gulę, która zaczęła mnie znacznie uwierać.  Widziałam ten triumf w oczach własnej matki i Alexis. To było coś nie do opisania. Czułam jak rozpadam się patrząc, jak mężczyzna moich marzeń usypia dziecko innej kobiety, jak spogląda na mnie i jaki bije od niego chłód. Choć wcale się nie odzywał, ja dostrzegłam, że kocha to maleństwo.
- Więc Stella, jesteś z Jonasem? – zapytała Żmija Alexis.
- Spotykamy się… - oznajmiłam bawiąc się kawałkiem materiału.
Zarżała jak koń.
- Więc teraz u „znajomego” zostajesz na noc? To urzekające, Stello. – złączyła ręce i oparła o blat.
- Bynajmniej się ze znajomymi nie pieprze, Alexis. – puściłam jej oczko, czując rosnącą irytacje.
- Chryste! Stella, jak ty się zachowujesz?! – wrzasnęła matka.
- Yyy… mówię prawdę? – powiedziałam oschle.
Oczywiście dostałam wykład, ale kiedy odechciało mi się uczestniczyć w tym „spotkaniu”, wstałam i chciałam jak najszybciej się ulotnić.
- Jesteś… szczęśliwa? – usłyszałam nagle ochrypły głos, Stylesa.
- A wyglądam na szczęśliwą?

***

Tak, przepraszam że tak późno, ale już się Wam tłumaczę:
·         Spotkałam się dzisiaj z siostrą cioteczną, z którą nie rozmawiałam baaaaardzo długo.
·         Ona ma problemy miłosne, więc chciałam ją pocieszyć <sweet siostra>
·         Wymyśliliśmy pewien pomysł do tego opowiadania.
·         Podoba mi się pewien chłopak i eee… nie mogę się skupić na niczym.
W razie błędów PRZEPRASZAM, a następny rozdział zapowiadam, że będzie trzy razy dłuższy. 
To chyba wszystko.
Zrobiłam nowe FanFiction:  http://heartbroken-harry-styles-fanfiction.blogspot.com/
Na które serdecznie zapraszam. Zwiastun tego blog pojawi się w przeciągu 2 dni.

Jeszcze raz przepraszam… // Saki chan

niedziela, 18 maja 2014

Rozdział 6- II część

Przeczytaj notkę pod rozdziałem <3
Miłego czytania ^^
****************
 Zrobiliśmy rundkę dorożką wokół parku i kazałam pojechać mu do mieszkania moich rodziców. Kiedy dojechaliśmy do tego ogromnego budynku, Joe spojrzał na mnie przenikliwym wzrokiem. Szczerze to się cieszyłam, że przez resztę drogi nie odezwał się do mnie ani jednym słowem. Siedział wytrwale patrząc na drogę.
– Dziękuję za dzisiejszy wieczór. – powiedziałam, gdy obchodził samochód, aby otworzyć mi drzwi.- Wejdziesz?
Westchnął cicho, zakłócając przeciągającą się ciszę.
- Jeśli mogę? Chciałbym cię wysłuchać.
Skinęłam głową i z wahaniem zaczęłam kierować się do drzwi frontowych.
Zamknięte.
Szarpałam za klamkę, dzwoniłam dzwonkiem, ale nikt nie otwierał.
Kurwa!
- Wszystko okey? -  rzucił szybko.
- A wygląda jak by było okey?! - bąknęłam z irytacją.
- Daj. – odsunął mnie na obok i zaczął pukać do drzwi. Serio? Ten dom jest tak wielki, że nawet pukania nie usłyszysz.
- Przestań to na nic. Widocznie ta idiotyczna baba zrobiła to specjalnie. – zmarszczyłam czoło.
Chłopak wyrzucił ręce w powietrze.
- Więc, gdzie będziesz teraz nocować? Masz gdzie się zatrzymać? – czy on się o mnie martwi?
- Raczej nie, więc dzisiejszy dzień będę kimała na dworze. – walnęłam pięścią o drzwi.
Ciemnooki złapał mnie szybko za rękę.
- Przestań. Może chciałabyś zostać u mnie w domu na noc? - zapytał niepewnie, na co skonsternowana uniosłam brew.
- Słucham?! Wiesz jak to by wyglądało?
- To chcesz spać na dworze?! –Zmarszczył czoło na moment, ale jego twarz zaraz złagodniała, kiedy spuściłam wzrok.
Nie chciałam spać na dworze, ale też nie chciałam spać u niego w domu. Znałam go dopiero jeden dzień. Nie wiedziałam, czy mogę mu ufać, chociaż podpisałam z nim ten cholerny kontrakt. Zrezygnowana spojrzałam na niego.
- Dobra, ale łapska przy sobie!

***

Tak jak się domyślałam, mieszkał w apartamentowcu. Wszystko w klasycznym wystroju,  przez co czułam się komfortowo.
- Chcesz coś do picia? – zapytał rzucając czarną marynarkę na skórzaną sofę.
Zamiast odpowiedzieć, ja oglądałam jak powoli rozpina cztery pierwsze guziki białej koszuli.
Podniosłam wzrok na Jonasa, jakbym po raz pierwszy oglądała mężczyznę w koszuli. Uśmiechnął się, a ja poczułam wylewające się rumieńce na moich policzkach.
Poruszał ustami.
- Co? - zmarszczyłam brwi.
- Pytałem, czy wszystko w porządku?
Skinęłam głową, a on podszedł do lodówki i wyciągnął kilka jakiś produktów.
- Stello? - obniżył ton swojego głosu dając mi wyraźnie do zrozumienia, żebym spuściła z surowości mojego tonu, na co przewróciłam oczami i ruszyłam do wysokiego blatu przy którym ciął chyba marchewkę. Zaczęłam kręcić się na swoim miejscu jakby nie mogąc znaleźć dla siebie wygodnej pozycji, a on po prostu kroił i przyglądał mi się.
- Co? - bąknęłam.
- Przecież nic nie powiedziałem. - uśmiechnął się i prawie, prawie zobaczyłam ten jego pełny uśmiech ukazujący całą biel jego prostych zębów. Byłam tak blisko niego, że spostrzegłam ten jego błysk w lewym oku. Pachniał drogimi perfumami. Czy on jest mną rozbawiony? Dlaczego?! Dziwny z niego człowiek. Tylko ja wyczuwam niezręczność między nami?
                Po dwudziestu minutach podał mi omleta ozdobionego marchewką. Jezu, ale debil. Spojrzałam raz jeszcze w dół na talerz. Omlet pomimo tej zidiociałej marchewce, wyglądał całkiem apetycznie. Nabrałam porcję na widelec i wsunęłam do ust, po czym odłożyłam sztućce obok talerza. Joe westchnął i usiadł obok mnie.
- Więc, o co chodzi? - odezwał się w końcu.
- Z czym? - lekko zmrużyłam oczy uważnie mu się przyglądając.
- No z Stylesem.
Przygryzłam wargę, jednak szybko ją uwolniłam. Musiałam mu odpowiedzieć, chociaż nie. Nie musiałam, ale chciałam się komuś wygadać. To strasznie mnie męczyło.
- No więc, Harry to moja pierwsza miłość. - minęła chwila zanim cokolwiek powiedział, a jego twarz na ułamki sekundy zalała się szokiem, zanim otworzył usta. Wziął głęboki oddech i znowu nie mogłam nic odczytać z jego rysów.
- Dlatego jest między wami tak.. niezręczna sytuacja?
- Niezręczna? - zapytałam zaskoczona. Przełknęłam jeszcze kilka kolejnych porcji omletu, popijając wodą, którą mi wcześniej uszykował.
- Tak, to było do przewidzenia.
Westchnęłam cicho.
- Nie widziałeś gazet?
Potrząsnął głową.
- Harry wyznawał mi miłość, chociaż tak naprawdę nie czuł nic do mnie.
- Wykorzystywał twoje uczucia?
Linia szczęki Jonasa momentalnie się napięła.
- Nie, ale tak się czułam.
- Czujesz coś do niego jeszcze? - odparł poirytowanym tonem.
- Nie wiem. Minął rok, mam mętlik w głowie. - bąknęłam.
Niepewnie zakołysałam się na swoim krześle i w poczuciu dziwnego uczucia w środku spuściłam wzrok na zimnego już omleta.
- Mam ochotę uderzyć pięścią w twarz, Stylesa. Pomimo tego, że jesteś bardzo irytującą osobą.- odezwał się nagle Joe, ale jego głos zdradzał dziwne napięcie, jakby był rozzłoszczony.
-  Co?
- Mężczyzna powinien tak nie postępować. - odparł lekko poirytowany.
- No co ty…
- Dlaczego jesteś wredna? - zapytał marszcząc brwi.
- Bo mogę.
- To strasznie denerwujące.
Przewróciłam oczami i westchnęłam zmęczona.
- Masz coś do picia?
- Chodzi ci o wodę czy..?
Czy on jest tępy? Odsunęłam od siebie talerz i wstałam z krzesła.
- No masz w domu coś eee… z alkoholu?
Nie! Co ty wyprawiasz, Stell!
- Może być whisky?
Skinęłam głową.
- Może być - odpowiedziałam nieśmiało.

***

Czułam się już lekko wcięta, ale przysięgam, że nie byłam pijana. A może jednak? Byłam w fazie zaprzeczania samej sobie, a to nie wróżyło nic dobrego, jednakże czułam się po prostu dobrze.
Może to dlatego, że wypiłam ciut za dużo i czułam się pijana. Zaraz, przecież nie byłam pijana. Uśmiechnęłam się sama do siebie i przeczesałam palcami włosy. Nie mogłam być pijana, przecież wypiłam tylko kilka szklanek tego trunku. Nic mnie nie martwiło. To tak, jakby bym uwolniła się w końcu od zmartwień  i mogła poczuć się wolna.
- Stella, może chcesz się położyć do spania? - usłyszałam głos chłopaka i zmarszczyłam brwi skonsternowana. Nie wypił nawet kropli, może chciał mnie upić, a teraz wykorzysta?! Chociaż… jest przystojny, więc czemu nie?
Rany Stella! Nie jesteś dziwką!
- Mógłbyś wyluzować.
- Nie przywiozłem cię tutaj, żeby cię upić.- był bardzo poddenerwowany. O co mu do cholery chodzi?
- Wiem, ale powiedź. Jestem sexy? – zrobiłam pozę modeliki lekko chwiejąc się na nogach. Nie jestem pijana!
- Tak bardzo, pijana jesteś. - uśmiechnął się do mnie.
- Nie jestem pijana! – wydęłam usta.
- Chyba jednak jesteś, Stello.
- Oj przestań, dziadku! – Uniósł jedną brew.
- Dziadku?
Zachichotałam mało atrakcyjnie na co Joe wybuchnął gromkim śmiechem.
- Powiedź, podobam ci się, nie?
- Jesteś bardzo rozgadana i żartobliwa jak wypijesz, Madison - zaśmiał się lekko, a ja wywróciłam oczami, żeby powstrzymać samą siebie od śmiechu. Umilkł na chwilę, po czym westchnął głośno.
- Chodź do lóżka. – złapał mnie za ramię.
- Chcesz uprawiać ze mną seks? - Uśmiechnęłam się zawadiacko prostując swoje ciało.  Pan Nudziarz pociągnął łyka ze swojej butelki whisky. To wyglądało naprawdę obiecująco. Nie wiedziałam nawet dlaczego myślę o takich bzdetach, ale chyba wypiłam już dzisiaj wystarczająco dużo. Ale, nie, przecież nie byłam pijana, tylko lekko wcięta, prawda?
- Nie, żebyś mogła odpocząć. – złapał mnie za talię i bardzo powoli prowadził korytarzem. Miał bardzo unikatowy zapach. Jego szorstka broda lekko ocierała się o moje czoło. W pewnym momencie zatrzymałam się, przez co wpadł na mnie z takim impetem, że straciłam równowagę i wleciałam wprost w jego ramiona.
Zszokowana całą sytuacją nie wiedziałam co zrobić, ale nie chciałam wstawać. Ciągnęło mnie coś do tego głupka, a może to że byłam pijana. NIE!
Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie Stylesa. Jego usta, oczy i dotyk. Brakowało mi go.
Spojrzałam na osobę pode mną i wyobraziłam sobie, że to on. Że to Harry.
I właśnie w jednej chwili poczułam jego usta na swoich. Jego wargi były przyssane do moich, ale póki co miałam je zamknięte, w końcu chłopak nachalnie wepchnął mi do nich język, ale nie miałam na co narzekać, bo sama po chwili odwzajemniałam pocałunek. To wszystko działo sie w tak szybkim tempie, że nim się zorientowałem, a Harry napierał swoim ciałem o moje i czułam, że jego krocze wraz z wybrzuszaniem perfidnie ociera się o mój brzuch...
- Kurwa Joe, co my robimy?! – wstałam szybko czując, że za chwilę znowu upadnę. Za dużo wypiłam….


***
No to eee… Druga część rozdziału za nami.
Sorry, że tamten był taki krótki, ale naprawdę źle się czułam.
Chciałam Was poinformować, że możecie zadawać pytania Harremu jak i Emily, a nie długo również Stelli z tego opowiadania.
Chciałabym również prosić aby każdy kto przeczytał ten rozdział zostawił po sobie jakiś ślad. Chociaż krótki komentarz, ponieważ za tydzień jadę do kliniki i nie wiem ile tam będę, chcę dodać dla Was 3 rozdziały w tym tygodniu, ale nie wiem czy będziecie chcieli tak szybko je przeczytać.
Czyli: 
Dzisiaj dodaje II część szóstego rozdziału.
Środa: siódmy rozdział.
Piątek: ósmy rozdział.
Niedziela: dziewiąty rozdział.
Pasuje Wam taki termin?
Jeszcze raz proszę Was o pozostawienie opinii, to naprawdę ważne.
Ask Emily (siostra Hazza):  http://ask.fm/EmilyStylesSL
Do następnego <3

piątek, 16 maja 2014

Rozdział 6

Powietrze z moich płuc całkiem uleciało, a serce zaczęło walić jak młotem. Nie mogłam się ruszyć. Wszystko wokół mnie zamarło, a mój wzrok skupiony był tylko na nim.
Stał tak blisko. Jego spojrzenie sprawiło, że byłam sparaliżowana i to dosłownie. Byłam wręcz zszokowana. Kiedy złapaliśmy kontakt wzrokowy, jego spięta sylwetka lekko się rozluźniła, jakby przeszła po nim jakaś mistyczna siła, a ciemne zielone tęczówki pogłębiły kolor, gdy zerknął na Joego.
-  Znacie się? – zapytał zdezorientowany mój towarzysz.
- Ja… to znaczy.. Harry… - Byłam tak przytłoczona tym wszystkim, że nie mogłam nawet wydusić z siebie głosu. 
Harry, kurwa, stał tuż przede mną! Serce waliło mi jak oszalałe, a ja nadal nie mogłam uwierzyć w to, że on tu tak po prostu stoi. Tak strasznie za nim tęskniłam, ale ponowne widzenie się z nim dało mi do zrozumienia, że to już nie ten sam Styles. Od tego mężczyzny o szmaragdowych oczach bił chłód i coś jeszcze, ale nie mogłam stwierdzić, co to jest.
- Byliśmy kiedyś przyjaciółmi. - Słowa wypowiedziane z jego ust były jak uderzenie w twarz. JAK TO „BYLIŚMY”?!
- A rozumiem. Chcecie porozmawiać, pewnie dawno się nie widzieliście? – zaproponował, ale szybko się wtrąciłam.
- Raczej nie mamy już, o czym rozmawiać. Możemy gdzieś usiąść? - szepnęłam półgłosem nie odrywając wzroku od obiektu moich westchnień, Jonas stał w oszołomieniu. Byłam więcej niż pewna, że był skołowany tą całą sytuacją.
Złapał mnie za rękę i kiwnął głową na odchodne do grupy, w której parę sekund temu staliśmy. Kiedy się odwróciłam zobaczyłam ją. Tą dziewczynę bardzo podobną do tego Idioty.  Miała na sobie oliwkową krótką sukienkę i czarne czółenka. Jej blond farbowane włosy opadały luźno na ramionach. Wpatrywała się we mnie z otwartą buzią. Ten wieczór to jakaś katastrofa.
                Doszliśmy do okrągłego stołu bogato ozdobionego, gdzie siedziało już parę jakiś osób. No super, same snoby.
- Witaj Joe. Kim jest twoja piękna towarzyszka? – odezwał się jakiś brodacz w eleganckim czarnym garniturze.
- To moja towarzyszka, Stella. – uśmiechnęłam się, chociaż chciało mi się beczeć.  Stella, weź się w garść!
- Miło nam cię poznać, Stello. – odezwał się znowu.
                Siedziałam przy tym stoliku jak jakiś imbecyl. Oni rozmawiali o interesach, a ja popijałam powoli czerwone wino. Było dobre, bo drogie. Zawsze drogie rzeczy są najlepsze.
Spojrzałam przed siebie i znów natknęłam się na wzrok Stylesa. No kurwa, serio?! Przestań się gapić!
Bawił się tym swoim telefonikiem, jakby jego świat od niego zależał.
Udław się nim głupi, egoistyczny, surwielu! Nie odzywał się do mnie ROK. ROK KURWA! Nie próbował nawet się skontaktować. Pewnie nawet nie przyszedł na lotnisko, kiedy wyjechałam tamtego dnia. Miał na to wyjebane!
W sekundzie cały krwistoczerwony płyn  otarł się o moje gardło. Wyzerowałam kieliszek, a Joe dolał mi drugi.
Wszystkie „Snoby” raptownie ucichły, ale po chwili wznowili swoją idiotyczną gadkę o tym jacy oni są wielcy i ile pieniędzy wydali przez ostatnie dwa dni.
Między daniem głównym a deserem Jonas poprosił mnie do tańca. Pod wpływem nalegań reszty gości zostałam zmuszona aby się zgodzić. Musiałam przyznać, że idealnie się do tego nadawał. Kiedy zostałam przez chwilę sama podeszła do mnie znajoma blondynka. Miała na imię Emily i była siostrą Stylesa. Sympatyczna z niej osoba.

- Potrzebuję powietrza - bąknęłam cicho Panu Bogatemu.
Przeszłam przez drzwi,  które prowadziły na taras. Usiadłam przy fontannie, z której leciał powolny strumyk i schowałam twarz w dłoniach. On tu, kurwa, jest. Chciało mi się drzeć i płakać... Nie wiedziałam co ze sobą zrobić.
- Więc… spotykasz się teraz z Joe? -  Serce podeszło mi do gardła, kiedy sunęłam wzrokiem po wysokiej sylwestrze mężczyzny. O dzyzes!  Szybko stanęłam na baczność.
- Harry.. - Przygryzłam wargę, a gdy zrobił krok w moją stronę, momentalnie się cofnęłam.
- Długo się znacie? - rzucił.
- Od jakiegoś czasu. - bąknęłam nieśmiało.
- Jesteście ze sobą blisko? – Co to kurwa jest?! Wywiad środowiskowy?!
- Będziemy teraz mówili o moim życiu uczuciowym? – zmarszczyłam ze zdenerwowania czoło.
- Dlaczego nie?
 - Żartujesz, tak?
- Nie. - uniósł swoje brwi, na co w odpowiedzi znowu zmarszczyłam swoje. – Po prostu ciekaw jestem.- popatrzył mi prosto w oczy, kiedy powoli zwilżyłam swoje usta.
- A jak tam… eee… twoje dziecko? To dziewczynka, tak? -szepnęłam półgłosem, a on zatrzepotał rzęsami.
- Tak. Nazwałem ją Jess. – diaboliczny głos Harrego wywołał dreszcze wzdłuż mojego kręgosłupa. Gwałtownie potrząsnęłam głową, kiedy poczułam jaki wpływ wywiera na mnie sam dźwięk jego ochrypłego głosu. Moje własne ciało mnie zdradziło. Moje ciało to suka.
- Dużo wypiłaś? Mam cię odwieźć do domu?
- Nie, przyjechałam tu z Joe. - nerwowo przeczesałam włosy palcami.
- Nie wiedziałem, że teraz się z nim umawiasz.
- Nikomu nie spowiadam się z mojego życia prywatnego. - syknęłam.
- To chyba dobrze, nie?
- Chyba tak. – rzuciłam oschle. Co jest ze mną nie tak?!
Nagle usłyszałam kroki.
- Jednak postanowiliście porozmawiać? – Boże, po co ten kretyn przylazł?
Podszedł do mnie i przycisnął usta do mojej skroni.
- Jesteście ze sobą? – zapytał, Styles.
- Ni…
- Tak. Ja i Stella jesteśmy razem. – przerwał mi ten Zboczony Kretyn.
- Oh… szczęścia. - Nerwowo przygryzłam dolną wargę, gdy jego wzrok niebezpiecznie pociemniał.
- A jak tam z Alexis, Styles? Myślisz o jakimś złączeniu? – zesztywniałam.
- Myślę, czy oświadczyć się ponownie Alexis. -  zerknął na mnie, a ja spuściłam wzrok. Jak to … oświadczyć?
- Super! Mam nadzieję, że nas zaprosicie na ślub? – spytał irytująco uradowany, Ciemnooki. Przymknij ryj, cwelu.
- Jeśli chcielibyście…  Stella, chciałabyś?
Nie odpowiedziałam. Z trudem przełknęłam ślinę i ledwo zauważalnie skinęłam głową. Kąciki jego ust lekko zadrżały w nikłym uśmiechu.
- Możemy wracać? - rzuciłam półgłosem.
- Jasne. - Joe chwycił mnie za dłoń, a ja aż się wzdrygnęłam. To tylko udawane, wytrzymaj Stella.
- Dobrej nocy, Stello. - powiedział miękko, Styles. Odwróciłam swoje wilgotne oczy, a w moim gardle uformowała się ogromna kula nie pozwalająca wydusić mi z siebie słowa.
Kiedy tylko wsiedliśmy do auta zapadła grobowa cisza, jednakże bardzo mi ona odpowiadała. Siedziałam na tym skórzanym fotelu zszokowana i  równocześnie sparaliżowana. Łzy zaczęły powoli skapywać z moich policzków.
- Wiem, że to niezgodne z kontraktem, ale chcesz o tej całej sytuacji porozmawiać?
- A chce ci się mnie słuchać? – wyszlochałam, pociągając nosem.

- Jestem dobrym słuchaczem. 





***
Witajcie!
Jak obiecałam, piątkowy 
wieczór-nowy rozdział. 
Średnio podoba mi się ten rozdział, ale może dlatego, bo źle się czuję. 
Druga część tego rozdziału pojawi się w niedziele o tej samej porze. 
W razie błędów, przepraszam :c
Czytasz-Komentujesz-Motywujesz
Lof/ Saki chan

sobota, 10 maja 2014

Rozdział 5

                Po raz pierwszy w życiu bez żadnego przymusu poszłam pobiegać. Założyłam swoje stare adidasy, czarne legginsy i T-shirt. Włosy związałam w luźny kucyk. Zabrałam z torby iPoda i ruszyłam do drzwi.
- Gdzie ty idziesz? – usłyszałam z tyłu za mną głos rodzicielki. Niechętnie odwróciłam się i wywracając oczami powiedziałam:
- Biegać. – co innego mogłam powiedzieć? Irytująca baba.
-Domyśliłam się. Słyszałam, że masz zamiar umawiać się z Jonasem. – zauważyłam na jej twarzy dziwny grymas i już wiedziałam, że coś jest nie tak.
- Dobrze słyszałaś, mam zamiar się z nim umawiać. Sama chciałaś żebym się z nim spotkała, więc spotkałam. Całkiem fajny gość. – fajny? Gdzie ty dziewczyno widzisz w nim coś fajnego?!  No może te oczy…
- To dobrze.. – chrząknęła i zniknęła z mojego pola widzenia. Tak, odwal się.
                Biegłam przez park słuchając piosenki Ed’a Sheeran’a- Lego House.
Wszędzie ludzie, oczy, ludzie, oczy i dziwne uśmiechy. Tak kurwa, Stella biega!
                Nie wszystko kończy się szczęśliwie. Harry był z Alexis, miał dziecko z tą przebiegłą dziwką i zapewne nieźle sobie radzili. Harry i ja? To było od samego niedorzeczne. Te puste słowa, które mi wykrzykiwał: „ Kocham cię, Stella. Zakochałem się w tobie”.  Od samego początku było to dla mnie dziwne. Mówił, że odchodzi od Alexis, że może dla mnie zostawić dziecko i tą…, ale nie zostawił. Czułam się przez to wykończona emocjonalnie. Moja podświadomość mówiła mi: „ Zapomnij o nim i zrób krok do przodu”, ale to nie było takie proste, kiedy serce biło w rytm jego kroków.
Teraz jednak miałam inne zadanie do wypełnienia. Musiałam jedynie przetrwać tą całą umowę między tym emmm… Męskim Podrywaczem. Wywarł na mnie ogromne wrażenie i musiałam się do tego przyznać. Serio potrafił nieźle „czarować”. To pewnie ten jego władczy „urok”.  Czułam się przy nim jak ćma, która lata wokół ognia. Fuck, Fuck, Fuck.
                Zatrzymałam się przy fontannie, opierając dłonie o kolana i próbowałam chwilę ochłonąć. Rozejrzałam się i jak zwykle setki gapiów. Boże, irytujące…
Wzięła głęboki, orzeźwiający oddech i wróciłam truchtem do mieszkania.
                Spokój, cisza tak jakby mój dom przestał istnieć, a raczej ludzie, którzy w nim mieszkają.
Spojrzałam na zegarek była 11:25. Podeszłam do lodówki i sięgnęłam po sok pomarańczowy. Po paru sekundach zimny płyn rozszedł się po moim gardle wywołując na całym ciele falę dreszczy. Schowałam pudełko tam gdzie stało wcześniej i postanowiłam zrobić sobie tosty. Uwielbiałam je jeść na śniadanie.
Po skończonym posiłku udałam się do łazienki.  Po godzinie siedzenia pod prysznicem w końcu wyszłam. Owinęłam się ręcznikiem i pomaszerowałam do pokoju, włączając komputer.
Jedna nowa wiadomość
__________________________________________
Nadawca:  Joe Jonas
Temat: Moje warunki oraz końcowe ustalenia.
Data: 23 września 2014, 23:25
Adresat: Stella Madison
                Witam, mam nadzieję, że nie nudziłaś się w moim towarzystwie i miło spędziłaś ze mną czas. Oczywiście zgadzam się na Twoje warunki, jednakże ja też mam ich parę.
Pierwszy warunek: Jeśli mamy udawać parę musimy przynajmniej chodzić za rękę lub się przytulać. Nie musimy się oczywiście całować lub jak Ty to napisałaś „wskakiwać do wyra”.
Drugi warunek: Chciałbym abyś wyprowadziła się z apartamentu rodziców i zamieszkała pod wskazanym adresem, który Ci podam. Raczej nie odpowiada mi Twoja dzielnica. 
Trzeci warunek: Chcę abyś ubierała tylko te rzeczy, które ja Ci wybiorę. Będę Cię zabierał na spotkania i przyjęcia biznesowe. Nie chciałbym abyś wyglądała… przeciętnie. (Nie chciałem Cię w tym punkcie obrazić).
Czwarty warunek: Tak jak wspominałem: Nie chcę aby ktokolwiek się dowiedział o tym spisku.
Piąty warunek: Chcę abyś używała tylko tych urządzeń, które ja Ci zakupię.
Szósty warunek: Chcę wiedzieć gdzie jesteś i co robisz. Zawsze.
Siódmy podpunkt: Ja opłacam wszystkie twoje zachcianki. (Tzn. SPA, fryzjer, stylista, itp. )- Jest to w moim zakresie. Za to nie jesteś mi nic winna.
                Jeśli chcesz przedyskutować któryś podpunkt pisz niezwłocznie. Kiedy dotrzemy do porozumienia spiszę wszystkie podpunkty oraz Twoje dane i wyślę je mojemu adwokatowi. On spiszę w całość umowę. Pozdrawiam Joe JonasPrezes, Jonas Maxers Holding, Inc.
 ___________________________________________
                
Jezu, co za koleś?!
Analizowałam punkt pod punktem. Nie podobało mi się, że miałam być monitorowana przez niego. Żadnym. Kurwa. Psem. Nie. Byłam. A już tym bardziej żadną własnością.
Czy on w ogóle czytał to co napisałam?! Nie lubię jak ktoś mną rządzi, a on właśnie przetoczył tak cholernie głupi punkt.
___________________________________________
 Nadawca:  Stella Madison
Temat: Czy Ty w ogóle czytałeś moje warunki?!
Data: 24 września 2014, 12:25
                Przeczytałam, każdy punkt i muszę przyznać, że jeden mi się nie podoba. Pozwól, że go przytoczę: „Szósty warunek: Chcę wiedzieć gdzie jesteś i co robisz. Zawsze.” - czytałeś mój podpunkt, który mówił: Nie będziesz mi rozkazywał, co mam robić. … Nie lubię, kiedy ktoś mną pomiata i zachowuje się jak bym była czyjąś własnością.” – Nie zgadzam się na Twój podpunkt. Nie będziesz mnie monitorował, bo Twoją własnością Panie Jonas nie jestem i nigdy nie będę. Jest jeszcze parę podpunktów, które mi się nie podobają, ale nie tak jak ten. W ogóle, dlaczego nie podoba Ci się moja dzielnica? Co jest w niej nie tak? Ubieram się przeciętnie, bo lubię. Niechętnie mogę zgodzić się na Twoje warunki OPRÓCZ podpunktu szóstego, a jeśli masz zamiar z niego nie zrezygnować to chce mieć takie samo prawo do niego. To tyle w temacie. Zirytowana Stella Madison.
__________________________________________

Niemal dokładnie dwadzieścia minut później odpisał.
________________________________________
Nadawca: Joe Jonas
Temat: Końcowe ustalenia
Data: 24 września 2014, 12:45
Adresat: Stella Madison
                Przykro mi, że Panią uraziłem, jednakże to moje podstawowe warunki i raczej z nich nie zrezygnuje. Lubię mieć wszystko pod kontrolą i nie wyobrażam sobie żeby było inaczej. Punkt szósty nie jest raczej od monitorowania, Panno Madison tylko w razie gdybyś była mi potrzebna. <Typu spotkania, przyjęcia itp.> Oczywiście chciałbym poinformować, że każdy podpunkt niniejszej umowy będzie obowiązywał całą umowę, czyli każdy punkt obejmuje Ciebie jak i mnie.
Jeśli będziesz chciała jeszcze coś dopisać do umowy oczywiście zgodzę się na to.
Co do pytań.  Twoja dzielnica wydaje mi się bardzo podejrzana. Może i mieszkasz w apartamencie to i tak dziwnie się czuję w tej części miasteczka. Ubierasz się oczywiście naturalnie, ale na spotkanie, na które będziemy chodzić będzie mnóstwo ważnych osób, nie licząc paparazzi, z którymi już podobno miałaś styczność. Na takich bankietach kobiety mają suknie za co najmniej 25 000 tys. dolarów jak nie więcej. Nie chce abyś się odznaczała lub było Ci głupio siedzenia w takim towarzystwie. Twoi rodzice są bogaci, więc pomyślą, że i Ty jesteś. Cieszę się, że możesz na moje warunki przystać. Myślę, że mogę już wysłać wszystkie uzgodnione warunki do mojego  adwokata?
Joe JonasPrezes, Jonas Maxers Holding, Inc.
_______________________________________
Nadawca:  Stella Madison
Temat: Umowa
Data: 24 września 2014, 12:50
                Myślę, że wszystko ustaliliśmy. Kiedy umowa będzie gotowa? Stella Madison
_______________________________________
Nadawca: Joe Jonas
Temat: Końcowe ustalenia
Data: 24 września 2014, 12:55
Adresat: Stella Madison
                Jeszcze dzisiaj. Podpiszesz dokumenty u mnie w biurze. Podeślę po Ciebie służbowy samochód o 15:00. Do zobaczenia Panno Medison. Joe JonasPrezes, Jonas Maxers Holding, Inc.
______________________________________

***

Przeszłam przez drzwi obrotowe i znalazłam się w lobby Jonas Maxers Holding dziesięć minut wcześniej niż miałam być. Zdecydowałam się założyć czarne dopasowane spodnie i białą tunikę oraz wygodne płaskie baleriny. Włosy pozostawiłam rozpuszczone. Nigdy nie miałam cierpliwości by je ułożyć. Moje loki to dokładnie syzyfowa praca.
Dwadzieścia pięter później znalazłam się w holu Jonasa. Przede mną wznosiła się ściana z kuloodpornego szkła, a w niej podwójne drzwi, które prowadziły do recepcji. Recepcjonistka siedząca przy biurku w kształcie półksiężyca zauważyła, że dziko skradam się po pomieszczeniu.
Dziewczyna była bardzo ładna, o oryginalnej mieszanej urodzie, z pewnością z kroplą azjatyckiej krwi. Miała błyszczące, gęste ciemne włosy, obcięte krócej z tyłu, z przodu sięgające do podbródka, piwne oczy, a usta pełne i naturalnie zaróżowione.
 –Pewnie pani Stella Madison. Pan prezes już czeka. Zaprowadzić panią do biura?
– Oczywiście. – Ruszyliśmy, więc korytarzem na lewo od recepcji do samego końca, gdzie znów skręciliśmy w lewo.
Stanęłam jak wryta, nie mogąc oderwać oczu od mężczyzny, który wydawał się jeszcze bardziej olśniewający, niż pamiętałam. Dobry dobór barw jego stroju, surowość srebrnego krawata i chłód śnieżnobiałej koszuli podkreślały niezwykły ciemny kolor jego oczu. Moja reakcja na widok stojącego Jonasa ze swobodnie odpiętą marynarką i rękami włożonymi nonszalancko do kieszeni była niczym uderzenie w niewidzialną ścianę, która niespodziewanie wyrosła przede mną. Stał niedaleko swojego potężnego ciemnego biurka rozmawiając przez telefon. Z tyłu za nim rozciągała się ogromna panorama. Nawet nie wiedziałam, że niedaleko za miastem jest tak wielgachny biurowiec. Otworzyłam drzwi i weszłam.
- Kto?! – wrzasnął.
Stanęłam tak gwałtownie, że zatarasowałam drogę sekretarce, która wpadła z impetem na moje plecy i poleciałam do przodu. Pan Władczy doskoczył do mnie i złapał mnie szybko w talii. Zachwiałam się na nogach i wpadłam prosto w jego ramiona. W jednej chwili wstrzymałam oddech, tym samym chyba wyłączając tryb zdrowego rozsądku. Mimo że dzieliły nas warstwy materiału i tak czułam jego stalowe mięśnie pod mymi dłońmi, a jego twardy brzuch stykał się z moim.
– Uważaj, bo zrobisz sobie krzywdę. – mruknął swym wibrującym głosem.
–Puszczaj mnie! – szybko stanęłam na równe nogi.
Joe wypuścił mnie wreszcie z ramion, aż zachwiałam się na płaskim obuwiu.
– No dobrze. – powiedział władczym tonem spoglądając na osobę z tyłu za mną. – możesz wyjść, teraz.
Jezus… koleś luz, wiesz co to jest luz?  
- Tak jest, Panie Prezesie. – aż mi się jej szkoda zrobiło.
- Zawsze jesteś taki apodyktyczny dla swoich pracowników? – zapytałam skanując jego sylwetkę. Agrhr….
- Nie jestem miły dla żadnego mojego pracownika, Panno Madison. – zacięłam zęby ze złości.
- Mówiłam. Mam na imię Stella. Mów po ludzku. – wycedziłam. Uśmiechnął się i wskazał mi miejsce przed jego fotelem.
Całe pomieszczenie ogarniała nieskazitelna biel: sufit, podłoga i ściany, a na nich małe obrazy i barek z alkoholem.
- Pijesz w burze?
Usiadłam na swoim miejscu, a on wyciągnął plik dokumentów.
- Czasami się zdarza, ale tylko czasami. – zapewnił mnie.
Jak to jest, że chłopak mając eee… na moje oko z dwadzieścia siedem lat zachowuje się jak czterdziestolatek?
- Masz tą umowę? – spojrzałam na dokumenty, które właśnie wertował.
- Tak, przeczytaj je i powiedź, czy wszystko ci odpowiada. – podał mi teczkę z kartkami zapisanymi czarnym tuszem.
____________________________________
Umowa
Zawarta dnia ….. 2014r. („Data zawarcia umowy)
Pomiędzy PANEM JOE JONASEM, zamieszkałym w Seattle, England, America oraz PANNĄ STELLĄ MADISON, zamieszkałą w England. STRONY USTALAJĄ, CO NASTĘPUJE1.
                Poniżej wymieniono warunki umowy pomiędzy osobami wyżej wymienionymi.
WARUNKI PODSTAWOWE:
2. Podstawowym celem niniejszej umowy jest odkrycie rzekomego romansu między ojcem Pana Joego Jonasa, a matką Panny Stelli Madison.
3. Zarówno zainteresowana odkryciem romansu jak i osoba proponująca „fałszywy związek” zgodnie ustalają, że wszystko, co się wydarzy na mocy niniejszej umowy, zostanie dokonane za pozwoleniem drugiej strony, będzie mieć charakter poufny i podlegać uzgodnionym ograniczeniom  oraz procedurom podanych w umowie.
4. Obie strony zapewniają, że do samego końca umowy nie będą żywili do siebie żadnych romantycznych uczuć.
5. Przestrzeganie powyższego (i wszystkich dodatkowych podpunktów) stanowi podstawę niniejszej umowy. Każde naruszenie unieważnia umowę ze skutkiem natychmiastowym i obie strony zgadzają się ponieść pełną odpowiedzialność i konsekwencje takiego naruszenia.
ROLE:
6. Pan Joe Jonas jest odpowiedzialny za strój i wszystkie dogodności Panny Stelli Madison i procedur ustalonych w niniejszej umowie.
7. W przypadku gdy Pan Jonas nie będzie przestrzegał uzgodnionych zasad i procedur określonych w niniejszej umowie bądź ustalonych dodatkowo warunków, Zainteresowana ma prawo zażądać należyte pieniądze i zerwania umowy.
8. Zaangażowana ma obowiązek wstawiać się na spotkania i przyjęcia, o których poinformuje Pan Jonas.  Ma stać się jego wizytówką i nie wyczyniać podejrzeń.
WYPOWIEDZENIE UMOWY I OKRES OBOWIĄZYWANIA 
9. Zaangażowana i Zleceniodawca zawierają niniejszą umowę w dniu określonym powyżej, mając pełną świadomość jej charakteru i zobowiązują się przestrzegać jej wszystkich warunków.
10. Niniejsza umowa obowiązuje okres jednego miesiąca od daty podpisania („Okres Obwiązania Umowy”). Po wygaśnięciu Okresu Obowiązywania Umowy Zleceniodawca wypłaca określoną sumę przez Zaangażowaną. Każdej ze stron wolno zaproponować przedłużenie niniejszej umowy. W przypadku braku zgody umowa zostaje rozwiązana i obie strony mogą powrócić do swojego życia z przed umowy.
DOSTĘPNOŚĆ
11. Zaangażowana zobowiązuję się do bycia na przyjęciach, spotkaniach i spacerach od piątku do niedzielnego wieczoru każdego tygodnia w Okresie Obowiązywania Umowy; konkretne godziny określi Zleceniodawca.
POSTANOWIENIA DOTYCZĄCE UMOWY
12. Żadnego kontaktu cielesnego i romantycznych uczuć. (Oprócz przytulania, chodzenia za rękę itp.)
13.Żadne ze stron nie wtrąca się w życie drugiej osoby.
14. Każda ze stron zapewnia, że nie wyjawi żadnego podpunktu z umowy.
15. Zleceniodawca jest zobowiązany dać po umowie dokładną sumę jaką sobie zażyczy Zaangażowana.
16. Zaangażowana musi zamieszkać w mieszkaniu <który wybierze Zleceniodawca> oraz ubierać się w ubrania, które wybierze Pan Joe Jonas.
17. Zaangażowana ma używać tylko tych urządzeń, które wybierze Zleceniodawca.
18. Zleceniodawca opłaca wszystkie zachcianki Zaangażowanej. (Typu: SPA, fryzjer, stylista, itp. )- Jest to w zakresie Pana Joe Jonasa.
UWAGI KOŃCOWE
19. My, niżej podpisani, przeczytaliśmy i w pełni rozumiemy warunki niniejszej umowy. Z własnej i nieprzymuszonej woli akceptujemy warunki niniejszej umowy, co poświadczamy własnoręcznymi podpisami.
Zleceniodawca:              Joe Jonas                       Data:
Zaangażowana:              Stella Madison               Data:
 ______________________________________
Po przeczytanej lekturze w końcu zerknęłam na niego.  Ciągle mnie obserwował. Jego prawa dłoń spoczywała na blacie, długie eleganckie palce wybijały rytm, przesuwając się po gładkiej drewnianej powierzchni.
- No i?  Są chyba wszystkie warunki, które uzgodniliśmy mejlując. – Patrzył na mnie tym swoim intensywnym, świdrującym spojrzeniem.
- Też tak myślę, ale serio muszę się wyprowadzić z domu? – zapytałam marszcząc brwi.
- Chciałbym żebyś nie mieszkała z rodzicami. Wolałbym żebyś mieszkała od nich z dala na jakiś czas. Znalazłem mieszkanie niedaleko miasteczka. Jeśli nie chcesz się wyprowadzać mogę skreślić ten podpunkt, ale wolałbym nie.
- Chcę zostać w mieszkaniu moich rodziców. Zresztą ich praktycznie nie ma w nim, a do dzielnicy się przyzwyczaisz. Wykreśl ten podpunkt. - jego napięta szczęka była dla mnie znakiem ostrzegawczym, że nie podobało mu się to, ale skreślił czarnym piórem ten warunek. Ufff… jak dobrze.
- Czy coś jeszcze, Stello? – Ożeż… chyba się zdenerwował.
Spojrzałam jeszcze raz na umowę i potem na jego zdeterminowaną twarz.
- Chyba nie. Co się stanie, kiedy już podpiszę to? – wskazałam na umowę.
- Wtedy możemy zacząć naszą grę. – odpowiada złowieszczo. Boże, z kim ja mam pracować?! Z psychopatą?!
- Więc zacznijmy tę grę w końcu. – powiedziałam zabierając mu z dłoni czarny pisak i podpisałam się w rubryce „ Zaangażowana”.
- Witam od dzisiaj, MOJA Stello. – Uśmiechnął się szeroko, a ja miałam ochotę wybiec z tego przeklętego gabinetu. Run! Bitch Run!
- Twoja „ fałszywka”, Jonas. – poprawiłam go przewracając oczami.
- Skoro dzisiaj się zgodziłaś, a jest już piątek musisz gdzieś ze mną pojechać. – poinformował mnie wstając ze skórzanego fotela.
- Co?! Tak od razu?! – uniosłam z niedowierzania brwi.
- O dziewiętnastej nasza firma organizuje przyjęcie charytatywne. Chcę cię przedstawić mojemu ojcu i mojemu dawnemu koledze, który wrócił z zagranicy. Przyjechałbym po ciebie, co ty na to?
- Chyba nie mam innego wyjścia jak pojechać na to przyjęcie. – cholera jasna, dlaczego nie podpisałam tego później?!  
- Zaczekaj. – wykręcił jakiś numer i przyłożył słuchawkę do ucha.
- Dzień dobry, Evo…. Tak, potrzebuję sukienki dla mojej przyjaciółki na przyjęcie… tak…. Jaki nosisz rozmiar? – zapytał mnie, a ja zdenerwowana i lekko podirytowana wydukałam:
- Rozmiar L
- Rozmiar „L”, jak najszybciej, proszę…. MASZ najszybciej znaleźć jej sukienkę i fryzjera, potem wyślę ci adres. – rozłączył się.
- Myślę, że mogę już  wyjść. – powiedziałam trochę rozdrażniona.
Odprowadził mnie do windy mówiąc na odchodne: Do zobaczenia, Mała.

***

Przeciągnęłam czarną, obcisłą sukienkę przez moje uda i dalej w górę ciała, którą podała mi ciemnoskóra amerykańska kobieta. Nieźle się namęczyłam, żeby wcisnąć się w coś tak małego i wąskiego. Odetchnęłam z ulgą, kiedy okazało się, że była idealnie dobrana do mojego ciała.  Musiałam przyznać, że wyglądała całkiem nieźle. Odsłaniała trochę nogi i akurat tyle, ile bym sobie życzyła dekoltu. Właściwie to, kto powiedział, że ja w ogóle mam jakiś dekolt?
Nienawidziłam sukienek, ale w tym momencie miałam gówno do gadania. Musiałam to włożyć i dała mi to jasno do zrozumienia jego „Seksowna stylistka”.  
 Amerykanka postanowiła pozostawić moje długie fale, aby spadały mi swobodnie po plecach. Starała się okiełznać mocno kędzierzawe pasemka, ale w ostateczności poddała się. Ha! mówiłam, że to trudne?!
Zrobiła lekki makijaż i kazała mi podejść do lustra. Wyglądałam elegancko, seksownie i zajebiście jednym słowem. Dziewczyna ma dar. W ciągu godziny zrobiła ze mnie miss.
Otworzyła małe kwadratowe pudełko i wyciągnęła z niego czarne szpilki. Pasowały, co mnie szokowało. O rozmiarze mojego obuwia nie było mowy, a ona ma parę szpilek, które dokładnie przylegają do moich stóp i o ludzie! Są tak wygodne, że mam ochotę chodzić w nich całą wieczność.
- Boże dziewczyno, masz jakiś dar?! – zapytałam z szeroko otwartymi ustami.
Uśmiechnęła się ukazując swoje nieskazitelnie białe zęby. Idealna…
- Moje zadanie zostało wykonane. Jeśli coś Pani będzie potrzebować proszę się do mnie zgłosić. – podała mi wizytówkę. Isabella Kamida.
- Proszę, mów do mnie Stella. – uścisnęliśmy sobie dłonie.
- To ja już pójdę. Baw się dobrze, Stello. – powiedziała posyłając mi oczko. Już ją lubię.
Odprowadziłam ją do drzwi. Przed budynkiem zauważyłam czarnego mercedesa Joego. Chwyciłam torebkę, kluczę i ruszyłam do drzwi. Odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę samochodu. Pan Mroczny od razu wyszedł ze swojego eleganckiego auta i otworzył mi drzwi.
- Wyglądasz przepięknie. -  chwycił moją rękę i pociągnął mnie lekko w swoją stronę. Pocałował mnie w policzek. POCAŁOWAŁ. W. POLICZEK!
- Ehr! Myślałam, że zaczniemy dopiero „naszą grę” jak wjedziemy na przyjęcie, a nie na środku ulicy w dodatku przy moich sąsiadach! – syknęłam wyrywając się z jego uścisku.
- Wyglądasz naprawdę przepięknie. – obdarzyłam go sarkastycznym uśmiechem i wskoczyłam do środka. Już miałam zamykać drzwi, kiedy mnie powstrzymał. Wzdrygnęłam się lekko zdziwiona tym jego zachowaniem.
- Przestań być taką wredotą, Panno Madison. To bardzo denerwujące. - Jego oczy niebezpiecznie błysnęły. Jedną ręką opierał się o dach samochodu, a łokieć drugiej ulokował na otwartych drzwiach. Nie miałam najmniejszej możliwości ich zamknąć, albo uciec. Jaki przerażający typ!
- Postaram się..
- Zuch dziewczynka! - zamknął w końcu drzwi i ominął samochód idąc w stronę drzwi kierowcy. Wstrzymałam oddech. Cholera jasna. Chciałam otworzyć drzwi, ale były zamknięte. Kurwa mać.
***
Kiedy zaparkował odpięłam pas i sięgnęłam by otworzyć drzwi. Były zamknięte. Wywróciłam oczami i mruknęłam z niezadowoleniem, gdy usłyszałam jego diabelski śmiech. Odwróciłam głowę przez ramię, żeby zmierzyć go wzrokiem, ale już go nie było. Właśnie wysiadał z auta. Obserwowałam jak z elegancją obchodzi samochód i otwiera przede mną drzwi. Wyciągnął dłoń. Niepewnie chwyciłam jego rękę i wysiadłam z auta, obciągając i poprawiając swoją sukienkę. Zamknął drzwi i złapał mnie za rękę. Stado paparazzi rzuciło się na nas jak hieny na mięso. Zaczęłam się denerwować.  Ciasno trzymając moją dłoń poprowadził mnie w stronę cholernie drogiej restauracji. Widziałam ją w gazecie. Miała co najmniej z siedem gwiazdek. O w mordę jeża!
- Nie denerwuj się, po prostu trzymaj się mnie. – poinformował mnie całując przelotnie moją dłoń wywołując przy tym następną fale fleszy. Jest niezłym aktorem.
Puściłam jego dłoń, a on zaczął się ze mnie śmiać jak pacjent z wariatkowa.
- Co?! - rzuciłam wkurzona tymi wszystkimi ludźmi, którzy się na nas bezczelnie gapili.
- Miałaś nie być wkurzająca. -  ostrzegł niskim i ostrożnym głosem. Głośno przełknęłam ślinę. Cholera.
Potrząsnął lekko głową z tym swoim apodyktycznym uśmieszkiem i pociągnął mnie w stronę jakiegoś bilbordu łapiąc talię. Czułam, że jeszcze chwilę i dostanę oczopląsu.
- Uśmiechnij się, mała. – wyszeptał mi wprost do mojego ucha.
Po skończonej „sesji” udaliśmy się w stronę pomieszczenia.
 Niektórzy z gości wyglądali naprawdę młodo, kiedy wysiadali z drogich limuzyn. Jedna dziewczyna przykuła moją uwagę najbardziej. Wpatrywała się na mnie i co najdziwniejsze była tak łudząco podobna do Stylesa, że miałam ochotę do niej podbiec i spytać się kim jest.
Dotarliśmy do głównych drzwi i drogę zagrodzili nam dwaj postawni ochroniarze. Obydwaj w koszmarnie drogich garniturach.
- Witamy, Panie Jonas oraz pańską piękną towarzyszkę. – skinął głową.
Chwilę później zaoferował mi swoje ramię, a ja je przyjęłam. Nienawidziłam tego uczucia, gdy przechodziliśmy przez tłum ludzi w środku tego luksusowego pomieszczenia. Wręcz czułam się spłoszona i wystraszona widząc niektóre spojrzenia, tak jakbym w ciągu sekundy stała się bardzo smaczną zwierzyną.
 - Przedstawię ci kogoś. – szliśmy do grupy ludzi na końcu sali. Wszyscy elegancko ubrani.  Niepewnie rozglądałam się wokół,  ludzie robili nam przejście.
Nagle zamarłam. Praktycznie słyszałam swój puls, poczułam suchość w ustach i ustający rytm serca. Stałam w miejscu jak zaklęta, gdy cień wysokiego mężczyzny pojawił się tuż przede mną. Mój zdenerwowany wzrok błądził po całej długości jego ciała. Od razu puściłam Jonasa. Jego czarny garnitur był idealnie dopasowany, a biała koszula odsłaniała kawałek jego zniewalającego torsu ukazując kawałek namalowanego czarnym tuszem motyla. Zauważyłam też nowy tatuaż na jego lewej dłoni. Ciemne, kręcone włosy idealnie zostały wystylizowane. Poczułam zbierające się łzy w kącikach moich oczu.
- Poznaj mojego starego przyjaciela. Harry Styles, a to jest…
- Stella… - wyszeptał swoim ochrypłym głosem.

Niech mnie szlag! 




***
Jak Wam się podoba ten rozdział? Dla mnie jest średni, ale w końcu pojawił się Harry sadhbjsgdhaGD! 
Miałam trochę problem z napisaniem tej cholernej umowy, ale udało się. 
Cieszę się, że czytacie mojego bloga. 
Zostawcie po sobie ślad <3 
Do następnego YOLO