środa, 12 sierpnia 2015

Rozdział 18.-epilog


''Są ta­cy, którzy uciekają od cier­pienia miłości. Kocha­li, za­wied­li się i nie chcą już ni­kogo kochać, ni­komu służyć, ni­komu po­magać. Ta­ka sa­mot­ność jest straszna, bo człowiek uciekając od miłości, ucieka od sa­mego życia. Za­myka się w sobie. '' -Jan Twardowski


Po raz kolejny w swoim życiu zasnęłam na kanapie i w pewnej chwili przebudziłam się z beznadziejnym zdezorientowaniem, nie wiem, gdzie się znajduje i co mogło się stać, że tu zasnęłam. Nagle przypomniałam sobie, że Harry tu był. Unosił się jeszcze zapach jego perfum w powietrzu. Kiedy szybko zerwałam się z łóżka i szukałam włącznika od lampy, niefortunnie zrzucam na podłogę kieliszek wina, przez co rozbijam go. Echo rozbitego szkła obiło się o moje uszy.
- Cholera... - chrząknęłam i zaczęłam zbierać kawałki kieliszka.  Przez to, że wczoraj "trochę" wypiłam miałam helikopter w głowie, naprawdę potrzebowałam położyć się  z powrotem. Ale nie...
To nieznośne pukanie do drzwi przyprawiało mnie o zawrót głowy. Od pewnego czasu ktoś dobijał się do drzwi.
- Zaraz! - Podeszłam do drzwi i  jeszcze pół przytomna otworzyłam je.
Ale, ale, ale...
Coś było nie tak...
Przetarłam niezgrabnie oczy i spojrzałam na osobę stojącą przede mną. To Harry...
- Co ty tu robisz? - powiedziałam czując już znajomy ucisk na serduchu.
Chłopak spojrzał się na mnie jak na wariatkę.
- Słyszałem rozbicie szkła i myślałem, że...
- Dasz mi w końcu święty spokój? - powiedziałam łapiąc się za głowę i idąc w stronę wysepki kuchennej.
Styles szedł za mną, a każdy jego krok odbijał się echem do mojego serca i chociaż panował półmrok w moim domu to i tak mój wzrok tak się wyostrzył, że nawet to mi nie przeszkadzało.
- Stella, co mam zrobić żebyś w końcu mi wybaczyła? Ja naprawdę cię kocham i uwierz mi, że przez cały ten czas tęskniłem za tobą, umierałem bez ciebie... Uwierz. - Odwróciłam się i zauważyłam jak jego dłoń chce dotknąć mojej twarzy, niestety... Nie pozwoliłam mu na to.
Usiadłam na barowym krześle przy barku i wlałam sobie do szklanki wody.
Mężczyzna mojego życia, mojej duszy i serca ukląkł przede mną i złapał mnie delikatnie za dłoń. Nie rozumiałam jego poczynań, ale w głębi siebie chciałam go przytulić, pocałować i powiedzieć jak bardzo za nim tęskniłam, jak bardzo chciałam z nim być gdy stracił Jess, kiedy odszedł z zespołu. To czego nie mogłam, chciałam to zrobić teraz.  
W ciszy spoglądaliśmy sobie w oczy i czułam jak unoszę się do nieba. Nie mogłam uwierzyć, że jest tu i mnie dotyka. Po chwili zaczął muskać moją delikatną i przepłakaną tyle razy twarz. Widziałam w jego oczach ból i co najważniejsze miłość. Miłość bezgraniczną.
- Stello... - usłyszałam ochrypły głos Harrego. Kochałam i kocham nadal ten dźwięk. - Wybacz mi...Stello, ja nadal cię kocham... - wymamrotał wyschniętymi nagle ustami. 
Poczułam, że zapiera mi dech. Siedziałam nieruchomo, obserwując jego twarz, na której malował się najpierw żal, potem smutek, a w końcu w rozszalałą miłość. Tylko on tak na nią patrzył, żaden mężczyzna nie był w stanie robić takiego wyrazu twarzy. W jego oczach widziałam tą samą miłość jak za pierwszym razem.
Gdy Harry pochylił się nade mną, poczułam się jak we śnie. Wszystko wydawało się rozmyte, miękkie i pozbawione konturów. Usta miał zadziwiająco ciepłe i łagodne, czułam w nim jednak wstrzymywane napięcie. Naraz w moim ciele pojawiło się zupełni nowe odczucie, jakby od stóp do głów przenikał mnie poryw wiatru zapowiadający ostry, słodki, ogłuszający ból.
A później... Nie czułam  nic prócz rozkoszy i pożądania. Każdy jego dotyk przyprawiał mnie o zapomnienie, aż w końcu... Poczułam jak być szczęśliwą, jak jedna osoba potrafi wznieść cię ponad góry i w końcu w chwilę zapomnienia.
Następnego ranka obudziłam się najszczęśliwszą osobą na świecie. Mieć obok ukochaną osobę to tak jakby najgorsze zmartwienia uniosły się w przestworza. Może i nie zasługiwałam na szczęście, ale to co dostałam od Boga było najwspanialsze na świecie.
Odwróciłam się i zobaczyłam te jego w nieładzie loki, które nadawały mu uroku, ciało za które bym zabiła. Zauważyłam jego czarną koszulę i postanowiłam, że pierwszy raz od tylu beznadziejnych zmarnowanych dni, założę ją.
Kolejne dni też były szczęśliwe.
Harry wrócił do chłopaków, znowu miał fanów i znowu zrobił się sławny. A ja?
Byłam najbardziej rozchwytywaną osobą na świecie, dostawałam e-maile od fanów Harrego. Nie które nie były miłe, a nie które dodawały otuchy.
Pewnego dnia zaczęłam się źle czuć i to w dodatku na koncercie chłopaków. Mdliło mnie i kręciło w głowie, okazało się że byłam w ciąży, byłam szczęśliwa.
I on też...
Dwa miesiące później oświadczył mi się na koncercie. Obeszło to cały świat.
Mimo, iż zrobiłam się sławna mój kochany mąż nadal traktował mnie tak jak za pierwszym razem, kiedy wyznawał mi miłość.
Kto by powiedział, że kiedy myślałam że mój świat się skończył on dopiero się zaczął.
...
OD AUTORKI: Pragnę podziękować wszystkim czytelnikom i tym co odeszli i tym co czytali nadal losy Harrego i Stelli. Postanowiłam, że tym rozdziałem zakończę tą opowieść, gdyż nie mam czasu na prowadzenie go, a po drugie jakoś straciłam wenę po śmierci mamy. Ale dla niej chce zacząć pisać nową opowieść i dodam jeszcze, że będę się starała wydać książkę może i nie w tym roku, ale w następnym. Mam nadzieję że będziecie mnie wspierać.
Jeszcze raz dziękuję wszystkim za wsparcie i życzę Wam dużo szczęścia.

czwartek, 16 kwietnia 2015

Rozdział 17.


"
"Kiedy prawda jest ohydna, ludzie starają się ją ukryć, ponieważ wiedzą, że odkryta, narobi szkód. Więc ukrywają ją pomiędzy grubymi ścianami… albo za zamkniętymi drzwiami… albo niejasno wykręcają się sprytem… ale prawda, nieważne jak gorzka, zawsze wychodzi na jaw… i ktoś, na kim nam zależy, zawsze na tym cierpi… i ktoś inny upaja się jego bólem, a to właśnie prawda, najgorsza ze wszystkich prawda."
"



RETROSPEKCJA


- Głupia krowa! Jesteś tak brzydka, że nawet nie chce mi się na ciebie patrzeć! - usłyszałam krzyki uczniów z mojej klasy ze szkolnego boiska kierujące w moją stronę. Starałam się jak najszybciej uciec od tego piekielnego miejsca gdzieś, gdzie nikt nie mógłby mnie zobaczyć, ale nie udało mi się. 
- A ty gdzie uciekasz, głupia szmato?! - zaczął John. Bałam się go, gdyż nie wyglądał na te piętnaście lat co ja. Jego postura i zachowanie wskazywało na to, że prawdopodobnie nie zdał trzy lata. Po wyjeździe Harrego... zaczęłam nie dawać sobie rady. 
- Odczep się! - wydarłam się, ale to tylko pogorszyło sprawę. Złapał za mojego warkocza i gwałtownie pociągnął. Z moich ust wydostał się przerażający jęk. - cz..czego chcesz ode mnie?! 
- Nic takiego. - uderzył mnie w twarz. - no zawołaj teraz swojego Harrego... WOŁAJ GO! 
Po moich policzkach poleciały łzy. Spuściłam głowę i wszystko, co mogłam to przysłuchiwać się tym bezmyślnym i obrażającym komentarzom. Nie upłynęła sekunda, a zostałam otoczona jego "kumplami", którzy naśmiewali się ze mnie. 
- Jesteś do niczego, Stello... Zobacz jaka jesteś żałosna bez swojego Stylesa. A on co? Ma cie w dupie, a wiesz dlaczego? Bo jesteś pusta i brzydka. Wiesz, co? - zamilkł przez chwilę i znów zaczął mnie kompromitować. - zepsułaś jego szczęście. Zepsułaś jego miłość, głupia szmato. 
Poczułam znów jego dłoń lądującą na moim policzku.
A potem innych... 
Znów... i znów... 
    KONIEC RETROSPEKCJI


Kilka miesięcy później...

Harry POV: 

Wczorajsza prognoza pogody zapowiadała przelotne opady deszczu z częściowym zachmurzeniem. Lepiej jednak było wyjść na podwórko i samemu się przekonać o bredniach wygłaszanych tuż po informacjach. Pogoda była przepiękna. Dzień jak w środku lata, cudowny do opalania. I nic nie wskazywało na to by pogoda mogła się zepsuć. A to dopiero drugi tydzień marca. Można było przypuszczać, że tegoroczne lato będzie niesamowicie gorące. 
Usiadłem obok Louisa, który właśnie umawiał się na jakąś randkę. Szczerze? nie obchodziło mnie to za bardzo, po prostu zabrałem mu telefon i się rozłączyłem. 
- Kurwa stary, co ty u licha robisz?! - krzyknął, a ja tylko ironicznie uśmiechnąłem się.
- Jak kocha to poczeka. - rzuciłem pół żartem, a pół serio. Wstałem i postawiłem szklankę po napoju na dębowy stoliczek. 
- Wychodzę..
- Nie boisz się, że spotkasz Stelle? - zmarszczył brwi. 
- Kiedyś i tak by się dowiedziała... 


Stella POV:

Trzymając w dłoniach kubek z ciepłą herbatą, znajdowałam się na łóżku w pozycji półsiedzącej, plotkując z Carl, która aktualnie siedziała na parapecie i malowała sobie paznokcie na czerwony kolor. W pokoju leciała właśnie piosenka Ellie Goulding "How long will I love you". Przyjaciółka opowiadała mi o tym, jak była na randce z Zaynem. Była podekscytowana i ze szczegółami streściła mi cały wczorajszy wieczór, który z nim spędziła. W sumie Joe nie jest wcale takim złym chłopakiem, jednakże on jest tylko moim przyjacielem, nikim więcej, więc nie ma o czym mówić. Poza tym jest ostatnio bardzo zajęty, więc wątpię w to że mógłby gdziekolwiek ze mną pójść.
Słysząc o tym jak opowiadała z przejęciem, każdy szczegół spędzonym z ukochanym sprawiał, że czułam się coraz bardziej zazdrosna. Najpierw kupił jej wielki bukiet czerwonych róż, zabrał na kolację do ekskluzywnej restauracji, a na koniec spacerowali i oglądali gwiazdy, nie mogłam przestać się dziwić. Byłam pod wrażeniem! Albo po prostu mogłam być zszokowana.
W pewnym momencie ucichła. Zerknęłam na na nią, a na jej twarzy namalował się żal. Wstała i zbliżyła się do mnie, po czym lekko mnie przytuliła. Cała się spięłam, czując jej dotyk, więc zakłopotana poklepałam ją tylko po plecach.
- Stella... Kiedy masz zamiar zapomnieć o Harrym? - spytała cicho, a moje usta zadrżały, nie wydusiłam z siebie głosu. Gula w moim gardle niemal mnie dusiła. Wzruszyłam tylko ramionami, jakbym straciła wszelką wolę walki.
- Dlaczego pytasz? - spytałam, ale po chwili straciłam głos. 
- Pójdziesz do kuchni? Ktoś powinien na ciebie czekać.
Szłam pewnym siebie krokiem, jednakże wchodząc do pomieszczenia moje serce przestało chwilowo bić.
- Uh, dzień dobry. – powiedział niezgrabnie nalewając ciepłej wody do kubka, do której później włożył saszetkę herbaty.
Stałam tak w progu i przyglądałam się tej całej sytuacji. Tak... tak to musi być sen -pomyślałam. Podniosłam głowę i zobaczyłam Harrego. Patrzył na mnie tymi czarującymi oczami, a ja? czułam, że się rozpadam.


***

Od autorki:
Bardzo przepraszam za to że rozdziały dodaje w bardzo dużych odstępach czasowych co pewnie denerwuje każdego, jak i mnie. Nie chodzi tu już o brak czasu. Nie chcę wypisywać jakiś bzdur. Nie wiem jak długo to potrwa aż zacznę pisać. Myślałam, że gdy będą dni wolne to poświęcę więcej czasu blogosferze, jednak się myliłam.

Chciałbym podziękować wszystkim tym co byli/są ze mną od początku, jak i doszli niedawno. To dzięki wam miałam motywację do pisania, dzięki wam wiedziałam, że to co robię kogoś interesuje. Dziękuje tym którzy komentowali rozdziały, tym co robili to często i rzadko. Dziękuje za poświęcenie czasu na przeczytanie postu, za skomentowanie. To wiele dla mnie znaczyło.

Chciałabym podziękować za tyle wyświetleń. Bo w tym miesiącu było Was tu aż ponad 4 tys! Nawet nie wiecie jak się z tego cieszę. Gdy zakładałam tego bloga nie liczyłam, że tyle osób będzie go odwiedzać.


Postaram się szybko dodawać następne rozdziały! 

A teraz krótko do nowego opisu: 
- Rozdziały będą pojawiać się co dwa-trzy tygodnie w Soboty
- Opowiadanie nie jest tłumaczeniem, tylko w całości należy do mnie.
Jeśli je czytasz - komentuj, to zajmuje jedynie chwilę, a działa bardzo motywująco
- Proszę o podpisywanie się jakimś nickiem lub imieniem pod komentarzem.Tak,abym wiedziała kto co piszę. Cieszyłabym się jeśli komentarze były długie a nie typu " Super Kiedy Next ?" Bo naprawdę takie komentarze nie motywują.Wyraźcie swoją opinie.
- W Opowiadaniu mogą wystąpić wulgaryzmy i sceny erotyczne.
- Czytasz na własną odpowiedzialność.
 NOWY ASK: http://ask.fm/Sakichanofficiall

wtorek, 20 stycznia 2015

Rozdział 16

„Żaden dzień się nie powtórzy,
nie ma dwóch podobnych nocy,
dwóch tych samych pocałunków,
dwóch jednakich spojrzeń w oczy ...”

***
Obudziłam się wcześnie, bo pierwszy raz od dłuższego czasu przyśnił mi się koszmar. Zazwyczaj śniłam o Harrym. Przypominały mi się sytuację, w których czułam się tak szczęśliwa, że nie chciałam otwierać oczu by wrócić do rzeczywistości. Jednak ten koszmar rozpływał się w mojej podświadomości, a wrażenie lęku utrzymywało się jeszcze przez dłuższą chwilę. Leżałam z zamkniętymi oczami, bo aż wstyd przyznać, ale każdy cień w półmroku pokoju wydawał mi się straszny. Przekręciłam się na drugi bok, starając się zasnąć, ale moje ciało jakby rwało się do wstania, zejścia na dół i zjedzenia płatków z mlekiem. Przezwyciężając chory strach, wstałam, jednak zamiast do kuchni, weszłam do łazienki i przekręciłam od środka klucz. Zrzucając z siebie spodenki i t-shirt przekręciłam kran, po czym weszłam pod prysznic, który idealnie potrafił mnie obudzić nad ranem, rozluźniając mięśnie i delikatnie muskać mnie strumieniami wody po plecach. Po jakimś czasie, kiedy letnia woda pozwoliła mi się do końca przebudzić, owinęłam się ręcznikiem i stanęłam przed lustrem patrząc na moje ciemno-bursztynowe oczy, które wyjątkowo wyglądały dziś na mniej zapuchnięte niż zwykle.
Pomalowałam rzęsy i delikatnie pociągnęłam wargi delikatną pomadką, praktycznie identyczną jak odcień mojej skóry. Uśmiechnęłam się do odbicia w lustrze, bo wyglądałam o wiele lepiej niż przed porannym prysznicem. Wchodząc z powrotem do pokoju podeszłam do szafy i wyjęłam z niej czarne legginsy i jakąś luźną koszulkę. Nie miałam na dziś żadnych planów, dlatego postanowiłam ubrać się w miarę wygodnie. Za oknem powoli się przejaśniało, widziałam jak obrzeża miasta powoli budzą się do życia. Po chwili zeszłam na dół i wyciągnęłam mleko z lodówki i zalałam nim płatki, które jadłam zawsze na śniadanie. Pomyślałam, więc że dzwonienie do Carl nie ma najmniejszego sensu, bo wiedziałam, że i tak nikt nie zna dokładnego pobytu chłopaka. Byłam więc skazana na kolejny, samotnie spędzony dzień. Jednak zamiast wrócić na górę, do pokoju, nałożyłam moje tenisówki i wyszłam z domu, zaciągając się rześkim, porannym powietrzem. Zamknęłam drzwi na klucz i schowałam go do kieszeni bluzy, którą narzuciłam na siebie kiedy poczułam lekki wiatr. Skierowałam się w stronę mostu, a właściwie wzniesienia leżącego niedaleko niego. Niestety, czułam że nie jestem sama. Odwracając się zauważyłam małą dziewczynkę. Miała niebieskie jak niebo oczy, blond włosy, a jej okrągła buzia umorusana była, jak jej podarta różowa sukienka. Powoli podeszłam do dziewczynki i przysiadłam się tuż obok niej.
Mała Nieznajoma spojrzała na mnie, a na jej twarzyczce namalował się cień zmartwienia.
- Dzień dobry. – powiedziała piskliwym głosem.
- Dzień dobry. – uśmiechnęłam się. – co tu robisz?
- Uciekam w świat marzeń, bo ten prawdziwy świat jest koszmarny! -  powiedziała z lekkim grymasem na twarzy. 
- Nie wątpię w to… - westchnęłam. - jesteś tu sama? gdzie twoi rodzice?
Dziewczynka wstała i zaczęła się rozglądać.
- Jestem tu z moim przyjacielem. Wiesz kiedyś był moim idolem. Niestety nie widzę go w pobliżu. Widocznie poszedł znaleźć nam coś do jedzenia na kolacje.
- Oh… - do moich oczu napłynęły łzy.
Dziewczynka, widząc to położyła na moim policzku drobniutką rączkę.
- Czemu płaczesz?
- Bo przykro mi, że nie masz normalnego dzieciństwa.
- Pieniądze... Nie zawsze one prowadzą do szczęścia, czasem potrzebna nam jest tylko jedna osoba, aby nasze życie doprowadziło nas na skraj obłędu psychicznego.  – otworzyłam buzie w niedowierzaniu. Jak ośmioletnia dziewczynka może być taka mądra?!
- Jesteś niesamowita! Mogę wiedzieć jak masz na imię?
- Melody…
- Masz piękne imię, Melody. – uśmiechnęliśmy się równocześnie, gdy w pewnym momencie dziewczynka poderwała się i zaczęła biec w stronę jakiegoś cienia.
- Muszę już iść! Dziękuję za wszystko! – biegła machając.

Melody POV*:
- Harry! – rzuciłam się w jego ramiona. – poznałam dzisiaj fajną dziewczynę.
- To dobrze, zbierajmy się do domu. Kupiłem trochę jedzenia.


Stella POV:

Weszłam do domu i ku mojemu zdziwieniu Joe siedział przy stolę z Caroline. Dziewczyna widząc mnie w progu odsunęła pośpiesznie krzesło i przytuliła mnie z taką siłą, że z ledwością mogłam oddychać.
- Witaj, Stella! – ucałowała oba moje policzki.
- Hej, Carl! Miło, że w końcu mnie odwiedziłaś. – uśmiechnęłam się szeroko.
- Mamy dla ciebie wiadomość. – jej mina z poważniała.
Usiedliśmy ponownie przy dębowym stoliku.
- Jedziemy w pewne miejsce. Musisz tylko zachować cierpliwość, okey?
- No rozumiem, a powiecie mi w jakie miejsce? – zapytałam.

***

Pojechaliśmy do kawiarni w odludnej części miasta. Para przygłupów zostawiła mnie samą w tym cuchnącym od potu budynku. Zdziwiłam się, że nikogo nie było tylko jedna obsługująca osoba przy ladzie. Kiedy dźwięk zamykanych ciężkich drzwi zabrzmiał w kawiarni, nawet nie zwróciłam na to większej uwagi, może jednak ktoś tu przychodzi. Podniosłam dłoń do twarzy i odgarnęłam z niej kilka opadających pasemek.
- Proszę filiżankę zielonej herbaty.
Kiedy usłyszałam ciężkie kroki na skrzypiącej posadzce, zakłócające melodię cicho lecącej z głośników piosenki. Poczułam coś dziwnego. Uczucie, którego dawno nie zaznałam.
-  Witaj, Stello.
Zamarłam słysząc powitanie, które obudziło stado motylków w moim brzuchu, wypowiadane ochrypłym głosem przez chłopaka z burzą loków na głowie. Dolna warga zadrżała mi niebezpiecznie, a żołądek prawie wywrócił się na drugą stronę. Podniosłam dłoń do ust starając się powstrzymać łkanie.
- Harry…
Mój głos był niewiarygodnie cichy. Krew zaczęła krążyć mi tak szybko, że jej puls słyszałam w uszach. Zaschło mi gardle, a oddech stał się nierównomierny. Chyba jednak jeszcze nie byłam gotowa na spotkanie z nim twarzą w twarz.
Był ubrany w ciężki ciemny płaszcz, co wydało mi się dziwne, gdyż Harry nigdy się tak nie ubierał. Chronione rękawiczki z jednym palcem, dłonie zwisały po obu jego bokach. Oczy nie skrywały ani śladu zaskoczenia, a jedynie tylko bystry błysk strachu, ale nie to było najgorsze. On był wychudzony, zarośnięty i mogłabym nazwać, że wyglądał wręcz jak bezdomny. Jedynie, co się nie zmieniło w jego wyglądzie to te same zielone oczy.
Poczułam przeszywającą pustkę w żołądku.
-  Kazano mi się z tobą spotkać, więc jestem. Czemu…
- Nie wiem od czego zacząć.- przerwałam mu, czując rosnącą panikę.
Mój głos był ochrypły i zmęczony. Zmarszczył czoło.
- Dlaczego się nie odzywałeś...?!
- To nie po to przyszedłem, żeby ci się tłumaczyć. – odpowiedział oschle
- Więc, po co przyszedłeś?
- To tylko po to, żebyś dała mi spokój. A ty po co tu jesteś?
 - Żeby upewnić się, że wszystko u ciebie w porządku.
- Nie jest jak widzisz, dzięki za troskę.
Odwróciłam na moment od niego wzrok. Jego wyraz twarzy jasno dał mi do zrozumienia, jak bardzo nienawidził tego, że go szukałam.
- A u ciebie wszystko w porządku? 
- Co? - odpowiedziałam.
- Twoja twarz wygląda inaczej.
Dłoń Harrego sięgnęła do mojego policzka, tylko po to, żeby moje całe ciało momentalnie się spięło, a oczy zaszkliły. Refleks zmusił mnie do dystansu, obrony przed potencjalnymi, nieodwracalnymi szkodami wywołanymi jego dotykiem.
Łzy w końcu popłynęły po moich policzkach.
- Chyba nie da się mnie naprawić - przyznałam.

Wyobraź sobie, że co drugie bicie mojego serca, należy do Ciebie.

Harry POV:

Smutno potrząsnęła głową i poczułem się tak, jakby moje ciało nie godziło się więcej oglądać tego jak płacze. Chwilowo zwalczyłem moje beznadziejne przekonania na bok, które i tak nadal trzymały mój umysł jako zakładnika i wziąłem ją w ramiona. Jej dłoń oplotła mój kark. Wtuliłem głowę w zagłębienie między jej szyją, a ramieniem, dotykając suchymi ustami jej ciepłej skóry.
- Musisz być szczęśliwa, ale beze mnie. - wyszeptałem. 
Poczułem jak przechodzi ją dreszcz, razem z następną falą łez. Czułem jak całowała mnie po linii szczęki i policzku. Szczęście, które mogłem upoić się chociaż przez chwilę, zostało mi odebrane, kiedy odstawiałem ją na ziemię. Chwila ostatnich spojrzeń w oczy i już tylko patrzyłem jak odchodzi.

***
Wróciłem do tej przeklętej nory i rozpaczałem. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Osunąłem się przy kafelkowym piecu i usiadłem na zimnej ziemi, przyciągając kolana do klatki piersiowej. To nigdy nie miało tak wyglądać. Powinienem był o nią walczyć.
Może nie jest jeszcze za późno?



* MelodyPov- tylko w tym rozdziale jest z jej perspektywy. 

Jej podobizna: Melody


******************************
Witam Was! 
Tak wiem, trochę spóźnienia ale nie miałam wgl weny. Jestem trochę zszokowana że powiadomiłam 90 osób a skomentowało poprzedni rozdział tylko 14.  Dlatego każdy kto chce być informowanym pisze: CHCE BYĆ INFORMOWANA do http://ask.fm/ESStillLoveHarryStylesFanFiction, gdyż nie którzy przestali  czytać tego bloga a nie którzy czytają, ale nie komentują. 
Dlatego proszę aby każdy kto PRZECZYTA ten ROZDZIAŁ niech zostawi po sobie KOMENTARZ. 
Z góry dzięki. 

sobota, 10 stycznia 2015

Rozdział 15

JEŚLI CZYTASZ, PROSZĘ ZOSTAW KOMENTARZ. 
NIE ZABIERA DUŻO CZASU A MOTYWUJĘ DO DALSZEJ PRACY :)

Aromatyczny zapach kawy intensywnie docierał do moich nozdrzy, kiedy zaspana w szlafroku siedziałam na brzegu łóżka. Na miejscu dolecieliśmy bardzo późno i nic dziwnego, że wyglądałam koszmarnie: wory pod oczami i czerwone lica. Mam nadzieję, że wizyta w tutejszym SPA doprowadzi mnie do porządku, a przede wszystkim zrelaksuje. Pierwszy raz pozwalam sobie na taką wygodę. Gdyby nie fakt, że umierałam wewnętrznie z tęsknoty za Harrym byłoby wspaniale. Czekałam na choćby jeden znak od niego, głupiego sms-a, jednakże moja chora nadzieja przeliczyła się. Są ludzie którym pozwalamy wracać zawsze choćby nie wiadomo jak nas zawiedli i jak bardzo pozwolili nam cierpieć. I mimo , że wywołali najokropniejszy ból, gdy odchodzili to wywołują najcudowniejszy uśmiech, gdy wracają. Czy znów się uśmiechnę tak szczerze? Mam nadzieję, że jeszcze będę moga choć raz się do niego przytulić i powiedzieć mu jak bardzo go kocham.
- Kawa i śniadanie dla mojej księżniczki. – Joe popchnął uchylone drzwi, wchodząc do środka z tacą, na której leżał talerz z rogalikami i kuszący dzbanek z czarną cieczą.
- Nareszcie. – Z aprobatą przyjęłam filiżankę z cudowną kawą, która z rąk chłopaka wychodzi wyśmienicie. Zachichotałam, widząc na wierzchu kawy napis Stella. Powinien zostać baristą*. – Pycha – napiłam się, sięgając dłonią po rogalik. – Wiesz, że jesteś cudowny?
- Wiem. Ty też, mała. – Uśmiechnął się. Taki przyjaciel to skarb. Nie mam nic przeciwko temu że jest we mnie zakochany, a nawet cieszę się, ponieważ łatwiej mi się z nim rozmawia, a Joe w wielu rzeczach mnie rozumie i wspiera. Anioł nie człowiek.
- Dlaczego jesteś dla mnie taki opiekuńczy?
- Bo jesteś jedyną dziewczyną, która poruszyła moje serce, Stello.
- Ohh… – wgryzłam się w rogalik, popijając go kawą. – A do tego SPA jedziemy od razu?
- Oczywiście. Spędzimy tam z dwie, trzy godzinki. – Wybałuszyłam oczy, nie wiedząc co powiedzieć. – No nie rób takich zdziwionych oczu. Takie zabiegi nie trwają kilka minut. A nie obraź się, ale wyglądasz fatalnie, więc relaks ci się przyda. Żaden makijaż nie ukryje twojego zmęczenia.
- A niby SPA ukryje?
- Oj nawet nie doceniasz tej wspaniałej usługi. Często korzystam ze SPA i zobacz jak młodo wyglądam.
- Jesteś młody – zachichotałam.
- Ale pierwsze zmarszczki już powinny być widoczne. – Złapał za rogalik, konsumując go w bardzo szybkim czasie. – Przygotowałem ci ubrania. Dzwoniła do mnie twoja przyjaciółka- Caroline i powiedziała, że nadal nie mają żadnych informacji na temat Stylesa, ale starają się znaleźć jakiś ślad gdzie mógłby przebywać. – połknęłam z ledwością kolejny kęs rogalika.
- Nie przejmuj się, znajdziemy tego durnia.

***
SPA ukoiło moje ciało i zmysły. Czułam się jak nowo narodzona. Wchodząc do ośrodka kurującego nie spodziewałam się żadnych relacji. Wychodząc, byłam pod tak dużym wrażeniem, że już wiedziałam, że z chęcią będę powtarzać te zabiegi. Relaksująca kąpiel w jacuzzi, najbardziej mi się spodobała. Masaż był dobry, jego relaksujące skutki odczułam jednak dopiero po torturach, które zagwarantowała mi masażystka. Prawdą jest jednak, że gdybym nie czuła bólu to żadnych efektów by to nie dało. Kiedy spojrzałam na widoki w centralnym holu na dworze powitał mnie zmrok. No ładnie dwie, trzy godzinki. W pewnym momencie odwracając się zauważyłam plakat, na którym widniał napis, że na parterze SPA otwarty jest jakiś klub. Nie zastanawiając się wyciągnęłam telefon i wykręciłam numer do Jonasa.
- Hej przydupasie, skończyłeś już swój masaż? – zachichotałam.
- Tak, a coś się stało?
- Idę do klubu na parterze SPA, idziesz ze mną?
- Czemu nie, będę za dziesięć minut.

***

Klub był przesiąknięty ludźmi. Dookoła czerwone i fioletowe światełka, muzyka na full i tańczące, spocone ciała- nieźle…
Podeszłam do baru i zamówiłam whisky z colą. Czy to wystarczy? Zobaczymy z czasem.
- Bu, piękna! – usłyszałam ochrypnięty głos Joe.
- Witaj klusku – uśmiechnęłam się i wzięłam łyk podanego kilka sekund wcześniej drinku.
- Może chodźmy do stolika, ja stawiam kolejkę. Nie stchórz. – roześmiał się a ja usiadłam we wskazane miejsce.
Godziny mijały, a ja coraz bardziej czułam jak moje uczucia rozsadzają mnie od środka. Myślałam, że  opicie smutków coś zdziała, myliłam się.
- Stella, dlaczego nie walczysz o swoją miłość? – zaczął brązowooki.
- Walczyłam…
- To czemu nadal nie walczysz?
- Bo przegrałam, nie ma go… - poczułam palące łzy, które chciały wydostać się na wolność, jednak ja im na to nie pozwalałam.
- Próbowałaś do niego pisać? – ciągnął dalej temat.
- Nie… jego numer jest nieosiągalny i żaden sms do niego nie dochodzi. – westchnęłam i wypiłam następnego kieliszka ostrego trunku, który ponownie mnie rozgrzał do czerwoności.
- Wracajmy..

***
JOE POV:

Nie zadawałem żadnych pytań dopóki nie przyjechaliśmy do hotelu. Uprzednio, kiedy pojechaliśmy taksówką pod SPA, aby zabrać mój samochód, stado paparazzi wparowało na nas. Czekali. Jak widać są inteligentni i wiedzieli, że Stella wróci wraz ze mną po samochód. Na szczęście ochrona SPA ruszyła nam z pomocą. Myślałem, że ta sytuacja rozbawi dziewczynę, ale myliłem się. Była tak zamyślona, że nawet nie wiedziała co do niej mówię podczas drogi. Nawet nie zauważyła, kiedy w końcu się zamknąłem. Przerażał mnie ten jej stan wyjścia ducha poza ciało. Nawet nie wiem, gdzie odleciała. Musiała jednak wylądować na innej planecie, ponieważ nawet, gdy byliśmy już przed hotelem dobre pięć minut minęło, kiedy skapnęła się, że samochód się zatrzymał, a ja otwieram jej drzwi do wyjścia. Swoją drogą to sprawiło, że zacząłem się strasznie o nią martwić.
Przyglądałem się jak położyła torebkę na fotelu, poczym ruszyła w stronę balkonu. Podążyłem za nią powoli, mając nadzieję, że sama zacznie mówić, jednak stała jak zaklęta spoglądając na krajobraz nowojorskich dzielnic.
- Okay, mów co się stało. Coś źle powiedziałem? – oparłem się ciałem o barierkę balkonu przyglądając się jej twarzy na którą padały migoczące światła centrum.
- Chciałabym wiedzieć gdzie on jest, albo chociaż usłyszeć jego głos. – odparła spokojnie, jednak nie spojrzała na moją twarz.
- I usłyszysz już nie długo. – złapałem ją za dłoń, delikatnie pieszcząc palcami jej nadgarstek.
- Oh. – spojrzała na nasze dłonie.
- Kocham cię i zrobię dla ciebie wszytko – odparłem, a kiedy spojrzała na mnie zdumiona, zaśmiałem się – Chcę, abyś każdy swój ciężar rzucała na moje barki. Pomogę ci się ze wszystkim uporać. – pociągnąłem ją za dłoń do siebie, poczym mocno przytuliłem. – Czy coś jeszcze cię gnębi?
- Nie chce żebyś cierpiał, nie jesteś mnie wart – wyszeptała, wtulając się mocniej we mnie.
- Każda miłość ma w sobie coś z cierpienia– pogłaskałem ją po włosach, a następnie odsunąłem jej twarz od siebie. – Może chcesz się położyć?
- Tak– powiedziałam niepewnie.
***
Całą noc rozmyślałem jak znaleźć tego drania. Wiem, że gdzieś w tym mieście jest, gdzieś się ukrywa tylko trzeba odgadnąć to miejsce.
Zabrałem kurtkę i postanowiłem poszwędać się po miejscowych  dzielnicach. Po sześciu godzinach chodzenia, straszenia bronią by nie odcięli ci łba i pytania się gdzie ten ewentualny debil może się znajdować- znalazłem go.
Mieszkał w opuszczonej dzielnicy daleko za miastem. Musiałem się tam dostać podziemnym tramwajem i byłem zszokowany w czym on mieszka, bo to domem nie mogłem nazwać.
Był cały drewniany, a dach zrobiony ze słomy. Niektóre szyby były popękane. Przyglądając się bliżej spostrzegłem w szparach okien poupychaną watę. Wszedłem do środka. W domu znajdowały sie dwie izby. W jednej była  sypialnia, a w drugiej kuchnia. W pokoju, gdzie się śpi stało tylko jedno stare, drewniane łóżko. Obok niego stała lekko poniszczona lampka, na której wisiały pajęczyny. Zaś w kuchni był umieszczony piec kaflowy, na którym dawniej gotowano. Przy oknie stał stół z dwoma krzesłami. Jedno z nich było połamane. Sądząc po wyglądzie zewnętrznym i wewnętrznym mogłem nazwać to ruiną.
- Co tu robisz? – usłyszałem znajomy głos.

To był Harry.

Dłuższe włosy, poszarpane ubrania i dziury w butach. Wyglądał jak menel. Nie przypominał dawnego Stylesa, za którymi uganiały się wszystkie fanki. Ten Harry Styles był przegrany.
-  Nie przyszedłem tu prawić ci morałów. – uświadomiłem go.
- To po co przyszedłeś? Nie życzę sobie twojej obecności w moim domu. – wyminął mnie i usiadł przy piecu, w którym delikatnie błyskał ogień.
- Wiem o tym bardzo dobrze, jednakże jest osoba która umiera z tęsknoty do ciebie i wcale to nie jestem ja. – jego wzrok przybrał inną barwę.
-Nie wiem o czym ty bredzisz… - wyszeptał, wiedząc że wiem, że kłamię.
- Chodzi o Stelle, tą Stellę, którą zostawiłeś i uciekłeś jak tchórz… - westchnąłem, a on stanął by złapać mnie swoimi brudnymi łapami  za koszulę i przycisnąć do futryny.
- Zrobiłem to dla jej dobra, a tobie nic do tego.
- Mylisz się, kocham Stelle. Jednakże nadal kocha takiego menela jak ty! Codziennie budzi się z płaczem, bo myśli że tobie coś się stało, nawet nie wiesz. Bo kurwa ona nic dla ciebie nie znaczyła! – w tej chwili poczułem jego dużą pięść na mojej twarzy. Jednakże, kiedy chciałem mu oddać uklęknął i schował twarz w swoje duże dłonie. On… płakał?
- Ja… nadal ją kocham… Nadal kocham, słyszysz kurwa?!
- To jej to udowodnij, bo jak tak dalej będziesz robił, jak robisz teraz.. ONA SIĘ ZABIJE! – wybuchnąłem. Egoistyczny debil.
- Ale ja nie mogę teraz wrócić… Jeszcze nie teraz…
- Mam plan… jak zgaduje kasy to ty już nie masz… dam ci czek i masz za niego kupić najpotrzebniejsze rzeczy, doprowadzić się do kultury. A kiedy to zrobisz spotkasz się z nią i masz ją przekonać żeby sobie ciebie odpuściła. Jeśli tego nie zrobisz ja powiadomię wszystkich w jakich warunkach teraz żyjesz. Masz naprawić Stelle. Słyszysz?
.
.
.
Zgodził się


* Barista – osoba zawodowo zajmująca się wybieraniem, parzeniem oraz podawaniem kawy 


Przepraszam za tak długie nie dodawanie rozdziałów, widzimy się za tydzień :) 
mam nadzieję, że zostawicie po sobie ślad :)

niedziela, 7 grudnia 2014

Rozdział 14






JEŚLI CZYTASZ, PROSZĘ ZOSTAW KOMENTARZ. 
NIE ZABIERA DUŻO CZASU A MOTYWUJĘ DO DALSZEJ PRACY :)



Ciągle to samo: „ Staramy się go odnaleźć”. Nadzieja? Czy ona nadal istnieje?
Siedzę cicho szlochając. Nie chce by ktokolwiek mi pomagał, użalał się nade mną.
A miłość?  
Miłość nie zawsze miłość może być szczęśliwa. Kiedy pojawia się uczucie, w tym samym czasie pojawia się namiastka nieszczęścia.
Moje życie…
bez niego..
Jest jak trucizna, która powoli zabija mnie od wewnątrz.
Ten rok bez niego uświadomił mi, że jestem rozdarta jak żagiel podczas burzy i umierałam z tęsknoty. Zamykam oczy i za każdym razem wyobrażałam sobie, że jest obok mnie. Wyobrażałam sobie, że ma rodzinę i jest szczęśliwy. Wmawiałam sobie to, by przyćmić mój ból. Bo bez ciebie czuję się złamana, jakbym była połową z całości. Bez ciebie nie mam ręki do potrzymania. Miałam nadzieję, że wstanę rano i ujrzę go przed moimi drzwiami. Moje serce rozpamiętywało wszystkie te dobre i złe wspomnienia. To wszystko, co się dzieję dookoła… jest niczym. Taka jest prawda.
Bez ukochanej osoby jesteśmy zbędnymi kamieniami na drodze. Umieramy niczym porzucony pies, którego zabija głód. Nikt i nic nie jest w stanie zastąpić tej osoby, bo jesteśmy uwięzieni w otchłani wspomnień i człowieku, przy którym czujemy, że żyjemy.
Wszystko stało się obce i nieznane. Przede mną stały ścieżki, które komplikowały mi nie tylko codzienność, ale także kolejne dni.
- Stella, żyjesz? – podniosłam głowę i ujrzałam Joego. Uśmiechnął się ciepło, ale wyczułam też w tym zamartwienie. Nie chciałam, aby ktokolwiek się o mnie martwił. Za dużo problemów zwalałam na barki innych ludzi.
Przeglądnęłam się w ekranie telefonu. Joe miał rację. Wory pod oczami rzucały się zbyt mocno. A wyglądać fatalnie, zwłaszcza gdy chodzę na spotkania biznesowe, to totalna porażka. Nie chciałam aby wszyscy myśleli, że baluję do rana, a prawda jest zupełnie inna niż w rzeczywistości.
- Przepraszam za mój wygląd. Ja…
- Nie, rozumiem to. Nie musisz się tłumaczyć.  Gotowa do wyjazdu? – Kurcze!
- TO DZISIAJ?! -  zapytałam zdziwiona.
Roześmiał się.
- Wiedziałem, że tak będzie dlatego kazałem Emily cię spakować. Wstawaj, szkoda urlopu. – Podał mi dłoń, za którą złapałam i skierowaliśmy się do wyjścia.
Przed biurem zauważyłam długą, czarną limuzynę. Szofer posłusznie otworzył nam drzwi i pojechaliśmy na lotnisko.

***

Wcisnęłam się w wygodny fotel na pokładzie luksusowego samolotu. Podczas lotu zatrzymałam wzrok przed olbrzymim oknem z cudownym widokiem na Centrum. Z dala widać było wybrzeże, które cudownie zlewało się z niebem. Westchnęłam, oczarowana tym widokiem.
Opierając głowę o okno zaczęłam rozmyślać: „ Harry, jesteś tam? Czy jeszcze kiedyś cię zobaczę?”
Westchnęłam ciężko, gdy nagle złapał za oparcie fotela i przechylił do tyłu.
-Zwariowałeś? – jęknęłam, czując nagłą suchość w gardle. Dla niego było to zabawne, ale ja się przelękłam. Nie byłam fanką tego typu adrenaliny.
-Spokojnie. Na autostradzie będziesz miała więcej wrażeń. Przygotowuję cię na najlepsze.
-Chcesz abym zmieniła zdanie?
-Nie. – Nadal uśmiechał się w ten swój rozbrajający sposób, który sprawiał, że potrafiłam tylko machnąć dłonią na jego wybryki. Powolnie jednak sprowadził fotel do normalnego użytku.
- Powiedz mi jak się czujesz?
-Dobrze, chociaż te loty wymęczają człowieka i nie rozumiem dlaczego. – skłamałam.
-Popadasz w pewien stan monotonności i mimowolnie powieki robią się ciężkie. Da się do tego przyzwyczaić. – Uśmiechnął się, spoglądając na widok za oknem. Jonas zawsze potrafił cały czas gadać, ale nawet nie wiedziałam czy wtedy coś mówił, bo moje wszystkie zmysły się wyłączyły.
-Jak znowu jesteś w swoim świecie to nawet moja paplanina nie pomoże. Chyba, że zajdę ją od tyłu i doprowadzę do podwyższenia adrenaliny. – Zaśmiał się, na co jedynie pokręciłam głową. Chłopak westchnął, popijając tequile, którą zamówił od razu jak wszedł na pokład. Coś go gnębiło, ale nie zamierzałam się wtrącać do jego spraw. Każdy miał jakieś problemy i nie zawsze chciał wciągać w nie osoby trzecie.
- Stella, pamiętaj że zawsze możesz ze mną pogadać. Trzymanie wszystkiego w sobie jest nie zdrowe.-  Zmarszczyłam brwi, nie do końca pewna tego, co właśnie chciał mi uświadomić.
- Nie trzymam. Nic się ze mną nie dzieję…
- Kłamiesz. – wycedził przez zęby.
- Przestań! – odkrzyknęłam. Dorwałam kosmetyczkę, zamykając się w toalecie. Mało kiedy używałam kosmetyków i teraz dość trudno było mi zatuszować te sine wory pod oczami. Po kilku próbach wyglądałam na zrelaksowaną, a moja twarz była tak świeża jak po relaksie w SPA. Szkoda, że moje ciało nie mogło się tak samo poczuć.
Sama sprawiałam, że łatwo było mnie skrzywdzić, więc musiałam ponieść tego konsekwencję.

***
Sen
- Odsuń się! Mówiłam, że nie chce cię widzieć! - wysyczałam przez zęby.
Harry wydawał się nieco zdenerwowany moimi słowami. Puścił mój nadgarstek nie ryzykując ponownego uderzenia drugiej strony twarzy.
- Wiem, co sobie teraz myślisz o mnie, ale nie pozwolę ci odejść, nie teraz. – powiedział spoglądając w moje oczy.
- Nie… nie chce tego nawet słyszeć… - westchnęłam czując zbierające się łzy w kącikach moich oczu. 
Harry chwycił moją brodę w swoją dużą dłoń i próbował przesunąć moją głowę, bym spojrzała na niego. Odrzuciłam jego dotyk. Wiedziałam, że go to zdenerwuje. Był przyzwyczajony do tego, że dostaje zawsze to czego chce.
- Przestań się mną bawić! To zaczyna być takie trudne! – wrzasnęłam już płaczliwym tonem.
Nie mogłam spojrzeć w jego oczy. Niewyobrażalny ból nadal wił się po moim sercu. Nie mogłam wymazać z pamięci tego, czego nie dawno się dowiedziałam. On kurwa będzie miał dziecko z jebniętą Alexis!
- Nie chce być z Alexis ani mieć z nią tego jebanego dziecka, słyszysz?! - Harry podniósł głos.
- Jak możesz tak mówić?! Będziesz miał z nią kurwa dziecko, Harry! TO BĘDZIE TWOJE DZIECKO!- krzyknęłam.
Mocno potrząsnął głową w proteście. Jego loki całkiem się poburzyły.
- Posłuchaj mnie. Jestem w stanie, dla ciebie ją zostawić i to dziecko też. Nic się nie liczy tylko ty! Ile mam ci to jeszcze kurwa mówić?! – wybuchnął. Zmarszczyłam brwi i opuściłam spojrzenie na podłogę. Moje nagie stopy wyglądały na malutkie w porównaniu z białymi conversami Harrego.
–Proszę cię, uwierz mi. Uwierz mi, że jesteś jedyna, od tej chwili tylko ty się liczysz. Nie żadna Alexis, dziecko, zepsuł i świat. Tylko ty… - ciągnął dalej, a ja poczułam jak moja złość odpływa gdzieś razem z przeszywającym mnie spojrzeniem chłopaka. Zamknęłam oczy i przywołałam wyraz twarzy Harrego, kiedy mnie zobaczył jak płakałam, śmiałam i wygłupiałam, kiedy dowiedział się, że usłyszałam jego rozmowę z Louisem i dowiedziałam się, że będzie ojcem. Wszystkie te wspomnienia uderzyły we mnie niczym rozpędzona ciężarówka. Nie potrafiłam nawet na niego spojrzeć. Bałam się. Bałam się tego, że jak na niego spojrzę to mu po prostu wybaczę i potraktuję to jako nic, a to nie było nic. Nie mogę tak tego zostawić. ON BĘDZIE OJCEM!
- Stella - usłyszałam jego cichy głos.
Podskoczyłam, kiedy poczułam jego gorący oddech na mojej skórze. Odwróciłam twarz, jego nos delikatnie błądził po moim policzku. Zaciągnęłam się głęboko jego zniewalającym zapachem.
- Stella, musisz mi zaufać. Zrobię dla ciebie wszystko – wyszeptał wprost do mojego ucha.
Czułam jak moje nastawienie maleje, kiedy musnął swoimi wargami tuż przy końcu moich ust. Nie ruszyłam się, a jego pocałunki przeniosły się wzdłuż linii szczęki. Moje ciało szybko rozproszyło falę dreszczy rozprowadzonych wzdłuż mojego kręgosłupa przez delikatne muśnięcia Harrego. Przeniosłam rękę w górę, by wpleść ją w jego włosy. Mruknął cichutko, kiedy mocniej chwyciłam jego loki i lekko pociągnęłam do tyłu, by zwiększyć dystans między nami.
- Chciałabym mieć pewność, że to co mówisz jest prawdziwe. – wyszeptałam czując gulę w moim gardle.
- Jest prawdziwe, uwierz mi. - Intensywność jego zniewalającego wprost spojrzenia zaparła mi dech w piersiach. Sprawiał, że czułam się słaba i uległa. Poluzowałam uścisk w jego włosach, kiedy nieco się zbliżył. Mrugnęłam kilka razy szybciej, kiedy potarł swoim nosem o mój.
- Jestem twój. - szepnął. - Jeśli tylko nadal mnie chcesz... Będę tylko twój… Nikogo innego tylko twój i zawsze twój… 
Nie mogłam złapać oddechu. Zabił moje negatywne nastawienie tymi słowami, nie byłam w stanie oderwać wzroku od jego przecudnej twarzy, oczu. Uśmiechnął się lekko, kiedy złapałam za jego dłoń i wprowadziłam do środka pokoju hotelowego. Stanęłam przed nim i delikatnie potarłam swoimi ustami o jego ciepły policzek. Błyszczące, zielone szmaragdy zamknęły się, gdy powędrowałam do jego ust i lekko zgryzłam dolną wargę. Duże dłonie mocniej zacisnęły się na moich biodrach, kiedy tylko otworzyłam usta, a po moich policzkach popłynęła samotna łza.
- Wróć, do Alexis…- wyszeptałam drżącym głosem. – Do Alexis… - powtórzyłam i szybkim krokiem wbiegłam do łazienki zamykając przy tym drzwi z ogromnym impetem. Osunęłam się na podłogę i zaczęłam płakać.
Odchodził. On, mój Anioł, kochanek, wspaniała osoba. Zawsze uważałam go za kogoś wyjątkowego. Pomagał mi zawsze, trzymał za rękę, gdy płakałam. Pomocny, uczynny. Jego rękaw zawsze był do dyspozycji, gdy chciałam się w niego wypłakać. Myślałam, że tak będzie już zawsze, że będziemy razem do przysłowiowej "grobowej deski". W głowie kołowała się masa myśli; "Jak on może mi to robić? Po tym wszystkim co razem przeżyliśmy.. Przecież ja go kocham... Dlaczego?!".
Nikt nie znał odpowiedzi na te pytania, nikt też nie wiedział dlaczego miłość, tak wielka, gorąca, która miała trwać do końca, kończy się. Czyżby on przestał mnie kochać? Przecież to niemożliwe! Zawsze dawał mi dowody miłości, twierdził, że kocha jak nikogo innego. Na pewno nie kłamał... A może pokochał znów Alexis? Bałam się zapytać. Bałam się odpowiedzi. Leciały łzy, w powietrzu unosił się zapach bezsilności i cierpienia... Wierzyłam w miłość strasznie! Wierzyłam, że kiedyś to, co przeżyłam jako dziewczynka, wynagrodzi mi los w przyszłości. Nie miałam szczęśliwego dzieciństwa. Potrzebowałam bardzo kogoś, kto będzie mnie kochał. A teraz? Wszystko się zepsuło, mur który budowaliśmy wspólnie, nagle się rozpadł. Tak samo jak ta wielka, szalona miłość. Tak szybko, bez słowa wyjaśnienia. W końcu odważyłam się.
Spytałam: Dlaczego?
Nie odwrócił się. Może bał się. W końcu stało się to, co praktycznie było znów nieuniknione... „ROZSTANIE. ”

***
- Stella, Stella! Obudź się!  - Przytulił mnie. – Tylko sen…


NOTKA: 
* Sen- jest to odwołanie do pierwszej części bloga i ostatniego rozdziału. 

piątek, 12 września 2014

Rozdział 13

To już rok jak nie mam kontaktu z Harrym.
Zawsze, kiedy budzę się lub przed snem, zadaje sobie te same pytania: „ Gdzie jest?”, „ Czy nie wpakował się w jakieś złe towarzystwo?”, a co najważniejsze „ Czy żyje?”. Na żadne z tych pytań nie mogłam sobie odpowiedzieć.  Takie życie w nieświadomości jest bardzo męczące. Tym bardziej, że zespół od tamtego dnia nie istnieje.  Ja pomimo tego jak bardzo chciałam o nim zapomnieć…
Bolało mnie serce...
                Dla mnie dzisiaj, jutro i pojutrze wygląda tak samo. Każdy następny dzień.
Wstać - przetrwać dzień – iść spać.
Co się z nami stało? Myślałam, że to wielka miłość? Byłam aż w takim błędzie? – znów nasunęły mi się pytania.
WSPOMNIENIE

                To był nasz pierwszy raz. Pierwszy raz kochałam się z Harrym. Marzenia czasem się spełniają. Harry Styles mnie pokochał tak samo jak ja jego. To było nie do pomyślenia. Wszystko było by piękne gdyby nie telefon od Louisa.
„- Jess w szpitalu?!”
W pierwszym momencie nie wiedziałam, co się dzieje. Co mogło wywołać panikę w chłopaku, którego tak kocham.
Gdy byliśmy już w drodze do szpitala, siedziałam jak kołek i postanowiłam się nie odzywać.
Przed szpitalem stały dwie jednostki paparazzi i trzy wozy policyjne oraz ochrona zespołu. Harry jednak nie patrzył na to że nasz związek zostanie ujawniony, nie zważał na nic. Podjechał pod same wejście budynku i wybiegł z samochodu, złapał mnie za rękę i zaczął biec w stronę recepcji.
Byłam oszołomiona blaskiem fleszy, chaosem wokół nas a także tym, że z każdej strony otaczali mnie ludzie, którzy patrzyli się na mnie jak na potwora.
- Gdzie znajdę Jessice Styles?! – wydyszał waląc dłonią o blat.
- Pokój 302, drugie piętro, oddział niemowlaków, Panie Styles.
Nie zatrzymywał się, bieg ile miał sił w nogach a ja wlekłam się już resztkami sił. Ścisnął mocniej moją dłoń i kazał mi nie przestawać biec, że jeśli tylko się zatrzymam dorwą nas dziennikarze, a on teraz nie ma zamiaru udzielać jakichkolwiek wywiadów.
Zgodziłam się.
W przedziale  między oddziałem noworodków, a oddziałem dziecięcym stali już ludzie z ochrony i kiedy tylko przekroczyliśmy linię zabezpieczającą ochrona zatrzymała natrętnych fotografów.
Na korytarzu stali wszyscy. Cała rodzina Harrego, ekipa z zespołu, ale co zdziwiło mnie najbardziej, pośród wszystkich obecnych nie było Alexis.
- Gdzie jest Jess?! Co z nią?! – Odezwał się Loczek, ale nikt nie odpowiedział. Słychać było tylko ciche szlochy i  płacz.
- Gdzie jest moja córka, do cholery?! – odezwał się ponownie.
Z tłumu osób wyłonił się Louis. Szedł powoli w naszą stronę, a w dłoni trzymał mały, zakrwawiony sweterek Jess.
- Nie mówcie mi, że…
- Harry, Alexis miała wypadek, w którym uczestniczyła także Jess. Chciała ją wziąć na przejażdżkę, a kiedy jechały wbił się w nie pijany mężczyzna. Alexis miała dużo szczęścia natomiast Jess… - Harry i ja staliśmy sparaliżowani. Wszystko mieszało mi się w głowie. To dziecko, dziecko… nie żyje, natomiast ta wredna suka TAK?!
Upadł jak zraniony anioł. Patrzył w podłogę, a z oczu płynęły łzy.
Przytuliłam go, głaskałam po głowie. Próbowałam uspokoić.
Odepchnął mnie. Wstał i zaczął walić pięścią o ścianę.
Louis widząc to złapał przyjaciela za ramiona i zaczął trząść by obudził się z amoku.
- Takim zachowaniem nie zwrócisz jej życia! – krzyknął.
- Gdzie ona jest…? Gdzie jest moja córeczka?!
- Przewieźli ją już do kostnicy… Posłuchaj teraz musisz być przy Alexis, ona teraz cię potrzebuje najbardziej. – Słucham?!
Chciałam powiedzieć: „nie, zostaw ją! Przecież tego dziecka nie chciała!”, ale nie byłam w stanie. Przecież oni byli jednak nadal ze sobą, pomimo tego co się wydarzyło kilkanaście godzin temu.
Poszedł.
                Siedziałam na korytarzu przeszło osiem godzin. Chciałam zostać z Harrym, wspierać go i w razie czego pocieszyć. Wszyscy już pojechali do domów. Było późno. Zostałam sama w poczekalni, ale nie poddawałam się. Chciałam być tego dnia z nim. Wspierać go.
Po paru minutach zauważyłam na końcu korytarza ciemną postać,  to był Zielonooki. Podniosłam się szybko z krzesła i zaczęłam biec w jego stronę, a kiedy byłam już wystarczająco blisko rzuciłam mu się w ramiona.
- Oh… tak bardzo jest mi przykro. Nawet nie wiesz jak…
- Idź do domu. – ponownie mnie odepchnął.
- Słucham? – spytałam zdenerwowana.
- Chce być sam.
- Nie zostawię cię. -  szepnęłam ze łzami w oczach.
- To wszystko moja wina. Gdybym wtedy nie był z tobą może mógłbym ją wtedy uratować! Nic by jej się nie stało, a tak nie żyje! Gdy ona walczyła o życie ja w tym czasie się pieprzyłem z tobą! – jego słowa były niczym sztylet zadawany prosto w serce.
- Żałujesz teraz tego? – zapytałam powstrzymując by urywany szloch nie przedarł się przez moje roztrzęsione usta.
- Tak, żałuję. Znowu rozbiłaś moje życie na milion drobnych kawałeczków. Nie chce mieć już z tobą nic wspólnego. Zostaw mnie w spokoju. Jesteś najgorszym moim błędem od kiedy żyję. Życie bez ciebie było o wiele lepsze, a jednak ty się pokazałaś i znowu przechodzę koszmar, jebany koszmar!
- Nie mów tak, jesteś teraz zdenerwowany. Nie myślisz tak…, prawda?
- Daj mi spokój…
 Odchodził. On, mój Anioł, kochanek, wspaniała osoba. Zawsze uważałam go za kogoś wyjątkowego. Pomagał mi zawsze, trzymał za rękę, gdy płakałam. Pomocny, uczynny. Jego rękaw zawsze był do dyspozycji, gdy chciałam się w niego wypłakać. Myślałam, że tak będzie już zawsze, że będziemy razem do przysłowiowej "grobowej deski". W głowie kołowała się masa myśli; "Jak on może mi to robić? Po tym wszystkim co razem przeżyliśmy.. Przecież ja go kocham... Dlaczego?!". Nikt nie znał odpowiedzi na te pytania, nikt też nie wiedział dlaczego miłość, tak wielka, gorąca, która miała trwać do końca, kończy się. Czyżby on przestał mnie kochać? Przecież to niemożliwe! Zawsze dawał mi dowody miłości, twierdził, że kocha jak nikogo innego. Na pewno nie kłamał... A może pokochał znów Alexis? Bałam się zapytać. Bałam się odpowiedzi. Leciały łzy, w powietrzu unosił się zapach bezsilności i cierpienia... Wierzyłam w miłość strasznie! Wierzyłam, że kiedyś to, co przeżyłam jako dziewczynka, wynagrodzi mi los w przyszłości. Nie miałam szczęśliwego dzieciństwa. Potrzebowałam bardzo kogoś, kto będzie mnie kochał. A teraz? Wszystko się zepsuło, mur który budowaliśmy wspólnie, nagle się rozpadł. Tak samo jak ta wielka, szalona miłość. Tak szybko, bez słowa wyjaśnienia. W końcu odważyłam się. Spytałam: Dlaczego?
Nie odwrócił się. Może bał się. W końcu stało się to, co praktycznie było znów nieuniknione... ROZSTANIE. ”

KONIEC WSPOMNIENIA


Mój monolog przerwał dzwoniący telefon. Podniosłam słuchawkę i przystawiłam do ucha.
- Jonas Corporation, słucham?
- Stella? Możesz przyjść do kawiarni? To ja- Caroline. Jestem z Lolą.
Spojrzałam na zegarek, miałam przerwę już od dwudziestu minut. Praca.. tak tylko ona powstrzymywała te bolące i zadające wciąż na nowo rany w moim sercu.
- Zaraz zejdę. – odłożyłam słuchawkę i zaczęłam zbierać swoje rzeczy.
                Siedzieli przy stoliku i popijali kawę.
- Cześć wam. – przywitałam się i zajęłam miejsce.
- Co u ciebie? W ogóle się nie odzywasz. Jak „twój” narzeczony? – zaczęła Lola.
- Narzeczony? – zapytałam zdziwiona.
- No nie mów mi, że ty i Joe nie macie się ku sobie?
- Nie wiem, o czym ty bredzisz…
- No o tym, że od trzech miesięcy się spotykacie tak na serio. Wiesz… te portale plotkarskie…
- Słuchaj ich dalej, a daleko zajdziesz. – próbowałam jakoś wyjść cało z tej krępującej sytuacji.
- Oj dobra… - podniosła filiżankę do ust i upiła parę łyków , po czym ją odstawiła.

 - A teraz powiedzcie mi, czego dowiedzieliście się na temat Harrego od detektywa Horana?


******
Witam Was mordy! Wiem, zawiodłam Was. Przez ostatnie tygodnie nie miałam weny, w ogóle. Null! Dlatego nie dodawałam rozdziałów. Mam nadzieję, że mnie nie opuściliście i nadal z chęcią będziecie czytać to opowiadanie tym bardziej, że dużo się będzie teraz działo. Jeszcze raz Was przepraszam, a wszystkich którzy przeczytają ten post proszę o komentarz. Jak Wam się podoba taki obieg sprawy? nakręciłam za bardzo? 
Do zobaczenia niebawem :) 

środa, 16 lipca 2014

Rozdział 12

Przeczytaj notkę pod rozdziałem /Saki chan

ROZDZIAŁ ZAWIERA SCENY EROTYCZNE. CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ

 Ruszyłam niepewnym krokiem do łóżka, a on szedł za mną. Nie potrafiłam racjonalnie myśleć. Marzyłam o takiej sytuacji gdzie mogłabym oddać się mu dozgonnie. Moje ciało od zawsze czekało tylko i wyłącznie na niego, więc musiałam podjąć decyzje, a potem usunąć się z jego i jego dziecka życia. Innego wyjścia nie miałam. Ja chciałam żeby to dziecko było szczęśliwe, bo ono nic nie zawiniło. 
- Zostać z tobą? - zapytał, łapiąc mnie za twarz. Spojrzałam w jego oczy, a następnie uśmiechnąłem się delikatnie. - Kocham cię Stella… - Jego głos był zachrypnięty a oczy prześwietlały, każdą zakrytą cząstkę mojego ciała.
- Ja ciebie też… Kocham cię od kiedy tylko pamiętam, ale bądź z Alexis żeby twoja córka miała obojga rodziców. – z ledwością przełknęłam ślinę spoglądając w jego zielone tęczówki, które wyglądały w tamtej chwili jak szmaragdy.
- Chwila… Rezygnujesz z tak pięknego i potężnego uczucia? Chcesz się pożegnać? – łzy zaczęły napływać mi do oczu.
- Nie.. Harry nie mówmy już nic. Oddajmy się sobie. Jeden jedyny raz. Całkowicie. – wyszeptałam ledwo dotykając wargami jego policzka.
- Czy ja się nie przesłyszałem? Chcesz się ze mną kochać? – Jego źrenice się rozszerzyły.
- Miejmy coś z życia. Bądźmy odrobinę samolubni… Całuj mnie, jestem twoja bez reszty. – wyszeptałam tak by usłyszał to tylko on. Mój cały świat.
 - Stella…. Jesteś tego pewna? – zapytał stojąc tuż za mną.
Przytaknęłam.
- Nie jestem niczego bardziej pewna…
W pewnym momencie moje plecy dotknęły torsu Harrego. Zamruczał do mojego ucha, kiedy odchyliłam głowę, kładąc ją na jego silnym ramieniu. Jego dotyk powodował dreszcze na całym moim ciele.
W pewnym momencie odwrócił się i otworzył górną szufladę komody, wyjął paczkę prezerwatyw. Spojrzał na mnie uważnie. – Chcesz, żeby opuścić rolety?
– Wszystko mi jedno – wyszeptałam.
Podszedł do mnie powoli. Pewny siebie, seksowny, z płonącymi oczami, a moje serce zaczęło łomotać. Krew szybciej krążyła w całym ciele. Podniecenie, gęste i gorące, wlewało się do mojego podbrzusza. Styles stanął naprzeciw mnie i spojrzał mi w oczy. Był tak nieziemsko seksowny.
 Wstyd z każdą kolejną sekundą zżerał mnie od środka, kiedy położył mnie na łóżku, siadając na mnie okrakiem. Było to takie nowe, ale przyjemne uczucie. Nie dałam po sobie poznać jak krępująca jest to dla mnie sytuacja, chciałam mu pokazać tą drugą stronę siebie. Namiętną kochankę, która od dłuższego czasu marzyła o tym zbliżeniu.
Jego usta były pożądliwe i powolne, dopasowywały się do moich. Zaczął mnie rozbierać, składając delikatne jak piórko pocałunki na mojej brodzie i w kącikach ust. 
Przeczuwałam, a nawet miałam cichą nadzieję, że tak to się skończy. Harry zawsze działał na mnie seksualnie. Czułam to uczucie, które wypełnia cię od środka i dąży do wyładowania się z osobą, której się pragnie. Wiele razy zastanawiałam się jak to będzie wyglądać, ale tak naprawdę najwspanialsze jest to, że wychodzi to tak spontanicznie. Jest to wtedy potwierdzeniem własnych pragnień. Jednakże w tej grze są odkryte zupełnie inne karty, które praktycznie nie mają znaczenia w tej chwili.
Cicho westchnęłam z rozkoszy, kiedy zaczął obdarowywać moją szyje pocałunkami. Co za uczucie. Uwielbiałam jego usta i nie potrafiłam znieść myśli, że ta bezwartościowa raszpla je smakowała a nie ja.  Nie mogłam się doczekać, kiedy poznam jej cielesną odsłonę.
***
Kiedy Styles zaczął zdejmować powoli moje spodnie nagle zesztywniał. Nie rozumiałam o co może mu chodzić. Wisiał tak nade mną i wpatrywał się we mnie. Ogarnęło mnie dziwne poczucie winy,  że może nie jestem taka idealna jak Alexis.
Zaczęłam się zakrywać dłońmi, ale mnie powstrzymał.
- Jesteś piękna… - Ucałował moją skroń.
Nagle usiadł wyprostowany, ściągną moje majtki i rzucił na podłogę. Gdy zdjął bokserki, jego erekcja wyskoczyła na wolność. Sięgnął do nocnego stolika i chwycił foliową paczuszkę, a potem wszedł między moje uda, rozsuwając je jeszcze szerzej. Klęczał, zakładając prezerwatywę na pokaźnych rozmiarów męskość.
– Nie martw się – szepcze, patrząc mi w oczy. – Jeśli powiesz jedno słowo od razu przestanę. – Pochylił się, trzymając ręce po obu stronach mojej głowy, tak że wisiał nade mną, wychodząc. Gdy zaczynałam się przyzwyczajać do tego dziwnego uczucia, moje biodra nieśmiało wyszły mu na spotkanie. Przyspieszył lekko upajając się mną. Jęczałam, a on wbijał się we mnie, nabierając tempa, w bezlitosnym, niesłabnącym rytmie, który podchwytywałam, wysuwając biodra ku jego pchnięciom. Chwycił w dłonie moją głowę i mocno całował, a jego zęby delikatnie przegryzały mi dolną wargę. Czułam, że coś we mnie narasta. Zaczęłam sztywnieć, przyjmując kolejne pchnięcia. Moje ciało drżało, wyginało się, pokrywając potem. O ludzie... Nie wiedziałam, że tak będzie... nie miałam pojęcia, że to się okaże takie wspaniałe. Moje myśli zniknęły i pozostało tylko doznanie... tylko on... tylko ja... och, proszę... Sztywnieję.
– Dojdź dla mnie, Stella – wyszeptał niemal bez tchu, a ja, słysząc jego słowa, rozpadałam się, eksplodowałam pod nim i rozsypałam się na milion kawałków. W pewnym momencie Harry wykrzyczał moje imię i opadł na mnie.
Wciąż dyszałam, próbując spowolnić oddech i łomoczące serce, ale w moich myślach panował istny zamęt. Otworzyłam oczy. On opierał czoło na moim. Miał zamknięte oczy i nierówny oddech. Podniósł powieki i patrzył na mnie łagodnie. Pochylił się, delikatnie złożył pocałunek na moim czole i powoli się wysunął.
– Uuu. – Wzdrygam się na to nieznane odczucie.
– Sprawiłem ci ból? – spytał Zielonooki, leżąc obok, wsparty na łokciu. Założył niesforny kosmyk włosów za moje ucho.
– Ty mnie pytasz poważnie?
– Wiem, co to ironia – uśmiechnął się sardonicznie. – Poważnie, wszystko okej? – Jego spojrzenie było intensywne, dociekliwe, wręcz wymagające.
- Kocham Cię…
Nagle telefon Loczka zaczął dzwonić. Sytuacja zaczęła się powtarzać, ale nie tym razem. Nie po tym wszystkim.
 - Odbiorę… - spojrzał na mnie i kiedy chciał już sięgnąć po komórkę ja go powstrzymałam.
- Proszę nie… nie po tym wszystkim… - powiedziałam trzymając go nadal za rękę
- Co tylko powiesz, Stello. Kocham cię. – splótł nasze ręce.
***
Zamruczałam z zadowolenia. Tak bardzo dobrze mi się spało że nawet nie miałam ochoty wstawać. Z chęcią bym jeszcze poleniuchowała, ale Harry ma swoje obowiązki i pewnie mnie nie długo zostawi. Westchnęłam przeciągle, po czym delikatnie się podniosłam, swój wzrok kierując na zegar na ścianie. Dziesięć po siódmej. Odwróciłam się z trudnością na drugi bok. Spojrzałam na przeciw, gdzie leżał Styles. Uśmiechnęłam się delikatnie, patrząc na jego spokojną twarz. Naprawdę anielsko wyglądał. W życiu nie widziała czegoś tak pięknego. Widok śpiącego Harrego zaćmiewał nawet piękne krajobrazy, które często z przyjacielem widziałam przy zachodzie słońca. W jego objęciach było mi naprawdę gorąco. A te jego usta…. Odetchnęłam, palcem przejeżdżając po jego twarzy, następnie schyliłam się i musnęłam go w policzek. Tak bardzo chciałam, aby ta chwila trwała jak najdłużej. Potrzebowałam go, czułam się przy nim tak bezpiecznie. Tak bardzo podobają mi się jego loki. Są takie miękkie i puszyste. Ma takie cudowne usta, przeznaczone tylko do całowania. Jak bardzo chciałabym je całować. Chciałabym, aby one mnie całowały i tylko mnie. Przejechałam delikatnie po nich palcem, aby go nie zbudzić. Zerknęłam na jego w połowie nagą klatę, którą odkrywała kołdra. Taka męska, wyrzeźbiona jakby z posągu. Dlaczego on musi być tak doskonały? Zagryzłam wargę, chcąc dotknąć dłonią jego nagiej klaty.
- Dzień dobry słonko – usłyszałam męski głos. Moje serce zabiło szybciej, kiedy poczułam swoją dłoń w jego uścisku. – Czy to tak ładnie obmacywać śpiącego mężczyznę? – uśmiechnął się łobuziarsko, podnosząc się i przyciągając mnie do siebie. Dotknęłam policzkiem jego piersi, czerwieniąc się.
- Ja…
- Tak wiem, ale podobało mi się to – szepnął do mojego ucha, co sprawiło, że po moim ciele przeszedł rozkoszny dreszcz.
- Przepraszam, to tylko… – próbowałam się tłumaczyć, ale utrudnił mi to, całując namiętnie moje usta. Pozwoliłam mu na to, a nawet poddałam się temu doznaniu. Zbyt dobrze mi było i nie chciałam przerywać tej pięknej chwili. Zacisnął dłoń na moim pasie, przytrzymując mnie, abym mu nie uciekła. Nawet nie mógł sobie wyobrazić, jak bardzo spodobała mi się jego reakcja. Drgnęłam, kiedy poczułam jak koniuszkiem języka przejeżdża po mojej dolnej wardze. Zauważył to, co spowodowało, że oderwał się ode mnie z szerokim uśmiechem.
- Jesteś tak słodka, że mógłbym cię zjeść – przeczesał moje włosy, całując mnie jeszcze raz w usta, ale tym razem przelotnie. Nie nasyciłam się tym, ale nie mogłam tego po sobie poznać. Poczułam dopiero teraz , że źle robię, ale tym razem nie chciałam się nad tym zastanawiać. Kiedy ostatnio sobie obiecałam, że odepchnę od siebie Harrego, źle na tym wyszłam, bo i tak wszystko poszło nie po mojej myśli i znów postanowiłam żeby był z tą ropuchą.
Nieustający dźwięk telefonu dał po sobie znać i tym razem postanowiłam pozwolić mu odebrać.

- Słucham? JESS W SZPITALU?!


*****
Tak więc po dłuższym nie dawaniu postów postanowiłam go w końcu napisać. Od razu mówię że sugerowałam się 3 książkami erotycznymi żeby to ogarnąć, bo nie mam żadnego doświadczenia w tych sprawach XD
Ponieważ pierwszy raz napisałam takie o.. proszę aby KAŻDY pozostawił po sobie ślad.. Na prawdę mi zależy na waszych komentarzach, bo daje mi to pałera.
Powiadamiam około 60-70 osób a komentuje znaczna mniejsza liczba. Jest opcja "Anonimowo"- dla tych którzy nie mają konta google. Proszę jeszcze raz o zostawienie po sobie śladu.
Elo :D