piątek, 12 września 2014

Rozdział 13

To już rok jak nie mam kontaktu z Harrym.
Zawsze, kiedy budzę się lub przed snem, zadaje sobie te same pytania: „ Gdzie jest?”, „ Czy nie wpakował się w jakieś złe towarzystwo?”, a co najważniejsze „ Czy żyje?”. Na żadne z tych pytań nie mogłam sobie odpowiedzieć.  Takie życie w nieświadomości jest bardzo męczące. Tym bardziej, że zespół od tamtego dnia nie istnieje.  Ja pomimo tego jak bardzo chciałam o nim zapomnieć…
Bolało mnie serce...
                Dla mnie dzisiaj, jutro i pojutrze wygląda tak samo. Każdy następny dzień.
Wstać - przetrwać dzień – iść spać.
Co się z nami stało? Myślałam, że to wielka miłość? Byłam aż w takim błędzie? – znów nasunęły mi się pytania.
WSPOMNIENIE

                To był nasz pierwszy raz. Pierwszy raz kochałam się z Harrym. Marzenia czasem się spełniają. Harry Styles mnie pokochał tak samo jak ja jego. To było nie do pomyślenia. Wszystko było by piękne gdyby nie telefon od Louisa.
„- Jess w szpitalu?!”
W pierwszym momencie nie wiedziałam, co się dzieje. Co mogło wywołać panikę w chłopaku, którego tak kocham.
Gdy byliśmy już w drodze do szpitala, siedziałam jak kołek i postanowiłam się nie odzywać.
Przed szpitalem stały dwie jednostki paparazzi i trzy wozy policyjne oraz ochrona zespołu. Harry jednak nie patrzył na to że nasz związek zostanie ujawniony, nie zważał na nic. Podjechał pod same wejście budynku i wybiegł z samochodu, złapał mnie za rękę i zaczął biec w stronę recepcji.
Byłam oszołomiona blaskiem fleszy, chaosem wokół nas a także tym, że z każdej strony otaczali mnie ludzie, którzy patrzyli się na mnie jak na potwora.
- Gdzie znajdę Jessice Styles?! – wydyszał waląc dłonią o blat.
- Pokój 302, drugie piętro, oddział niemowlaków, Panie Styles.
Nie zatrzymywał się, bieg ile miał sił w nogach a ja wlekłam się już resztkami sił. Ścisnął mocniej moją dłoń i kazał mi nie przestawać biec, że jeśli tylko się zatrzymam dorwą nas dziennikarze, a on teraz nie ma zamiaru udzielać jakichkolwiek wywiadów.
Zgodziłam się.
W przedziale  między oddziałem noworodków, a oddziałem dziecięcym stali już ludzie z ochrony i kiedy tylko przekroczyliśmy linię zabezpieczającą ochrona zatrzymała natrętnych fotografów.
Na korytarzu stali wszyscy. Cała rodzina Harrego, ekipa z zespołu, ale co zdziwiło mnie najbardziej, pośród wszystkich obecnych nie było Alexis.
- Gdzie jest Jess?! Co z nią?! – Odezwał się Loczek, ale nikt nie odpowiedział. Słychać było tylko ciche szlochy i  płacz.
- Gdzie jest moja córka, do cholery?! – odezwał się ponownie.
Z tłumu osób wyłonił się Louis. Szedł powoli w naszą stronę, a w dłoni trzymał mały, zakrwawiony sweterek Jess.
- Nie mówcie mi, że…
- Harry, Alexis miała wypadek, w którym uczestniczyła także Jess. Chciała ją wziąć na przejażdżkę, a kiedy jechały wbił się w nie pijany mężczyzna. Alexis miała dużo szczęścia natomiast Jess… - Harry i ja staliśmy sparaliżowani. Wszystko mieszało mi się w głowie. To dziecko, dziecko… nie żyje, natomiast ta wredna suka TAK?!
Upadł jak zraniony anioł. Patrzył w podłogę, a z oczu płynęły łzy.
Przytuliłam go, głaskałam po głowie. Próbowałam uspokoić.
Odepchnął mnie. Wstał i zaczął walić pięścią o ścianę.
Louis widząc to złapał przyjaciela za ramiona i zaczął trząść by obudził się z amoku.
- Takim zachowaniem nie zwrócisz jej życia! – krzyknął.
- Gdzie ona jest…? Gdzie jest moja córeczka?!
- Przewieźli ją już do kostnicy… Posłuchaj teraz musisz być przy Alexis, ona teraz cię potrzebuje najbardziej. – Słucham?!
Chciałam powiedzieć: „nie, zostaw ją! Przecież tego dziecka nie chciała!”, ale nie byłam w stanie. Przecież oni byli jednak nadal ze sobą, pomimo tego co się wydarzyło kilkanaście godzin temu.
Poszedł.
                Siedziałam na korytarzu przeszło osiem godzin. Chciałam zostać z Harrym, wspierać go i w razie czego pocieszyć. Wszyscy już pojechali do domów. Było późno. Zostałam sama w poczekalni, ale nie poddawałam się. Chciałam być tego dnia z nim. Wspierać go.
Po paru minutach zauważyłam na końcu korytarza ciemną postać,  to był Zielonooki. Podniosłam się szybko z krzesła i zaczęłam biec w jego stronę, a kiedy byłam już wystarczająco blisko rzuciłam mu się w ramiona.
- Oh… tak bardzo jest mi przykro. Nawet nie wiesz jak…
- Idź do domu. – ponownie mnie odepchnął.
- Słucham? – spytałam zdenerwowana.
- Chce być sam.
- Nie zostawię cię. -  szepnęłam ze łzami w oczach.
- To wszystko moja wina. Gdybym wtedy nie był z tobą może mógłbym ją wtedy uratować! Nic by jej się nie stało, a tak nie żyje! Gdy ona walczyła o życie ja w tym czasie się pieprzyłem z tobą! – jego słowa były niczym sztylet zadawany prosto w serce.
- Żałujesz teraz tego? – zapytałam powstrzymując by urywany szloch nie przedarł się przez moje roztrzęsione usta.
- Tak, żałuję. Znowu rozbiłaś moje życie na milion drobnych kawałeczków. Nie chce mieć już z tobą nic wspólnego. Zostaw mnie w spokoju. Jesteś najgorszym moim błędem od kiedy żyję. Życie bez ciebie było o wiele lepsze, a jednak ty się pokazałaś i znowu przechodzę koszmar, jebany koszmar!
- Nie mów tak, jesteś teraz zdenerwowany. Nie myślisz tak…, prawda?
- Daj mi spokój…
 Odchodził. On, mój Anioł, kochanek, wspaniała osoba. Zawsze uważałam go za kogoś wyjątkowego. Pomagał mi zawsze, trzymał za rękę, gdy płakałam. Pomocny, uczynny. Jego rękaw zawsze był do dyspozycji, gdy chciałam się w niego wypłakać. Myślałam, że tak będzie już zawsze, że będziemy razem do przysłowiowej "grobowej deski". W głowie kołowała się masa myśli; "Jak on może mi to robić? Po tym wszystkim co razem przeżyliśmy.. Przecież ja go kocham... Dlaczego?!". Nikt nie znał odpowiedzi na te pytania, nikt też nie wiedział dlaczego miłość, tak wielka, gorąca, która miała trwać do końca, kończy się. Czyżby on przestał mnie kochać? Przecież to niemożliwe! Zawsze dawał mi dowody miłości, twierdził, że kocha jak nikogo innego. Na pewno nie kłamał... A może pokochał znów Alexis? Bałam się zapytać. Bałam się odpowiedzi. Leciały łzy, w powietrzu unosił się zapach bezsilności i cierpienia... Wierzyłam w miłość strasznie! Wierzyłam, że kiedyś to, co przeżyłam jako dziewczynka, wynagrodzi mi los w przyszłości. Nie miałam szczęśliwego dzieciństwa. Potrzebowałam bardzo kogoś, kto będzie mnie kochał. A teraz? Wszystko się zepsuło, mur który budowaliśmy wspólnie, nagle się rozpadł. Tak samo jak ta wielka, szalona miłość. Tak szybko, bez słowa wyjaśnienia. W końcu odważyłam się. Spytałam: Dlaczego?
Nie odwrócił się. Może bał się. W końcu stało się to, co praktycznie było znów nieuniknione... ROZSTANIE. ”

KONIEC WSPOMNIENIA


Mój monolog przerwał dzwoniący telefon. Podniosłam słuchawkę i przystawiłam do ucha.
- Jonas Corporation, słucham?
- Stella? Możesz przyjść do kawiarni? To ja- Caroline. Jestem z Lolą.
Spojrzałam na zegarek, miałam przerwę już od dwudziestu minut. Praca.. tak tylko ona powstrzymywała te bolące i zadające wciąż na nowo rany w moim sercu.
- Zaraz zejdę. – odłożyłam słuchawkę i zaczęłam zbierać swoje rzeczy.
                Siedzieli przy stoliku i popijali kawę.
- Cześć wam. – przywitałam się i zajęłam miejsce.
- Co u ciebie? W ogóle się nie odzywasz. Jak „twój” narzeczony? – zaczęła Lola.
- Narzeczony? – zapytałam zdziwiona.
- No nie mów mi, że ty i Joe nie macie się ku sobie?
- Nie wiem, o czym ty bredzisz…
- No o tym, że od trzech miesięcy się spotykacie tak na serio. Wiesz… te portale plotkarskie…
- Słuchaj ich dalej, a daleko zajdziesz. – próbowałam jakoś wyjść cało z tej krępującej sytuacji.
- Oj dobra… - podniosła filiżankę do ust i upiła parę łyków , po czym ją odstawiła.

 - A teraz powiedzcie mi, czego dowiedzieliście się na temat Harrego od detektywa Horana?


******
Witam Was mordy! Wiem, zawiodłam Was. Przez ostatnie tygodnie nie miałam weny, w ogóle. Null! Dlatego nie dodawałam rozdziałów. Mam nadzieję, że mnie nie opuściliście i nadal z chęcią będziecie czytać to opowiadanie tym bardziej, że dużo się będzie teraz działo. Jeszcze raz Was przepraszam, a wszystkich którzy przeczytają ten post proszę o komentarz. Jak Wam się podoba taki obieg sprawy? nakręciłam za bardzo? 
Do zobaczenia niebawem :)