niedziela, 7 grudnia 2014

Rozdział 14






JEŚLI CZYTASZ, PROSZĘ ZOSTAW KOMENTARZ. 
NIE ZABIERA DUŻO CZASU A MOTYWUJĘ DO DALSZEJ PRACY :)



Ciągle to samo: „ Staramy się go odnaleźć”. Nadzieja? Czy ona nadal istnieje?
Siedzę cicho szlochając. Nie chce by ktokolwiek mi pomagał, użalał się nade mną.
A miłość?  
Miłość nie zawsze miłość może być szczęśliwa. Kiedy pojawia się uczucie, w tym samym czasie pojawia się namiastka nieszczęścia.
Moje życie…
bez niego..
Jest jak trucizna, która powoli zabija mnie od wewnątrz.
Ten rok bez niego uświadomił mi, że jestem rozdarta jak żagiel podczas burzy i umierałam z tęsknoty. Zamykam oczy i za każdym razem wyobrażałam sobie, że jest obok mnie. Wyobrażałam sobie, że ma rodzinę i jest szczęśliwy. Wmawiałam sobie to, by przyćmić mój ból. Bo bez ciebie czuję się złamana, jakbym była połową z całości. Bez ciebie nie mam ręki do potrzymania. Miałam nadzieję, że wstanę rano i ujrzę go przed moimi drzwiami. Moje serce rozpamiętywało wszystkie te dobre i złe wspomnienia. To wszystko, co się dzieję dookoła… jest niczym. Taka jest prawda.
Bez ukochanej osoby jesteśmy zbędnymi kamieniami na drodze. Umieramy niczym porzucony pies, którego zabija głód. Nikt i nic nie jest w stanie zastąpić tej osoby, bo jesteśmy uwięzieni w otchłani wspomnień i człowieku, przy którym czujemy, że żyjemy.
Wszystko stało się obce i nieznane. Przede mną stały ścieżki, które komplikowały mi nie tylko codzienność, ale także kolejne dni.
- Stella, żyjesz? – podniosłam głowę i ujrzałam Joego. Uśmiechnął się ciepło, ale wyczułam też w tym zamartwienie. Nie chciałam, aby ktokolwiek się o mnie martwił. Za dużo problemów zwalałam na barki innych ludzi.
Przeglądnęłam się w ekranie telefonu. Joe miał rację. Wory pod oczami rzucały się zbyt mocno. A wyglądać fatalnie, zwłaszcza gdy chodzę na spotkania biznesowe, to totalna porażka. Nie chciałam aby wszyscy myśleli, że baluję do rana, a prawda jest zupełnie inna niż w rzeczywistości.
- Przepraszam za mój wygląd. Ja…
- Nie, rozumiem to. Nie musisz się tłumaczyć.  Gotowa do wyjazdu? – Kurcze!
- TO DZISIAJ?! -  zapytałam zdziwiona.
Roześmiał się.
- Wiedziałem, że tak będzie dlatego kazałem Emily cię spakować. Wstawaj, szkoda urlopu. – Podał mi dłoń, za którą złapałam i skierowaliśmy się do wyjścia.
Przed biurem zauważyłam długą, czarną limuzynę. Szofer posłusznie otworzył nam drzwi i pojechaliśmy na lotnisko.

***

Wcisnęłam się w wygodny fotel na pokładzie luksusowego samolotu. Podczas lotu zatrzymałam wzrok przed olbrzymim oknem z cudownym widokiem na Centrum. Z dala widać było wybrzeże, które cudownie zlewało się z niebem. Westchnęłam, oczarowana tym widokiem.
Opierając głowę o okno zaczęłam rozmyślać: „ Harry, jesteś tam? Czy jeszcze kiedyś cię zobaczę?”
Westchnęłam ciężko, gdy nagle złapał za oparcie fotela i przechylił do tyłu.
-Zwariowałeś? – jęknęłam, czując nagłą suchość w gardle. Dla niego było to zabawne, ale ja się przelękłam. Nie byłam fanką tego typu adrenaliny.
-Spokojnie. Na autostradzie będziesz miała więcej wrażeń. Przygotowuję cię na najlepsze.
-Chcesz abym zmieniła zdanie?
-Nie. – Nadal uśmiechał się w ten swój rozbrajający sposób, który sprawiał, że potrafiłam tylko machnąć dłonią na jego wybryki. Powolnie jednak sprowadził fotel do normalnego użytku.
- Powiedz mi jak się czujesz?
-Dobrze, chociaż te loty wymęczają człowieka i nie rozumiem dlaczego. – skłamałam.
-Popadasz w pewien stan monotonności i mimowolnie powieki robią się ciężkie. Da się do tego przyzwyczaić. – Uśmiechnął się, spoglądając na widok za oknem. Jonas zawsze potrafił cały czas gadać, ale nawet nie wiedziałam czy wtedy coś mówił, bo moje wszystkie zmysły się wyłączyły.
-Jak znowu jesteś w swoim świecie to nawet moja paplanina nie pomoże. Chyba, że zajdę ją od tyłu i doprowadzę do podwyższenia adrenaliny. – Zaśmiał się, na co jedynie pokręciłam głową. Chłopak westchnął, popijając tequile, którą zamówił od razu jak wszedł na pokład. Coś go gnębiło, ale nie zamierzałam się wtrącać do jego spraw. Każdy miał jakieś problemy i nie zawsze chciał wciągać w nie osoby trzecie.
- Stella, pamiętaj że zawsze możesz ze mną pogadać. Trzymanie wszystkiego w sobie jest nie zdrowe.-  Zmarszczyłam brwi, nie do końca pewna tego, co właśnie chciał mi uświadomić.
- Nie trzymam. Nic się ze mną nie dzieję…
- Kłamiesz. – wycedził przez zęby.
- Przestań! – odkrzyknęłam. Dorwałam kosmetyczkę, zamykając się w toalecie. Mało kiedy używałam kosmetyków i teraz dość trudno było mi zatuszować te sine wory pod oczami. Po kilku próbach wyglądałam na zrelaksowaną, a moja twarz była tak świeża jak po relaksie w SPA. Szkoda, że moje ciało nie mogło się tak samo poczuć.
Sama sprawiałam, że łatwo było mnie skrzywdzić, więc musiałam ponieść tego konsekwencję.

***
Sen
- Odsuń się! Mówiłam, że nie chce cię widzieć! - wysyczałam przez zęby.
Harry wydawał się nieco zdenerwowany moimi słowami. Puścił mój nadgarstek nie ryzykując ponownego uderzenia drugiej strony twarzy.
- Wiem, co sobie teraz myślisz o mnie, ale nie pozwolę ci odejść, nie teraz. – powiedział spoglądając w moje oczy.
- Nie… nie chce tego nawet słyszeć… - westchnęłam czując zbierające się łzy w kącikach moich oczu. 
Harry chwycił moją brodę w swoją dużą dłoń i próbował przesunąć moją głowę, bym spojrzała na niego. Odrzuciłam jego dotyk. Wiedziałam, że go to zdenerwuje. Był przyzwyczajony do tego, że dostaje zawsze to czego chce.
- Przestań się mną bawić! To zaczyna być takie trudne! – wrzasnęłam już płaczliwym tonem.
Nie mogłam spojrzeć w jego oczy. Niewyobrażalny ból nadal wił się po moim sercu. Nie mogłam wymazać z pamięci tego, czego nie dawno się dowiedziałam. On kurwa będzie miał dziecko z jebniętą Alexis!
- Nie chce być z Alexis ani mieć z nią tego jebanego dziecka, słyszysz?! - Harry podniósł głos.
- Jak możesz tak mówić?! Będziesz miał z nią kurwa dziecko, Harry! TO BĘDZIE TWOJE DZIECKO!- krzyknęłam.
Mocno potrząsnął głową w proteście. Jego loki całkiem się poburzyły.
- Posłuchaj mnie. Jestem w stanie, dla ciebie ją zostawić i to dziecko też. Nic się nie liczy tylko ty! Ile mam ci to jeszcze kurwa mówić?! – wybuchnął. Zmarszczyłam brwi i opuściłam spojrzenie na podłogę. Moje nagie stopy wyglądały na malutkie w porównaniu z białymi conversami Harrego.
–Proszę cię, uwierz mi. Uwierz mi, że jesteś jedyna, od tej chwili tylko ty się liczysz. Nie żadna Alexis, dziecko, zepsuł i świat. Tylko ty… - ciągnął dalej, a ja poczułam jak moja złość odpływa gdzieś razem z przeszywającym mnie spojrzeniem chłopaka. Zamknęłam oczy i przywołałam wyraz twarzy Harrego, kiedy mnie zobaczył jak płakałam, śmiałam i wygłupiałam, kiedy dowiedział się, że usłyszałam jego rozmowę z Louisem i dowiedziałam się, że będzie ojcem. Wszystkie te wspomnienia uderzyły we mnie niczym rozpędzona ciężarówka. Nie potrafiłam nawet na niego spojrzeć. Bałam się. Bałam się tego, że jak na niego spojrzę to mu po prostu wybaczę i potraktuję to jako nic, a to nie było nic. Nie mogę tak tego zostawić. ON BĘDZIE OJCEM!
- Stella - usłyszałam jego cichy głos.
Podskoczyłam, kiedy poczułam jego gorący oddech na mojej skórze. Odwróciłam twarz, jego nos delikatnie błądził po moim policzku. Zaciągnęłam się głęboko jego zniewalającym zapachem.
- Stella, musisz mi zaufać. Zrobię dla ciebie wszystko – wyszeptał wprost do mojego ucha.
Czułam jak moje nastawienie maleje, kiedy musnął swoimi wargami tuż przy końcu moich ust. Nie ruszyłam się, a jego pocałunki przeniosły się wzdłuż linii szczęki. Moje ciało szybko rozproszyło falę dreszczy rozprowadzonych wzdłuż mojego kręgosłupa przez delikatne muśnięcia Harrego. Przeniosłam rękę w górę, by wpleść ją w jego włosy. Mruknął cichutko, kiedy mocniej chwyciłam jego loki i lekko pociągnęłam do tyłu, by zwiększyć dystans między nami.
- Chciałabym mieć pewność, że to co mówisz jest prawdziwe. – wyszeptałam czując gulę w moim gardle.
- Jest prawdziwe, uwierz mi. - Intensywność jego zniewalającego wprost spojrzenia zaparła mi dech w piersiach. Sprawiał, że czułam się słaba i uległa. Poluzowałam uścisk w jego włosach, kiedy nieco się zbliżył. Mrugnęłam kilka razy szybciej, kiedy potarł swoim nosem o mój.
- Jestem twój. - szepnął. - Jeśli tylko nadal mnie chcesz... Będę tylko twój… Nikogo innego tylko twój i zawsze twój… 
Nie mogłam złapać oddechu. Zabił moje negatywne nastawienie tymi słowami, nie byłam w stanie oderwać wzroku od jego przecudnej twarzy, oczu. Uśmiechnął się lekko, kiedy złapałam za jego dłoń i wprowadziłam do środka pokoju hotelowego. Stanęłam przed nim i delikatnie potarłam swoimi ustami o jego ciepły policzek. Błyszczące, zielone szmaragdy zamknęły się, gdy powędrowałam do jego ust i lekko zgryzłam dolną wargę. Duże dłonie mocniej zacisnęły się na moich biodrach, kiedy tylko otworzyłam usta, a po moich policzkach popłynęła samotna łza.
- Wróć, do Alexis…- wyszeptałam drżącym głosem. – Do Alexis… - powtórzyłam i szybkim krokiem wbiegłam do łazienki zamykając przy tym drzwi z ogromnym impetem. Osunęłam się na podłogę i zaczęłam płakać.
Odchodził. On, mój Anioł, kochanek, wspaniała osoba. Zawsze uważałam go za kogoś wyjątkowego. Pomagał mi zawsze, trzymał za rękę, gdy płakałam. Pomocny, uczynny. Jego rękaw zawsze był do dyspozycji, gdy chciałam się w niego wypłakać. Myślałam, że tak będzie już zawsze, że będziemy razem do przysłowiowej "grobowej deski". W głowie kołowała się masa myśli; "Jak on może mi to robić? Po tym wszystkim co razem przeżyliśmy.. Przecież ja go kocham... Dlaczego?!".
Nikt nie znał odpowiedzi na te pytania, nikt też nie wiedział dlaczego miłość, tak wielka, gorąca, która miała trwać do końca, kończy się. Czyżby on przestał mnie kochać? Przecież to niemożliwe! Zawsze dawał mi dowody miłości, twierdził, że kocha jak nikogo innego. Na pewno nie kłamał... A może pokochał znów Alexis? Bałam się zapytać. Bałam się odpowiedzi. Leciały łzy, w powietrzu unosił się zapach bezsilności i cierpienia... Wierzyłam w miłość strasznie! Wierzyłam, że kiedyś to, co przeżyłam jako dziewczynka, wynagrodzi mi los w przyszłości. Nie miałam szczęśliwego dzieciństwa. Potrzebowałam bardzo kogoś, kto będzie mnie kochał. A teraz? Wszystko się zepsuło, mur który budowaliśmy wspólnie, nagle się rozpadł. Tak samo jak ta wielka, szalona miłość. Tak szybko, bez słowa wyjaśnienia. W końcu odważyłam się.
Spytałam: Dlaczego?
Nie odwrócił się. Może bał się. W końcu stało się to, co praktycznie było znów nieuniknione... „ROZSTANIE. ”

***
- Stella, Stella! Obudź się!  - Przytulił mnie. – Tylko sen…


NOTKA: 
* Sen- jest to odwołanie do pierwszej części bloga i ostatniego rozdziału. 

piątek, 12 września 2014

Rozdział 13

To już rok jak nie mam kontaktu z Harrym.
Zawsze, kiedy budzę się lub przed snem, zadaje sobie te same pytania: „ Gdzie jest?”, „ Czy nie wpakował się w jakieś złe towarzystwo?”, a co najważniejsze „ Czy żyje?”. Na żadne z tych pytań nie mogłam sobie odpowiedzieć.  Takie życie w nieświadomości jest bardzo męczące. Tym bardziej, że zespół od tamtego dnia nie istnieje.  Ja pomimo tego jak bardzo chciałam o nim zapomnieć…
Bolało mnie serce...
                Dla mnie dzisiaj, jutro i pojutrze wygląda tak samo. Każdy następny dzień.
Wstać - przetrwać dzień – iść spać.
Co się z nami stało? Myślałam, że to wielka miłość? Byłam aż w takim błędzie? – znów nasunęły mi się pytania.
WSPOMNIENIE

                To był nasz pierwszy raz. Pierwszy raz kochałam się z Harrym. Marzenia czasem się spełniają. Harry Styles mnie pokochał tak samo jak ja jego. To było nie do pomyślenia. Wszystko było by piękne gdyby nie telefon od Louisa.
„- Jess w szpitalu?!”
W pierwszym momencie nie wiedziałam, co się dzieje. Co mogło wywołać panikę w chłopaku, którego tak kocham.
Gdy byliśmy już w drodze do szpitala, siedziałam jak kołek i postanowiłam się nie odzywać.
Przed szpitalem stały dwie jednostki paparazzi i trzy wozy policyjne oraz ochrona zespołu. Harry jednak nie patrzył na to że nasz związek zostanie ujawniony, nie zważał na nic. Podjechał pod same wejście budynku i wybiegł z samochodu, złapał mnie za rękę i zaczął biec w stronę recepcji.
Byłam oszołomiona blaskiem fleszy, chaosem wokół nas a także tym, że z każdej strony otaczali mnie ludzie, którzy patrzyli się na mnie jak na potwora.
- Gdzie znajdę Jessice Styles?! – wydyszał waląc dłonią o blat.
- Pokój 302, drugie piętro, oddział niemowlaków, Panie Styles.
Nie zatrzymywał się, bieg ile miał sił w nogach a ja wlekłam się już resztkami sił. Ścisnął mocniej moją dłoń i kazał mi nie przestawać biec, że jeśli tylko się zatrzymam dorwą nas dziennikarze, a on teraz nie ma zamiaru udzielać jakichkolwiek wywiadów.
Zgodziłam się.
W przedziale  między oddziałem noworodków, a oddziałem dziecięcym stali już ludzie z ochrony i kiedy tylko przekroczyliśmy linię zabezpieczającą ochrona zatrzymała natrętnych fotografów.
Na korytarzu stali wszyscy. Cała rodzina Harrego, ekipa z zespołu, ale co zdziwiło mnie najbardziej, pośród wszystkich obecnych nie było Alexis.
- Gdzie jest Jess?! Co z nią?! – Odezwał się Loczek, ale nikt nie odpowiedział. Słychać było tylko ciche szlochy i  płacz.
- Gdzie jest moja córka, do cholery?! – odezwał się ponownie.
Z tłumu osób wyłonił się Louis. Szedł powoli w naszą stronę, a w dłoni trzymał mały, zakrwawiony sweterek Jess.
- Nie mówcie mi, że…
- Harry, Alexis miała wypadek, w którym uczestniczyła także Jess. Chciała ją wziąć na przejażdżkę, a kiedy jechały wbił się w nie pijany mężczyzna. Alexis miała dużo szczęścia natomiast Jess… - Harry i ja staliśmy sparaliżowani. Wszystko mieszało mi się w głowie. To dziecko, dziecko… nie żyje, natomiast ta wredna suka TAK?!
Upadł jak zraniony anioł. Patrzył w podłogę, a z oczu płynęły łzy.
Przytuliłam go, głaskałam po głowie. Próbowałam uspokoić.
Odepchnął mnie. Wstał i zaczął walić pięścią o ścianę.
Louis widząc to złapał przyjaciela za ramiona i zaczął trząść by obudził się z amoku.
- Takim zachowaniem nie zwrócisz jej życia! – krzyknął.
- Gdzie ona jest…? Gdzie jest moja córeczka?!
- Przewieźli ją już do kostnicy… Posłuchaj teraz musisz być przy Alexis, ona teraz cię potrzebuje najbardziej. – Słucham?!
Chciałam powiedzieć: „nie, zostaw ją! Przecież tego dziecka nie chciała!”, ale nie byłam w stanie. Przecież oni byli jednak nadal ze sobą, pomimo tego co się wydarzyło kilkanaście godzin temu.
Poszedł.
                Siedziałam na korytarzu przeszło osiem godzin. Chciałam zostać z Harrym, wspierać go i w razie czego pocieszyć. Wszyscy już pojechali do domów. Było późno. Zostałam sama w poczekalni, ale nie poddawałam się. Chciałam być tego dnia z nim. Wspierać go.
Po paru minutach zauważyłam na końcu korytarza ciemną postać,  to był Zielonooki. Podniosłam się szybko z krzesła i zaczęłam biec w jego stronę, a kiedy byłam już wystarczająco blisko rzuciłam mu się w ramiona.
- Oh… tak bardzo jest mi przykro. Nawet nie wiesz jak…
- Idź do domu. – ponownie mnie odepchnął.
- Słucham? – spytałam zdenerwowana.
- Chce być sam.
- Nie zostawię cię. -  szepnęłam ze łzami w oczach.
- To wszystko moja wina. Gdybym wtedy nie był z tobą może mógłbym ją wtedy uratować! Nic by jej się nie stało, a tak nie żyje! Gdy ona walczyła o życie ja w tym czasie się pieprzyłem z tobą! – jego słowa były niczym sztylet zadawany prosto w serce.
- Żałujesz teraz tego? – zapytałam powstrzymując by urywany szloch nie przedarł się przez moje roztrzęsione usta.
- Tak, żałuję. Znowu rozbiłaś moje życie na milion drobnych kawałeczków. Nie chce mieć już z tobą nic wspólnego. Zostaw mnie w spokoju. Jesteś najgorszym moim błędem od kiedy żyję. Życie bez ciebie było o wiele lepsze, a jednak ty się pokazałaś i znowu przechodzę koszmar, jebany koszmar!
- Nie mów tak, jesteś teraz zdenerwowany. Nie myślisz tak…, prawda?
- Daj mi spokój…
 Odchodził. On, mój Anioł, kochanek, wspaniała osoba. Zawsze uważałam go za kogoś wyjątkowego. Pomagał mi zawsze, trzymał za rękę, gdy płakałam. Pomocny, uczynny. Jego rękaw zawsze był do dyspozycji, gdy chciałam się w niego wypłakać. Myślałam, że tak będzie już zawsze, że będziemy razem do przysłowiowej "grobowej deski". W głowie kołowała się masa myśli; "Jak on może mi to robić? Po tym wszystkim co razem przeżyliśmy.. Przecież ja go kocham... Dlaczego?!". Nikt nie znał odpowiedzi na te pytania, nikt też nie wiedział dlaczego miłość, tak wielka, gorąca, która miała trwać do końca, kończy się. Czyżby on przestał mnie kochać? Przecież to niemożliwe! Zawsze dawał mi dowody miłości, twierdził, że kocha jak nikogo innego. Na pewno nie kłamał... A może pokochał znów Alexis? Bałam się zapytać. Bałam się odpowiedzi. Leciały łzy, w powietrzu unosił się zapach bezsilności i cierpienia... Wierzyłam w miłość strasznie! Wierzyłam, że kiedyś to, co przeżyłam jako dziewczynka, wynagrodzi mi los w przyszłości. Nie miałam szczęśliwego dzieciństwa. Potrzebowałam bardzo kogoś, kto będzie mnie kochał. A teraz? Wszystko się zepsuło, mur który budowaliśmy wspólnie, nagle się rozpadł. Tak samo jak ta wielka, szalona miłość. Tak szybko, bez słowa wyjaśnienia. W końcu odważyłam się. Spytałam: Dlaczego?
Nie odwrócił się. Może bał się. W końcu stało się to, co praktycznie było znów nieuniknione... ROZSTANIE. ”

KONIEC WSPOMNIENIA


Mój monolog przerwał dzwoniący telefon. Podniosłam słuchawkę i przystawiłam do ucha.
- Jonas Corporation, słucham?
- Stella? Możesz przyjść do kawiarni? To ja- Caroline. Jestem z Lolą.
Spojrzałam na zegarek, miałam przerwę już od dwudziestu minut. Praca.. tak tylko ona powstrzymywała te bolące i zadające wciąż na nowo rany w moim sercu.
- Zaraz zejdę. – odłożyłam słuchawkę i zaczęłam zbierać swoje rzeczy.
                Siedzieli przy stoliku i popijali kawę.
- Cześć wam. – przywitałam się i zajęłam miejsce.
- Co u ciebie? W ogóle się nie odzywasz. Jak „twój” narzeczony? – zaczęła Lola.
- Narzeczony? – zapytałam zdziwiona.
- No nie mów mi, że ty i Joe nie macie się ku sobie?
- Nie wiem, o czym ty bredzisz…
- No o tym, że od trzech miesięcy się spotykacie tak na serio. Wiesz… te portale plotkarskie…
- Słuchaj ich dalej, a daleko zajdziesz. – próbowałam jakoś wyjść cało z tej krępującej sytuacji.
- Oj dobra… - podniosła filiżankę do ust i upiła parę łyków , po czym ją odstawiła.

 - A teraz powiedzcie mi, czego dowiedzieliście się na temat Harrego od detektywa Horana?


******
Witam Was mordy! Wiem, zawiodłam Was. Przez ostatnie tygodnie nie miałam weny, w ogóle. Null! Dlatego nie dodawałam rozdziałów. Mam nadzieję, że mnie nie opuściliście i nadal z chęcią będziecie czytać to opowiadanie tym bardziej, że dużo się będzie teraz działo. Jeszcze raz Was przepraszam, a wszystkich którzy przeczytają ten post proszę o komentarz. Jak Wam się podoba taki obieg sprawy? nakręciłam za bardzo? 
Do zobaczenia niebawem :) 

środa, 16 lipca 2014

Rozdział 12

Przeczytaj notkę pod rozdziałem /Saki chan

ROZDZIAŁ ZAWIERA SCENY EROTYCZNE. CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ

 Ruszyłam niepewnym krokiem do łóżka, a on szedł za mną. Nie potrafiłam racjonalnie myśleć. Marzyłam o takiej sytuacji gdzie mogłabym oddać się mu dozgonnie. Moje ciało od zawsze czekało tylko i wyłącznie na niego, więc musiałam podjąć decyzje, a potem usunąć się z jego i jego dziecka życia. Innego wyjścia nie miałam. Ja chciałam żeby to dziecko było szczęśliwe, bo ono nic nie zawiniło. 
- Zostać z tobą? - zapytał, łapiąc mnie za twarz. Spojrzałam w jego oczy, a następnie uśmiechnąłem się delikatnie. - Kocham cię Stella… - Jego głos był zachrypnięty a oczy prześwietlały, każdą zakrytą cząstkę mojego ciała.
- Ja ciebie też… Kocham cię od kiedy tylko pamiętam, ale bądź z Alexis żeby twoja córka miała obojga rodziców. – z ledwością przełknęłam ślinę spoglądając w jego zielone tęczówki, które wyglądały w tamtej chwili jak szmaragdy.
- Chwila… Rezygnujesz z tak pięknego i potężnego uczucia? Chcesz się pożegnać? – łzy zaczęły napływać mi do oczu.
- Nie.. Harry nie mówmy już nic. Oddajmy się sobie. Jeden jedyny raz. Całkowicie. – wyszeptałam ledwo dotykając wargami jego policzka.
- Czy ja się nie przesłyszałem? Chcesz się ze mną kochać? – Jego źrenice się rozszerzyły.
- Miejmy coś z życia. Bądźmy odrobinę samolubni… Całuj mnie, jestem twoja bez reszty. – wyszeptałam tak by usłyszał to tylko on. Mój cały świat.
 - Stella…. Jesteś tego pewna? – zapytał stojąc tuż za mną.
Przytaknęłam.
- Nie jestem niczego bardziej pewna…
W pewnym momencie moje plecy dotknęły torsu Harrego. Zamruczał do mojego ucha, kiedy odchyliłam głowę, kładąc ją na jego silnym ramieniu. Jego dotyk powodował dreszcze na całym moim ciele.
W pewnym momencie odwrócił się i otworzył górną szufladę komody, wyjął paczkę prezerwatyw. Spojrzał na mnie uważnie. – Chcesz, żeby opuścić rolety?
– Wszystko mi jedno – wyszeptałam.
Podszedł do mnie powoli. Pewny siebie, seksowny, z płonącymi oczami, a moje serce zaczęło łomotać. Krew szybciej krążyła w całym ciele. Podniecenie, gęste i gorące, wlewało się do mojego podbrzusza. Styles stanął naprzeciw mnie i spojrzał mi w oczy. Był tak nieziemsko seksowny.
 Wstyd z każdą kolejną sekundą zżerał mnie od środka, kiedy położył mnie na łóżku, siadając na mnie okrakiem. Było to takie nowe, ale przyjemne uczucie. Nie dałam po sobie poznać jak krępująca jest to dla mnie sytuacja, chciałam mu pokazać tą drugą stronę siebie. Namiętną kochankę, która od dłuższego czasu marzyła o tym zbliżeniu.
Jego usta były pożądliwe i powolne, dopasowywały się do moich. Zaczął mnie rozbierać, składając delikatne jak piórko pocałunki na mojej brodzie i w kącikach ust. 
Przeczuwałam, a nawet miałam cichą nadzieję, że tak to się skończy. Harry zawsze działał na mnie seksualnie. Czułam to uczucie, które wypełnia cię od środka i dąży do wyładowania się z osobą, której się pragnie. Wiele razy zastanawiałam się jak to będzie wyglądać, ale tak naprawdę najwspanialsze jest to, że wychodzi to tak spontanicznie. Jest to wtedy potwierdzeniem własnych pragnień. Jednakże w tej grze są odkryte zupełnie inne karty, które praktycznie nie mają znaczenia w tej chwili.
Cicho westchnęłam z rozkoszy, kiedy zaczął obdarowywać moją szyje pocałunkami. Co za uczucie. Uwielbiałam jego usta i nie potrafiłam znieść myśli, że ta bezwartościowa raszpla je smakowała a nie ja.  Nie mogłam się doczekać, kiedy poznam jej cielesną odsłonę.
***
Kiedy Styles zaczął zdejmować powoli moje spodnie nagle zesztywniał. Nie rozumiałam o co może mu chodzić. Wisiał tak nade mną i wpatrywał się we mnie. Ogarnęło mnie dziwne poczucie winy,  że może nie jestem taka idealna jak Alexis.
Zaczęłam się zakrywać dłońmi, ale mnie powstrzymał.
- Jesteś piękna… - Ucałował moją skroń.
Nagle usiadł wyprostowany, ściągną moje majtki i rzucił na podłogę. Gdy zdjął bokserki, jego erekcja wyskoczyła na wolność. Sięgnął do nocnego stolika i chwycił foliową paczuszkę, a potem wszedł między moje uda, rozsuwając je jeszcze szerzej. Klęczał, zakładając prezerwatywę na pokaźnych rozmiarów męskość.
– Nie martw się – szepcze, patrząc mi w oczy. – Jeśli powiesz jedno słowo od razu przestanę. – Pochylił się, trzymając ręce po obu stronach mojej głowy, tak że wisiał nade mną, wychodząc. Gdy zaczynałam się przyzwyczajać do tego dziwnego uczucia, moje biodra nieśmiało wyszły mu na spotkanie. Przyspieszył lekko upajając się mną. Jęczałam, a on wbijał się we mnie, nabierając tempa, w bezlitosnym, niesłabnącym rytmie, który podchwytywałam, wysuwając biodra ku jego pchnięciom. Chwycił w dłonie moją głowę i mocno całował, a jego zęby delikatnie przegryzały mi dolną wargę. Czułam, że coś we mnie narasta. Zaczęłam sztywnieć, przyjmując kolejne pchnięcia. Moje ciało drżało, wyginało się, pokrywając potem. O ludzie... Nie wiedziałam, że tak będzie... nie miałam pojęcia, że to się okaże takie wspaniałe. Moje myśli zniknęły i pozostało tylko doznanie... tylko on... tylko ja... och, proszę... Sztywnieję.
– Dojdź dla mnie, Stella – wyszeptał niemal bez tchu, a ja, słysząc jego słowa, rozpadałam się, eksplodowałam pod nim i rozsypałam się na milion kawałków. W pewnym momencie Harry wykrzyczał moje imię i opadł na mnie.
Wciąż dyszałam, próbując spowolnić oddech i łomoczące serce, ale w moich myślach panował istny zamęt. Otworzyłam oczy. On opierał czoło na moim. Miał zamknięte oczy i nierówny oddech. Podniósł powieki i patrzył na mnie łagodnie. Pochylił się, delikatnie złożył pocałunek na moim czole i powoli się wysunął.
– Uuu. – Wzdrygam się na to nieznane odczucie.
– Sprawiłem ci ból? – spytał Zielonooki, leżąc obok, wsparty na łokciu. Założył niesforny kosmyk włosów za moje ucho.
– Ty mnie pytasz poważnie?
– Wiem, co to ironia – uśmiechnął się sardonicznie. – Poważnie, wszystko okej? – Jego spojrzenie było intensywne, dociekliwe, wręcz wymagające.
- Kocham Cię…
Nagle telefon Loczka zaczął dzwonić. Sytuacja zaczęła się powtarzać, ale nie tym razem. Nie po tym wszystkim.
 - Odbiorę… - spojrzał na mnie i kiedy chciał już sięgnąć po komórkę ja go powstrzymałam.
- Proszę nie… nie po tym wszystkim… - powiedziałam trzymając go nadal za rękę
- Co tylko powiesz, Stello. Kocham cię. – splótł nasze ręce.
***
Zamruczałam z zadowolenia. Tak bardzo dobrze mi się spało że nawet nie miałam ochoty wstawać. Z chęcią bym jeszcze poleniuchowała, ale Harry ma swoje obowiązki i pewnie mnie nie długo zostawi. Westchnęłam przeciągle, po czym delikatnie się podniosłam, swój wzrok kierując na zegar na ścianie. Dziesięć po siódmej. Odwróciłam się z trudnością na drugi bok. Spojrzałam na przeciw, gdzie leżał Styles. Uśmiechnęłam się delikatnie, patrząc na jego spokojną twarz. Naprawdę anielsko wyglądał. W życiu nie widziała czegoś tak pięknego. Widok śpiącego Harrego zaćmiewał nawet piękne krajobrazy, które często z przyjacielem widziałam przy zachodzie słońca. W jego objęciach było mi naprawdę gorąco. A te jego usta…. Odetchnęłam, palcem przejeżdżając po jego twarzy, następnie schyliłam się i musnęłam go w policzek. Tak bardzo chciałam, aby ta chwila trwała jak najdłużej. Potrzebowałam go, czułam się przy nim tak bezpiecznie. Tak bardzo podobają mi się jego loki. Są takie miękkie i puszyste. Ma takie cudowne usta, przeznaczone tylko do całowania. Jak bardzo chciałabym je całować. Chciałabym, aby one mnie całowały i tylko mnie. Przejechałam delikatnie po nich palcem, aby go nie zbudzić. Zerknęłam na jego w połowie nagą klatę, którą odkrywała kołdra. Taka męska, wyrzeźbiona jakby z posągu. Dlaczego on musi być tak doskonały? Zagryzłam wargę, chcąc dotknąć dłonią jego nagiej klaty.
- Dzień dobry słonko – usłyszałam męski głos. Moje serce zabiło szybciej, kiedy poczułam swoją dłoń w jego uścisku. – Czy to tak ładnie obmacywać śpiącego mężczyznę? – uśmiechnął się łobuziarsko, podnosząc się i przyciągając mnie do siebie. Dotknęłam policzkiem jego piersi, czerwieniąc się.
- Ja…
- Tak wiem, ale podobało mi się to – szepnął do mojego ucha, co sprawiło, że po moim ciele przeszedł rozkoszny dreszcz.
- Przepraszam, to tylko… – próbowałam się tłumaczyć, ale utrudnił mi to, całując namiętnie moje usta. Pozwoliłam mu na to, a nawet poddałam się temu doznaniu. Zbyt dobrze mi było i nie chciałam przerywać tej pięknej chwili. Zacisnął dłoń na moim pasie, przytrzymując mnie, abym mu nie uciekła. Nawet nie mógł sobie wyobrazić, jak bardzo spodobała mi się jego reakcja. Drgnęłam, kiedy poczułam jak koniuszkiem języka przejeżdża po mojej dolnej wardze. Zauważył to, co spowodowało, że oderwał się ode mnie z szerokim uśmiechem.
- Jesteś tak słodka, że mógłbym cię zjeść – przeczesał moje włosy, całując mnie jeszcze raz w usta, ale tym razem przelotnie. Nie nasyciłam się tym, ale nie mogłam tego po sobie poznać. Poczułam dopiero teraz , że źle robię, ale tym razem nie chciałam się nad tym zastanawiać. Kiedy ostatnio sobie obiecałam, że odepchnę od siebie Harrego, źle na tym wyszłam, bo i tak wszystko poszło nie po mojej myśli i znów postanowiłam żeby był z tą ropuchą.
Nieustający dźwięk telefonu dał po sobie znać i tym razem postanowiłam pozwolić mu odebrać.

- Słucham? JESS W SZPITALU?!


*****
Tak więc po dłuższym nie dawaniu postów postanowiłam go w końcu napisać. Od razu mówię że sugerowałam się 3 książkami erotycznymi żeby to ogarnąć, bo nie mam żadnego doświadczenia w tych sprawach XD
Ponieważ pierwszy raz napisałam takie o.. proszę aby KAŻDY pozostawił po sobie ślad.. Na prawdę mi zależy na waszych komentarzach, bo daje mi to pałera.
Powiadamiam około 60-70 osób a komentuje znaczna mniejsza liczba. Jest opcja "Anonimowo"- dla tych którzy nie mają konta google. Proszę jeszcze raz o zostawienie po sobie śladu.
Elo :D

poniedziałek, 30 czerwca 2014

Rozdział 11

Stałam jak wryta, kiedy matka wyrzucała ubrania z mojej garderoby. Między zdaniami, które nie były kulturalne, kazała mi się spakować i grzecznie mówiąc wynosić. Nie odzywając się podnosiłam swoje rzeczy i prosiłam ją aby się uspokoiła, obiecywałam, że więcej się nie spotkam ze Stylesem, ale nie rozumiała. Nie chciała nawet tego wysłuchiwać.
Zabrałam walizkę i wyszłam. Poddałam się.
To smutne, że nawet we własnej matce nie masz wsparcia. W dodatku pech chciał, że zaczął padać deszcz. Gęste krople spadały z ciemnoniebieskiego nieba.
- Super… - Tupałam ze złości.
Chcąc nie chcąc musiałam schować się na stacji benzynowej, która znajdowała się niewiele dalej od domu, którego już nie mogłam nazywać moim domem. Żałowałam przez chwilę, że wyszło na to że znowu narobiłam szumu i teraz stałam się bezdomna, bo inaczej nie mogłam tego nazwać.
Zastanawiałam się długo, do kogo zadzwonić. Poprosić o pomoc, czy coś…
Złapałam za telefon i wykręciłam numer do Joe, który nie odbierał. Wszyscy moi przyjaciele mieszkali daleko, a tutaj z nikim się jeszcze nie zaprzyjaźniłam.
Usiadłam na metalowej ławce i zadzwoniłam do Harrego. Po paru sygnałach odebrał.
- Stella? – Usłyszałam jego ochrypły głos, który przyprawiał mnie zawsze o przyjemne dreszcze.
- Harry… ja… potrzebuje pomocy… - wyszeptałam, a po moim policzku popłynęła łza. Świadomość, że znów narobiłam burdy i że proszę go o pomoc strasznie mi się nie podobała.
- Gdzie jesteś, bo na pewno nie w domu? – usłyszałam w tle brzdęk kluczami i jakąś kobietę, ale nie była to Alexis.
- Na stacji benzynowej…
- Za chwilę będę. Nie ruszaj się stamtąd! – rozkazał i się rozłączył.
Siedziałam.
Czekałam całkiem długo, kiedy w końcu zauważyłam jego czarnego Range Rover’a.
Wyszedł i pewnym krokiem szedł w moją stronę. Harry zarzucił silną rękę na moje ramie, przyciągając mnie bliżej swojego rozgrzanego ciała. Na zewnątrz było już całkiem ciemno, jedynie latarnie uliczne rzucały lekkie światełko. Wolnym krokiem doszliśmy do samochodu.
- Nie chciałam żeby tak wyszło.
Harry spojrzał w dół, by zobaczyć moją twarz.
- Co masz na myśli? - zapytał.
Spuściłam wzrok, kiedy wsiadłam do samochodu a po chwili i on znalazł się w środku.
- Matka wyrzuciła mnie z domu i pomimo tego że chciałam być z dala od ciebie… mogę tylko na ciebie liczyć. - powiedziałam cicho.
Zaśmiał się i lekko zacieśnił palce na mojej dłoni.
- Stella… wiesz o tym, że nie kocham Alexis. – wyszeptał spoglądając w moje oczy. Zrobił pauzę, zanim znowu zaczął mówić. – Ty jesteś jedyną kobietą, którą chcę chronić, a i jeszcze moją córkę. - uśmiechnął się pod nosem.
Mimowolnie uśmiechnęłam się. Te słowa były tymi, na które czekałam tyle czasu.
Odpalił silnik i ruszył.
Poczułam silny powiew wiatru, gdy wyszłam z auta. Zadrżałam, kiedy zimne powietrze oplotło mój dekolt i szyję. Harry przyciągnął mnie bliżej, kiedy zauważył, jak ciaśniej naciągam kurtkę.
- Zatrzymamy się tutaj. – Zaczęłam się rozglądać i nagle coś mi się przypomniało.

*Wspomnienie*


- Harry, dlaczego idziemy do tego domku? – zapytałam.
- Bo tutaj mieszkała moja babcia. Ona mi odda ten dom jak będę o niego dbał. – poczochrał mnie po głowie.
- Naprawdę?! Ale super! – nabrałam głęboko powietrze i ze świstem go wypuściłam.
Weszliśmy do środka, gdzie pachniało kwiatami. Miałam dziesięć lat i strasznie podobały mi się takie miejsca, ale nie wiedziałam, że Harry też je lubi.
- Piętnastoletni chłopcy też lubią kwiaty? – zapytałam łapiąc go szybko za rękę, kiedy chodziliśmy obok strumyka.
- Nie wszyscy. – ścisnął moją dłoń bardziej.
Znowu to uczucie… co to?
W mojej piersi poczułam jak coś szybko skacze, nie mogłam nabrać powietrza.
Zielonooki spojrzał na mnie i zmarszczył czoło.
- Coś się stało? – moje policzki zaczęły płonąć, a ja? Ja nie potrafiłam się nawet odezwać.
- Chyba jestem chora… - potarłam niedbale oczy.
- Chodź, wejdź mi na plecy. – ukucnął i złapał za moje nogi.
- Harry… co to jest miłość? – zapytałam bez namysłu bardziej wtulając się w jego silne ramiona.
- Hymm… Świat przez „miłość” zaczyna być idealny. Kiedy kogoś pokochasz ta osoba staje się najwspanialsza na świecie, inni ludzie cię nie obchodzą. Robisz wszystko żeby ją mieć, na wyłączność. Chcesz spędzać z tą osobą bardzo dużo czasu, a kiedy jej nie ma –umierasz z tęsknoty. Myślę, że to można nazwać miłością.
- Rozumiem, więc… jeśli kogoś ci brakuje to miłość?
- Nie, to przyzwyczajenie. Miłość okazuje się przez gesty, rozmowę. Jednakże osobę, którą kochamy zdobywa się przez całe życie. Ofiarowujesz się cały tej miłości.


***Koniec wspomnienia***


-Byłam tu już z tobą.. – uśmiechnęłam się.
- Wiem… Twój pierwszy wykład na temat miłości. - Poczułam jego duże dłonie na moich biodrach, a jego twarz zbliżyła się do mojej. Swoim nosem dotykał mojego, zmysłowo, jakby chciał upewnić się, że tu jestem, w jego ramionach. Pełne usta Harrego przywarły do moich. Były takie ciepłe. Idealne ruchy były oddawane z miłością, inaczej w porównaniu z tym, jak całował mnie wcześniej. 
- Stell... – zamruczał do mojego ucha. 
Zamknęłam oczy, upajając się głęboko jego zapachem.
- Wejdźmy do środka…
Spojrzałam na niego. Jego ciemne loki opadały na czoło, zielone oczy błyszczały, kiedy mi się przyglądał, a ja nie potrafiłam oderwać od niego wzroku. Aż w końcu się zgodziłam.
***
Ledwo weszliśmy do środka, a poczułam ten sam zapach. Nic się nie zmieniło, oprócz tego, że pojawił się kominek.
Harry stanął za mną i pomógł mi ściągnąć kurtkę. Jego pełne usta dotknęły skórę mojej szyi. Zadrżałam, poczułam gorące powietrze z jego ust. Odwrócił się i powiesił ubrania. Potem ruszyłam za nim, kiedy wszedł w głąb.
- Ja chcę... - moje usta znalazły niemałą trudność w uformowaniu słów.
Harry odwrócił się w moim kierunku. Czekał, aż skończę to co miałam do powiedzenia, wpatrując się we mnie.
- Dziękuję za schronienie. –wyszeptałam.
Harry położył moją walizkę przed drzwiami do sypialni. Nie potrafiłam o niczym myśleć. Spoglądałam na jego usta, dłonie. Wszystko to na co miałam wtedy ochotę oglądać. Był dla mnie aniołem, który zawsze mnie ratował. Był moim życiem.
Nie potrafiłam się ruszyć, gdy jego ręka powędrowała na moją talię. Drugą błądził po mojej skórze, pod bluzką. Słyszałam jego ciężki oddech tuż przy moich uchu. Jęknęłam, gdy dotarł do zaokrąglenia moich piersi. Chwycił jedną z nich w swoją dużą dłoń i lekko ścisnął. Oparłam głowę o jego ramię, gdy poczułam nowe, nieznane uczucie. Mimowolnie zamknęłam oczy.
Nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczyłam. Dreszcze przeszły przez całe moje ciało. Jakimś cudem nie myślałam o tym, że chłopak stojący przede mną ma narzeczoną i dziecko. Myślałam wtedy tylko o nim. Powolnym krokiem ruszyłam do drzwi. Nacisnęłam klamkę i otworzyłam je.

To będzie długa noc…


NOTKA:
Przepraszam, że tak długo się nie odzywałam, ale brak weny i czasu. 
Następny rozdział pojawi się w piątek wieczorem :>
Udanych wakacji! 

czwartek, 12 czerwca 2014

Rozdział 10

Całą noc nie spałam. Myślałam nad jego sms-em. Czy on nie rozumie, że minął rok i wszystko się zmieniło? Znaczy… czy ja nadal go kocham?
 Otworzyłam oczy i spojrzałam z przerażeniem w sufit. Zanim poszłam spać matka pokazała mi kolejną gazetę, na której widniałam. Znowu byłam na językach całego świata. Nie wiedziałam, czy to wytrzymam ,ale nie mam żadnego wyjścia.
- Nie wytrzymam! - krzyknęłam. Natarczywe, nieustanne pikanie telefonu świadczące o tym, że ktoś próbuje się do mnie dodzwonić, wyprowadzało mnie z równowagi. – Czego?!
Minęła chwila zanim ktoś się odezwał.
- Stella… - Otworzyłam szerzej oczy. Tego głosu nigdy bym nie zapomniała.
- Harry?! Po co dzwonisz?!  - wrzasnęłam.
- Ponieważ chcę z tobą porozmawiać… - westchnął.
- O czym chcesz rozmawiać? Mało ci, że już o nas gadają? Stale przyłazisz z tą swoją narzeczoną i dzieckiem do mojego domu, jestem na okładkach jebanych czasopism i na językach całego świata.
- Jesteś, ale nie przeze mnie. Na okładkach akurat jesteś z Joe, a nie ze mną. – oznajmił spokojnie, a ja aż się trzęsłam ze wściekłości.
- Coś jeszcze, bo zaczynasz mnie denerwować? – wstrzymałam oddech. Zawsze tak robię, kiedy jestem zła.
- Chcę się spotkać i porozmawiać... Tęskniłem za tobą. - wydał niski, pełen udręki jęk.   
- Nie zadzwoniłeś ani razu… - Poczułam ucisk w żołądku. Mój głos zaczął drżeć, byłam bliska płaczu.
- To przez Louisa, proszę spotkajmy się, wszystko ci wyjaśnię. - mówił niskim, zdecydowanym tonem, innym, niż słyszałam wcześniej.
- Nie chcę…
- Daj mi szansę! Nic nie chcę, tylko to jedno spotkanie! - krzyknął tak niespodziewanie, że aż podskoczyłam.
Zamilkłam.
- Stella, błagam cię… - wyszeptał.
- No nie wiem… – westchnęłam zrezygnowana.
- Proszę, przyjedź do mojego mieszkania, albo ja mogę po ciebie przyjechać.
- Nie przyjadę do ciebie… Nie chce z tobą rozmawiać, Harry. – przycisnęłam mocniej słuchawkę do ucha, powoli wstając z mojego małego królestwa.
- Harry… nie…
- Proszę…
Rozłączyłam się.

***

Nieustanne dzwonienie dzwonkiem do drzwi nie ustępowało. Zdenerwowałam się, że nikt ze służby nie raczył podnieść swoich czterech liter i je łaskawie otworzyć.
Niechętnie podreptałam i pociągnęłam za klamkę.
 Nagle uderzyła mnie fala znajomej, niemalże namacalnej energii, która od zawsze nas otaczała. Świadomość jego obecności przede mną rozeszła się wzdłuż mojego kręgosłupa, sprawiając, że cała pokryłam się gęsią skórką, a drobne włoski na moim karku się uniosły. Czy to jawa, czy sen?
- Stella… - wyszeptał ochryple moje imię.
- Mówiłam, że masz nie przyjeżdżać. – powiedziałam patrząc w jego zielone tęczówki.
Z walącym sercem wpuściłam go do środka. Nie chciałam jeszcze użerać się z beznadziejnymi paparazzi.
- Tak bardzo za tobą tęskniłem. Nie mogłem się odezwać, bo Louis powiedział, że jeśli z tobą będę, zespół się rozpadnie. Już nie dogadujemy się, ale teraz kiedy widzę cię z tym przydupasem-Joe… nie mogę tak stać obojętnie, bo ja wiem że… ja nadal cię kocham, Stella!
Zamknęłam oczy. Wiedziałam, że powinnam kazać mu wyjść, jakbym tego, co mi teraz wyznał nie słyszała. Wiedziałam, że jeśli dam mu choćby minutę więcej z mojego życia, ból stanie się jeszcze większy. Ale nigdy nie byłam w stanie oprzeć się jego słowom. Były magnetyczne, a kiedy mówił mi że mnie kocha… cały świat przestawał istnieć. Niestety, nasze życie się zmieniło w chwili, kiedy dowiedziałam się, że będzie miał dziecko.
- Stella… - złapał mnie delikatnie za rękę, a ja wstrzymałam oddech.
Dzieliło nas zaledwie kilka centymetrów. Stałam ze spuszczoną głową i wpatrywałam się w jego eleganckie, skórzane kowbojki za kostkę. Jego oddech był głęboki i przyspieszony, jak mój. Czułam subtelny męski zapach jego skóry.
- Proszę…
Na dźwięk znajomego, ukochanego rozkazującego tonu przebiegł mnie dreszcz. Zamknęłam oczy i jęknęłam, gdy raptownie przywarł do moich pleców, kiedy się odwróciłam. Przycisnął mnie do ściany obok drzwi. Chwycił moje palce i uniósł dłonie na wysokość ramion.
– Jesteś taka piękna – wyszeptał, zanurzając twarz w moich włosach. – Twój widok rani oczy.
- Harry… co ty robisz? – wyszeptałam drżącym głosem upajając się nim… jego obecnością.
Czułam jego pożądanie. Jego silne, gorące ciało pulsowało napięciem. Był podniecony, napierał na mnie swoim zapewne naprężonym członkiem. Pragnęłam go, a świadomość że byliśmy sami mnie rozpraszała.
Wziął głęboki, drżący oddech. Mocno splótł palce z moimi, jakby chciał tak złączyć nasze dusze i ciała w jedność.
Odwróciłam głowę, żeby na niego spojrzeć i nie wiedziałam, co mam o tym myśleć.
– Dlaczego? – wyszeptałam. – Czego ode mnie chcesz? Że wszystko będzie jak przedtem? Chcesz mnie przelecieć, dlatego tutaj jesteś? O to chodzi? Chcesz się mną zabawić? Nie wierzę już w to, że mnie kochasz, czy mnie kochałeś i nadal kochasz…, więc dlaczego mi to robisz?
Słysząc te brutalne słowa, wstrzymał oddech.
– Przestań.
– Mam nie nazywać rzeczy po imieniu? – Zamknęłam oczy. – Proszę bardzo. Zrób to. Ale zdejmij maskę kłamstw i nie próbuj udawać czegoś, czym to nie jest.
– Nigdy cię nie okłamię, a to co teraz ci mówię jest najszczerszą prawdą.– Puścił mnie prawą ręką i pogłaskał po policzku. Patrzyłam, jak podnosi moją dłoń do ust. Pocałował ją, a potem przycisnął usta – pospiesznie, mocno, ze złością – do mojej skroni.
- Jeśli tylko chcesz zerwę z Alexis, a dziecko? Damy sobie jakoś radę. Ja nie mogę już tak siedzieć i wszystkiemu się przyglądać.
- Co ty teraz wygadujesz? Myślisz, że ja nie cierpiałam przez ten cholerny rok?! Nie odzywałeś się, miałeś gdzieś co się ze mną dzieję. Przez kurwa pół roku byłam maltretowana przez zajebane faneczki Alexis, a ty mi teraz wciskasz, że zostawisz wszystko i tak po prostu będziesz ze mną? Wiesz co się stanie jak cały świat się o tym dowie?! Ty jesteś sławny, a ja jestem zwykłą dziewczyną, tylko moje życie jest nienormalne. Kiedy byłam małą dziewczynką, uganiałam się za tobą, zawsze myślałam, że przyjdzie taki czas kiedy ty się we mnie zakochasz…
- I zakochałem…
- Ale od zawsze była Alexis.
- Nie kocham jej… - wyszeptał.
Zamilkłam chwilę.
- Wyjdź… proszę. – zaczęły drżeć mi ręce, a mój żołądek był jednym wielkim kłębkiem nerwów.
- Nie, ja chcę to naprawić.
- Nie…
W ułamku sekundy był przy mnie. Jedną dłonią ujął mnie za włosy, drugą chwycił mój pośladek i zaczął mnie zachłannie całować. Nie tracił ani chwili, jego język zanurzał się między moimi wargami, głębiej i mocniej.
Jęknęłam i próbowałam go od siebie odepchnąć, ale był zbyt silny.
Zatopił zęby w mojej dolnej wardze z taką siłą, że mnie zabolało.
– Myślisz, że możesz powiedzieć parę słów i wszystko między nami zakończyć? My nie mamy końca, Stello.
Przyparł mnie mocniej do ściany. Byłam przyciśnięta przez mierzącego prawie metr osiemdziesiąt zwierzęco podnieconego mężczyznę.
– Tęsknię za tobą, ale wszystko się zmieniło... – wyszeptałam, chwytając go za barki i przyciągając mocniej do siebie.
Styles wydał z siebie zmysłowy pomruk.
– Stella..
Obsypał mnie głębokimi, bezwstydnie rozpaczliwymi pocałunkami, które odczuwałam każdą cząstką ciała. Nie potrafiłam już ze sobą walczyć.
– Co ty ze mną robisz? – wyszeptał. – Wdrapałaś się do mojego świata, uzależniając mnie do ciebie.
– Nie mam nic innego do roboty – odrzekłam, z trudem łapiąc oddech – odkąd opuściłam moją popieprzoną pierwszą miłość.
Przycisnął czoło do mojego czoła.
– Musisz mi zaufać.
Położyłam dłonie na jego klatce piersiowej i odepchnęłam go. Pozwolił mi na to i stał, wpatrując się w moją twarz.
– Urządziłeś mi piekło. Z premedytacją. Sprawiłeś, że cierpię i nie widzę końca cierpienia. Nie wiem, co do cholery robisz, Styles, ale całe to gówno z Alexis i Louisem zupełnie mi nie odpowiada. Nie wiem, czy będę  w stanie z tobą być, ale jestem pewna jednego. Nie teraz… na pewno nie teraz, ponieważ nie jestem w stanie odebrać twojemu dziecku szczęścia.
- Kocham cię, Stella. Bez względu na wszystko, ja nadal będę cię kochał. - powiedział zachrypniętym głosem.
Lekko musnął moje usta.
- No proszę, proszę… Kogo moje piękne oczy widzą i z kim.. – usłyszałam głos wiedźmy i przysięgam, że moje serce przestało pracować.
Szybko od niego odskoczyłam. Zesztywniałam i głośno złapałam oddech.
- Dzień dobry pani. – powiedział oficjalnym tonem, Harry.
- Myślałam, że cię nie ma. – stwierdziłam.
- Zaskoczenie, co? – parsknęła podchodząc bliżej. – Nie wiedziałam, że jesteście kochankami. – ciągnęła dalej.
- To nie tak jak pani myśli. – próbował się tłumaczyć, a ja nie wierzyłam w to co przed chwilą powiedział.
- Zdradzasz Alexis, a moja mała córka Joego. Nic dodać, nic ująć. – zapadła cisza. 
Ani ja, ani Harry się nie odezwaliśmy. To była prawda, jednakże to… mogłaby inaczej określić. – Dobrze będzie jak już sobie pójdziesz, Harry. Dziecko i narzeczona na ciebie czeka.
Specjalnie mówiła tak irytującym tonem i nad wyraz spokojnym, że szlak mnie trafiał. Już coś wymyśliła i wcale mi się to nie podobało.
- Ja nie…
- Posłuchaj mojej matki i wyjdź, proszę. – wyszeptałam, spoglądając kątem oka na chłopaka.
Zrezygnowany zaczesał swoimi długimi palcami włosy i wyszedł.
- A teraz moja damo się zabawimy. – wysyczała ostro.
Cholera.



 *** 


Witajcie po tak długiej przerwie! :D

Chcę na wstępie coś oznajmić. 
To nie tak, że nie pisałam rozdziałów na bloga, bo mi się nie chciało tylko dlatego, że byłam w szpitalu, więc przykro mi, że nie którzy nie mogą tego uszanować.
 W życiu są rzeczy ważniejsze niż blogi i internet.

Wakacje zbliżają się wielkimi krokami, więc rozdziały w okresie wakacyjnym i od teraz będą pojawiały się raz w tygodniu. Muszę nad sobą pracować, jeździć na badania kontrolne i leki, które muszę brać. Nie będę miała czasu po prostu tutaj wpadać więcej niż raz w tygodniu. Zaniedbałam przyjaciół i też chciałabym z nimi spędzić trochę czasu, więc jeszcze pomyślę, w jakim określonym dniu tygodnia będę je dodawać. 
O wszystkim poinformuje was na moim asku: Saki chan official.
Miłego dnia <3

poniedziałek, 26 maja 2014

Rozdział 9

Wzięłam prysznic, ogoliłam nogi i pachy, umyłam włosy, a potem przez pół godziny je suszyłam, tak że opadały miękkimi falami na plecy i piersi. Jedną stronę podpięłam spinką, aby odsunąć je z twarzy. Nałożyłam delikatny makijaż i wsunęłam stopy w śliwkowe szpilki, pasujące kolorem do długiej sukienki. A kiedy skończyłam mogłam w spokoju zejść do salonu.
– No i? – pytałam Joe, który czekał już na mnie w swoim czarnym, jedwabnym smokingu.
Uśmiechnął się szeroko.
– No no no…. – Kiwnął z uznaniem głową. – Ociekasz seksem, skarbie.
– Boże, Joe! Ja pytam poważnie.
– No to, przede wszystkim jesteś pociągająca. W tej sukience naprawdę gorąco wyglądasz, a kolor pasuje ci do cery. Idealnie opina ci ciało. – Uśmiechnął się łobuzersko.
– Joe! – zbeształam go.
– Mówię, jak jest, Stella. Całość wygląda świetnie. Będziesz główną atrakcją w teatrze.
Usta zacisnęłam w cienką linię.
– Masz zamiar jechać do tego teatru, czy masz zamiar rozbierać mnie wzrokiem?
– Cóż, chociaż wzrokiem mogę… – Zmarszczył z konsternacją brwi.
– Wal się.
Był już wieczór, kiedy przyjechaliśmy w umówione miejsce. Budynek teatru był tak wielki i wysoki, że z ledwością mogłam się temu wszystkiemu przyjrzeć. Dookoła paparazzi,  gwiazdy filmowe, piosenkarze. Czy to Julia Roberts?!
Szofer szybko obszedł limuzynę i po chwili drzwi samochodu otworzyły się. Wzięłam głęboki oddech i złapałam za wyciągniętą już dłoń Jonasa.
- Nie denerwuj się, proszę. – złapał mnie za dłoń i przeszliśmy przez czerwony dywan, który prowadził do głównego wejścia.
JA-PIER-DO-LE!
Gdzie nie spojrzałam, same ważne osobistości. Nie mogłam wypowiedzieć nawet głupiego słowa.
Miałam ochotę podbiec do tych wszystkich ludzi i prosić o autograf, a potem się tym wszystkim chwalić. Czułam się, jakbym wskoczyła do jaskini ze złotem. To była nie bywała chwila dla mnie.
Ciemnooki Bogacz, podał mi szampana. Teatr wewnątrz wcale nie wyglądał na teatr, tylko na ogromną sale bankietową z okrągłymi stolikami na całej powierzchni. Mała scenka i kurtyna.
- No dobra, a gdzie aktorzy? – zapytałam poddenerwowana. - JEZU, JOHNNY DEPP TAM STOI! – powiedziałam uradowana, a raczej wykrzyczałam mu na ucho. Chyba wygrałam życie.
- Chcesz to możemy do niego podejść. – oznajmił spokojnie.
- Nie chce zrobić z siebie kretynki i tak już z siebie nią robię. Moje usta się nie zamykają tylko przekształcają w literę „O”. – Upiłam łyk bąbelkowego trunku. Jak zawsze wyśmienite rzeczy to tylko takie, które dużo kosztują.
- Musisz się do tego przyzwyczaić. – Nagle jego wzrok zawisł gdzieś nade mną. Zdezorientowana odwróciłam się w poszukiwaniu obiektu, który tak bardzo zainteresował, Pana Biznesmena.
Obiekt jego zainteresowań to Harry. Opierał się swobodnie o bar, popijając białe wino. Tradycyjnie miał na sobie białą koszulę, a do tego czarne, obcisłe dżinsy, czarny krawat i czarną marynarkę. Włosy potargane jak zawsze, zresztą. Westchnęłam czując jak moje serce podwaja swoją prace. Przez kilka sekund wstrzymywałam oddech, patrząc na niego, ciesząc oczy widokiem. Rozglądał się – tak mi się wydawało – jego wzrok utknął gdzieś w stronę wejścia i nagle na mój widok znieruchomiał. Kilka razy mrugał powiekami, następnie na jego twarzy pojawił się leniwy, seksowny uśmiech, na którego widok zrobiło mi się gorąco.
Wzięłam znów spory łyk szampana. Moja podświadomość ostrzegła mnie waląc mocno w ramię. „Nie pij za dużo”.
                Usiedliśmy niedaleko stolika Stylesa. Przyszedł tutaj z dziewczyną łudząco podobną do niego, Alexis i jakimś facetem, którego pierwszy raz widziałam na oczy.
- Kiedy zacznie się przedstawienie? – szepnęłam na ucho Ciemnookiemu.
Przy naszym stoliku siedział nijaki Thomas Adamus i jego żona Teresa. Thomas miał granatowy strój i wyglądał na co najmniej trzydzieści lat. Podobno był reżyserem, ale nigdy o nim nie słyszałam. Jego żona zdecydowanie wyglądała bardzo młodo. Dałabym jej  z dwadzieścia cztery lata. Blondynka, nadzwyczaj ładna.
W pewnym momencie na scenę wszedł jakiś brodacz w bardzo szykownym stroju.
- Witam państwa bardzo serdecznie. Nazywam się Theodor Flack i chciałbym państwu oznajmić, że dzisiaj to państwo staniecie się aktorami. Wybierzemy pośród państwa parę, która będzie musiała odegrać jakąś rolę, temat spektaklu będziecie musieli wymyślić państwo. Mamy nadzieję, że będziecie się świetnie bawić. – rozległy się oklaski. Całkiem ciekawie się zapowiada… - Na początek wybierzemy jakąś parę. – Facet zaczął się rozglądać i jego wzrok zawisł na mnie. Nie, nie, nie! TYLKO NIE TO!
Wszyscy zebrani patrzyli na mnie i zaczęli zachęcać oklaskami.
- Niech się pani nie wstydzi. – spierdalaj!
Z ledwością wstałam i trzymając jedną stronę tiulowej sukni szłam przed siebie. Stanęłam na kwadratowym podeście, czekając na dalszy potok wydarzeń.
- Mamy już główną bohaterkę, więc brakuje nam tylko…. O Harry Styles! Jak miło! – krzyknął do mikrofonu, a ja poczułam jak nogi robią się mi z waty.
- Ja mam grać?! – usłyszałam ochrypły głos, JEGO.
- Tak, zapraszamy na podest obok tej pięknej damy. – opuściłam głowę, tylko nie to!
Po pomieszczeniu rozległy się oklaski i po paru sekundach chłopak już stał obok mnie.
Przełknęłam z ledwością ślinę i nieśmiało spojrzałam na Zielonookiego. Nie wyglądał nawet na przejętego tym wszystkim, kiedy ja praktycznie umierałam z ataku serca.
- Drodzy państwo mamy już głównych bohaterów, teraz państwo wymyślą historię. Czy ktoś już ma jakiś pomysł?
Z okrągłego stołu na rogu sali wstała jakaś kobieta, w pięknie upiętym koku i czarnej sukni. Z twarzy wyglądała na wredną, ale za to głos miała melodyjny i czysty.
- Pan Styles mógłby zaśpiewać jakąś piosenkę dla tej pięknej damy, a potem mogli by odegrać jakąś scenkę miłosną. – zaproponowała, a ja czułam jak krew odpływa z mojej twarzy. SCENKA MIŁOSNA, SERIO?! Głupia baba!
- Czy ktoś ma inne zdanie? – nikt się nie odzywał, nawet ta idiotka Alexis.
- No więc dobrze, panie Styles, zaśpiewa pan piosenkę dla Panny…? – zwrócił się do mnie.
- Stella… - dokończył za mnie.
Podali nam dwa stołki i gitarę dla Harrego.
Podwoiłam oczy, słysząc pierwsze takty pięknej melodii, a następnie zaczęłam wpatrywać się w zachwycone spojrzenia widowni, a następnie całą swoją uwagę, przeniosłam na obiekt moich westchnień.
<PIOSENKA: KLIK>

„Jestem załamany,
Słyszysz mnie?
Jestem ślepy, bo tylko Ciebie widzę,
Tańczę, sam
Modlę się, żeby Twoje serce odwróciło się,
Kiedy przychodzę pod Twoje drzwi,
Spuszczam, głowę, by zmierzyć się z podłogą,
Ponieważ nie mogę spojrzeć Ci w oczy i powiedzieć ...”
Serce mocniej zabiło, gdy spojrzenie jego zielonych oczu, sprawiało, że wzleciałam do raju, z którego się nie chciałam wydostać, gdyż wiedziałam, że byliśmy tam tylko my dwoje.
Przyglądałam się, mocniej ściskając kawałek sukienki, gdy Hazz, nie przerywając naszego kontaktu wzrokowego, zaczął śpiewać refren.

***
„Kiedy on otwiera ramiona i trzyma Cię blisko dziś wieczorem,
Po prostu nie czuje się dobrze,
Ponieważ mogę Cię kochać bardziej niż on, yeah,
Kiedy kładzie Cię do snu, umieram wewnątrz,
Po prostu nie czuje się dobrze,
Ponieważ mogę Cię kochać bardziej niż on,
Kochać bardziej niż on...”
Magnetyzm jego zielonych oczu, przyciągał mnie i sprawiał, że nie byłam wstanie, chociaż na chwile cofnąć spojrzenia, chociaż w tym momencie było to wskazane, aby wyśpiewane słowa nie brzmiały jak wyznanie. Przed oczami stanęło mi nasze pierwsze spotkanie. Nasz pierwszy pocałunek, w którym czułam to palące pożądanie na mym ciele. On mi dawał tak wiele szczęścia..

„Jeśli będę głośniejszy, byś mnie dostrzegła?
Położyłabyś się w moich ramionach i uratowała mnie?
Ponieważ jesteśmy tacy sami
Ratujesz mnie, lecz gdy odejdziesz to uczucie
znów zniknie.

***
Potem widzę Cię na ulicy
W jego ramionach, słabnę,
Ciało mnie zawodzi, upadam na kolana, modląc się,

***
Kiedy on otwiera ramiona i trzyma Cię blisko dziś wieczorem,
Po prostu nie czuje się dobrze,
Ponieważ mogę Cię kochać bardziej niż on, yeah,
Kiedy kładzie Cię do snu, umieram wewnątrz,
Po prostu nie czuje się dobrze,
Ponieważ mogę Cię kochać bardziej niż on.
***
Nigdy nie miałem nic do powiedzenia ,
Ale teraz proszę Cię czy zostaniesz...
Choć na chwilę w mych ramionach,
A gdy będziesz dziś wieczorem zamykać oczy,
Modlę się, byś zobaczyła światło błyszczących gwiazd nad nami
.”

Naprawdę pragnęłam, aby mnie przytulił. Tutaj przy wszystkich objął i przycisnął do swoich ramion, w których zawsze czułam się bezpiecznie. Abym poczuła jego ciepło, tylko jego…
Czułam się jak by ta piosenka idealnie pasowała do mnie i do niego. Ja byłam z Joe dla kontraktu, ale kochałam Hazza, Harry myśli, że jestem z Jonasem, bo go kocham… Czy to może oznaczać, że…

Kiedy on otwiera ramiona i trzyma Cię blisko dziś wieczorem,
Po prostu nie czuję się dobrze,
Ponieważ mogę Cię kochać bardziej niż on,
***
Ponieważ mogę Cię kochać bardziej niż on, yeah
***
Kiedy kładzie Cię do snu, umieram wewnątrz,
To po prostu nie czuję się dobrze ,
Ponieważ mogę Cię kochać bardziej niż on, yeah,
Kiedy on otwiera ramiona i trzyma Cię blisko dziś wieczorem,
Po prostu nie czuje się dobrze,
Ponieważ mogę Cię kochać bardziej niż on, yeah,
Kiedy kładzie Cię do snu, umieram wewnątrz,
Po prostu nie czuje się dobrze,
***
Ponieważ mogę Cię kochać bardziej niż on,
Kochać bardziej niż on...”

Westchnęliśmy, nadal wpatrzeni w siebie, tak jakby był to wyścig o życie. Dopiero głośne oklaski, sprowadziły mnie na ziemie. Oderwałam spojrzenie, spoglądając na ludzi pełnych zachwytu. Przecież to Harry Styles! Dziwnie, żeby nie było tego zachwytu.
- To było cudowne. – Fala oklasków nadal nie ustępowała, a mi mina zrzedła, gdy facet ponownie zabrał głos. – Nadszedł czas na krótką scenkę miłosną. Cała widownia oddała wam pomysł. Możecie zaczynać.
Stałam w osłupieniu. Czułam na sobie wszystkich wzrok i JEGO.
Wzięłam głęboki oddech i odważyłam się spojrzeć na niego.
- Dlaczego zaśpiewałeś tą piosenkę? Coś mi sugerujesz? Jesteś o niego zazdrosny? - rzuciłam patrząc w jego stronę.
- Jesteś ślepa skoro tego nie widzisz.. - syknął chamsko się uśmiechając.
- Super, nie odzywałeś się do mnie tyle czasu, a teraz udajesz, że nadal ci zależy? – powiedziałam czując lekkie zażenowanie.
- Nie udaje, to ty udawałaś, kiedy mówiłaś „kocham”. - dopowiedział.
- Najgorsze jest to, że nie udawałam… - wyszeptałam cicho.
- To jest śmieszne. - patrzył na mnie aroganckim wzrokiem.
- Śmieszne jest to, że nadal cię kocham. – rzuciłam, a po chwili zorientowałam się, że powiedziałam to na głos.
- Słowo „kochać”, znasz definicje tego słowa? - powiedział. Przesadził…
- Ja tak, ty chyba niestety nie. - syknęłam spuszczając wzrok.
- Tęsknię za tobą, ale udaje że tak nie jest. - odparł cicho wpatrując się we mnie tymi kurewsko zielonymi tęczówkami i zszedł z podestu kierując się w stronę głównych drzwi.
Kolejne oklaski.  Stałam w osłupieniu, kiedy z moich oczu wylały się pierwsze krople łez. Ja nie znam definicji słowa „kochać”?! Ja?!
Od kiedy tylko się w nim zakochałam czułam się jak totalna, beznadziejna dziewczyna, która tylko marnuje swoje życie na kogoś, kto ma gdzieś, jak ja się czuję. Czekałam, każdej cholernej nocy i każdego cholernego dnia na to by go zobaczyć, by usłyszeć dźwięk jego głosu. Żyłam ze świadomością, że mogłabym być z nim szczęśliwa, ale on zawsze widział tylko Alexis. Teraz mi mówi przy wszystkich, że nie wiem, co to jest „miłość”?
Może i była to jakaś gra sceniczna, ale jestem pewna, że słowa wypowiedziane z jego ust były prawdziwe. On ma mnie gdzieś, więc co go interesuje, co ja czuje ta?
Udaje, że nie tęskni…
Gdyby tęsknił odezwał by się, ale tego nie zrobił.
                Usiadłam na miejsce nie słuchając już nawet słów prowadzącego. Czułam się jak zażenowana idiotka. Czym on się oburzył?! To ja powinnam wyjść z tej przeklętej sali.

W totalnej ciszy czekałam z Joe w holu aż nasz samochód podjedzie pod wejście. Zresztą o czym mielibyśmy teraz rozmawiać?
- Państwa samochód już czeka – zwrócił się do nas ochroniarz, otwierając nam drzwi.
Przed wejściem odgrodzeni od czerwonego dywanu barierkami, nadal koczowali ci bezwzględni fotoreporterzy, którzy jak hieny naskakiwali, gdy widzieli wychodzących gości z teatru.
Przy samochodzie czekał już kierowca z otwartymi drzwiami. Nawoływanie paparazzi nie robiły na mnie już żadnego wrażenia. Nie zatrzymując się, doszliśmy do auta. Weszłam do auta i zgryzłam dolną wargę zauważając wychodzącego z Alexis, Stylesa.
- Frajer. – odezwałam się, gdy kierowca zamknął drzwi.
- To było dziwne przedstawienie. – odparował zirytowany Jonas, kiedy usiadł obok mnie. Kierowca zajął swoje miejsce, ruszając.
 – Powiesz mi, co się dzieje? – zapytał. – To nie wyglądało na „zaaranżowane aktorstwo”.
- Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy. – fuknęłam zła. – Taka jest reguła naszego kontraktu.
- Jasne, super. Zaczynam żałować, że w ogóle spytałem- warknął.
- Fajnie, nie odzywaj się.
- Nie masz prawa mi mówić co mam robić.
- Ty też nie masz prawa wtrącać się w nie swoje, kurwa mać, sprawy.
- Ostatnio byłaś taka harda* do rozmowy! Aż rzuciłaś mi się na szyję, kurwa!
- Trochę za dużo wypiłam i nawet nie wyobrażałam sobie wtedy ciebie! – krzyknęłam nabuzowana negatywnymi emocjami. Moje oczy się zaszkliły, ale nie pozwoliłam na wypłynięcie chociaż jednej łzy. Przetarłam wierzchem dłoni oczy, odwracając od niego wzrok na szybę. Zerknęłam na kierowcę, ale ten na szczęście był głuchy na naszą kłótnie. Musiał wcześniej zasunąć czarną szybę, która nas od niego dzieliła.
Całą drogę nie zmieniliśmy słowa i pierwszy raz było mi to na rękę. Nie dość, że miałam dosyć tego cholernego Stylesa, swojej matki, Alexis to w dodatku ten idiota uparł się i mnie męczy.
Kierowca zatrzymał się, ale za nim zdążył wysiąść i otworzyć mi drzwi, ja zrobiłam to pierwsza.
- Dobranoc – odparłam w kierunku kierowcy, nie zwracając uwagi na Joe, ruszyłam do domu. Ściągnęłam szpilki, ściskając je w dłoni. Ciepłe kafelki przyniosły niesamowitą ulgę moim stopom. Weszłam do domu, rzucając szpilki w holu. Włączyłam światło w sypialni i rzuciłam się na łóżko.
Wyciągnęłam telefon i zauważyłam sms-a od Harrego. Zdziwiłam się, że jeszcze nie usunęłam jego numeru.
Kliknęłam na wyświetlacz gdzie było napisane: 'Kocham Cię, tęsknie i zależy mi na Tobie. Czy ty tego nie dostrzegasz?”

***
Harda – narzucanie się.
Tak więc oto zakończyłam rozdział XD
Następny nie wiem kiedy się pojawi, ponieważ jutro jadę już do kliniki i raczej na trochę tam zostanę.
Liczę na Wasze komentarze, które po powrocie ze szpitala zmobilizują mnie do dalszego pisania :D
***
Teraz coś z mojego życia Wam opowiem :D
Przedwczoraj poznałam shakjdfhjshfgbsdfh chłopaka *o*
No więc…
Z moją siostrą- Martą, chodziłyśmy po rynku. Chodzimy i się nudzimy no i nasz znajomy zadzwonił, że jedzie nad wodę i że może nas zabrać. Oczywiście zgodziłyśmy się &.&
Przyjechał z dwoma chłopakami< no jego znajomi>
Jeden nazywał się Kamil- leń, ja nie wiem jak można w wieku dziewiętnastu lat tak marudzić. >.<
Zacytuje Wam go: „ Ja nigdzie nie idę, bo mi się nie chce…”, „Chodźmy do samochodu, bo mi zimno”, „ Nogi mnie bolą i nie chce mi się spacerować”, „ Ja chce do domu, jedziemy?” – KOLEŚ LEŃ!
No i eeee…. Dawid *o* - Z początku się nie odzywał, cichy jak mysz pod miotłą, a potem jako tako szła rozmowa. Dawał mi nawet swój telefon Hahaha xD I pozwolił mi go wrzucić do jeziora, jednakże jestem na tyle miła, że mu tego telefonu nie wrzuciłam XD, Wszystko było by git, ale JEGO UŚMIECH jsdadfjkhsdafhsdfghdf, powalił mnie na twarz XD
Niby nic, a  jednak coś Haha xD Nie wiem, co się dzieję, ale czuje się świetnie Hahaha xD
Ryje się jak idiotka, ale wale to XD
 ***
Życzę Wam abyście pozaliczali wszystkie sprawdziany kartkówki itp.
Ja jak przyjadę ze szpitala to chyba wrzucę się z balkonu, mam praktycznie w tym tygodniu same sprawdziany. Nauczyciele powariowali.
No to… pa…

Będę za Wami tęskniła <3 

sobota, 24 maja 2014

Rozdział 8


*Tydzień później*

Praktycznie całą noc nie przespałam. 
Przewracałam się z boku na bok, zasypiałam, żeby po chwili obudzić się zalana łzami. Moja matka to ździra. Tak, to okropne mówić tak na swoją matkę, która dała ci życie, ale ona sama mi  je odbierała. Nienawidzę jej. Chyba odpowiadało jej uprzykrzanie mi życia, bo codziennie zapraszała do domu Alexis i Harrego. Dziwiłam się, że nawet raz nie odmówił. Kiedy tylko słyszałam tą popieprzoną aktoreczkę zamykałam się w pokoju i przez cały ten czas siedziałam zamknięta u siebie w sypialni. Paparazzi żerowało na nowych zdjęciach, a ja pragnęłam znów żyć własnym życiem.
Obudziłam się o dziewiątej, półprzytomna i ospała, ale przynajmniej już nie płakałam. Dzisiaj Joe zabiera mnie do teatru. Nigdy nie byłam w teatrze, więc ciekawe, czy mi się spodoba.
Umyłam twarz, zęby i poszłam w stronę salonu. Byłam już prawie w kuchni – skąd rozchodził się zapach kawy – gdy zadzwonił dzwonek. Moje serce zamarło. Instynktownie pomyślałam o Harrym, który był jedną z trzech osób, które portier bez pytania wpuszczał na górę.
Ale gdy otworzyłam drzwi, ujrzałam matkę, ojca i malutkie dziecko jej dłoniach. Miałam nadzieję, że udało mi się ukryć rozczarowanie, co to za dziecko?
 Przeszła obok mnie w turkusowej sukience, która sprawiała wrażenie namalowanej na jej ciele. Większość kobiet nie mogłaby sobie pozwolić na włożenie takiego stroju, ale na niej prezentował się seksownie, elegancko i odpowiednio do jej wieku. Oczywiście wyglądała tak młodo, że można było wziąć nas za koleżanki.
Rzuciła okiem na moje powyciągane spodnie od dresu z logo jakiegoś zespołu i podkoszulek, po czym powiedziała:
- Wyglądasz jak byś żebrała pod śmietnikiem. – Przewróciłam oczami i usiadłam przy stole nalewając sobie czarnego cudeńka. – Nic dziwnego, że Styles nawet na ciebie nie spojrzał. Szkoda, że Joe się z tobą męczy…
- To po co kazałaś mi się z nim spotykać, skoro tak się o niego teraz martwisz? – spytałam sarkastycznie biorąc spory łyk kofeiny. Nie dość, że nie spałam prawie całą noc to, to małe coś wydaje jakieś głośne dźwięki, rany.
 - Adoptowałaś dziecko?
- Nie, załatwiłam ci pracę. – spojrzałam się na nią jak na idiotkę.
- Co?
Podeszła do mnie, a w jej ramionach ukazała się mała buźka blond dziewczynki. Miała niebieskie oczy, kitkę na czubku głowy, delikatne rumieńce. Na moje oko miała ponad pół roku. Chwila…
Pół roku…
Pół roku…
Nie mówcie mi, że to…
- Tak, to jest Jess- córka Harrego i Alexis. Obiecałam im, że znajdę niańkę dla ich córeczki i pomyślałam o tobie. – otworzyłam z niedowierzania usta. To chyba są jakieś jaja…
 - Dlaczego mi to robisz, aż tak mnie nienawidzisz? – Położyła dziecko na moich kolanach i zarżała.
- Potem przyjdzie po nią matka Harrego. To pa! – pomachała dłonią i wraz z ojcem wyszli z budynku.
Dziewczynka przyglądała mi się bardzo uważnie. To było dziwne, bo nie zauważyłam ani jednego szczegółu po Harrym. Praktycznie nie była podobna ani do Alexis, ani też do Stylesa.
- Taaaa-taaaa? – spojrzała na mnie przekręcając słodko główkę. Zdziwiłam się, że tak małe dziecko potrafi wypowiedzieć słowa „Tata”. Czy tak małe dzieci nie powinny dopiero gaworzyć?
- Nie, nie ma taty. Jestem Stella i będę się tobą opiekować. – uśmiechnęła się i przytuliła. Od tego wszystkiego rozbolała mnie głowa, żołądek mi się przewrócił na lewą stronę, a to słodkie maleństwo sprawiało, że moje serce zaczynało się rozpływać.
Ziewnęła i przetarła malusimi rączkami niebieskie jak niebo oczy.
- Słoneczko jest głodne? – zapytałam, kiedy Jess poklepała się po brzuszku. Jak takie małe dziecko może być TAK inteligentne?!
                Położyłam małą na sofię. Szybko usiadła i oglądała, co będę robiła. Jak to co? Papu.
Szczerze? To nigdy nie zajmowałam się małym dzieckiem i nawet nie wiedziałam, co tak małe istoty jedzą. Zadzwoniłam do … Joe żeby się tego dowiedzieć. Powiedział, że przywiezie mi to jedzenie w przeciągu kilka minut. Nie tego się spodziewałam.
                Oczywiście zero spóźnienia.
- Cześć Joe, ratujesz mi życie. – Powiedziałam odbierając od niego butelkę z jakąś kaszką.
Podeszłam do Jess i ułożyłam sobie ją wygodnie na kolanach, po czym zdjęłam zawleczkę ze smoczka i przechyliłam butelkę, w celu nakarmienia małej.
- Kogo to dziecko, bo chyba nie powiesz mi, że adoptowałaś. – usiadł obok mnie spoglądając jak karmię dziecko mojej niespełnionej miłości.
- To jest Jess… córka…. – odrzekłam z nadzieją, że udało mi się ukryć zniesmaczenie.
- Jesteś pewna, że to córka Harrego? Zobacz tylko na jej…
- Zamknij się, nic nie mów… - przerwałam mu. Nie chce teraz myśleć ani o Harrym, ani o tym kogo jest to dziecko. Było minęło…
- Dobra, bo zaczynasz być groźna. – wybuchłam śmiechem, a on chwilę później.
- Jesteś niemożliwy! – dźgnęłam go palcem w brzuch.
- Gdybyś nie miała dziecka na rękach to dałbym ci nauczkę! - Uśmiechnął się do mnie. 
- Ciekawe…
- Witam… - Poczułam jak moje ciało pokrywa się gęsią skórką. O kurwa. Harry. Opuściłam drżącą ręką butelkę na podłogę.
- Harry, masz przeuroczą córkę. - Z mojej twarzy zniknął uśmiech.
- Tak wiem, dziękuję za opiekę. – Podszedł i zabrał swoje dziecko ode mnie z objęć.
- Stella byłaby dobrą matką. – stwierdził uradowany Jonas, a ja zatraciłam się  w bawieniu swoimi palcami.
- Nie wątpię, Joe. Masz cholerne szczęście, wiesz? – odwrócił się poprawiając małą na rękach. - Ja już pójdę, nie będę wam przeszkadzał. – na te słowa jak za pomocą czarodziejskiej różdżki wstałam na baczność. Wzrok Stylesa jak i Jonasa spotkały się z moją spuszczoną głową. Dlaczego za każdym razem tak na niego reaguje?
Jego czarne, idealnie dobrane jeansy opinały długie nogi, biała koszulka opinała mięśnie. To chyba sen…
- Nie zostaniesz? – odważyłam się spojrzeć w jego zielone tęczówki, ale co w nich zobaczyłam?
Niesmak, chłód, rozczarowanie.
- A mogę? – rzucił nagle, podnosząc jedną brew ku górze. 
- No… Jess zasnęła ci w objęciach, więc możesz ją tutaj położyć,  a my byśmy poszli usiąść do stołu. – znowu te oczy, znowu czuje się żałośnie, o ludzie.
- Podasz mi swoje dziecko? Mógłbym się nim chwilę zaopiekować. – zasugerował Joe. Chryste, co ty robisz?! Zmarszczyłam brwi i wyszłam z salonu kierując się prosto do kuchni.
Umyłam dłonie i stanęłam przy wysepce. Postanowiłam pokroić ciasto, które zauważyłam w lodówce. Widocznie gosposia musiała je kupić, bo raczej moja matka się do tego nie nadaje.
                Nagle spostrzegłam czyjąś obecność. Przełknęłam z ledwością ślinę, kiedy poczułam zapach Harrego w moich nozdrzach. Objął mnie w talii i dotknął ustami mojej skroni.
– Stell...
Zesztywniałam, chcąc powstrzymać niemalże niepohamowany impuls, żeby się o niego oprzeć.
– Przestań – wyszeptałam.
Wypuścił raptownie powietrze, aż zwichrzył mi włosy. Zacisnął ręce na moich biodrach i masował mnie przez chwilę palcami. Potem poczułam wibrowanie jego telefonu i puścił mnie, po czym zrobił krok do tyłu, żeby spojrzeć na wyświetlacz.
– Przepraszam – powiedział ponuro, wychodząc z kuchni, żeby odebrać telefon.
Nagle do pomieszczenia wszedł ciemnooki.
Zdobyłam się na uśmiech.
- Jak tam?
Spojrzałam w dół na ciasto, czując, jak moje serce rozpada się na kawałki.
– Coś jest nie tak, prawda? –  zapytał.
Odchrząknęłam.
– Gdzie jest Harry?
Odwróciłam się, żeby sięgnąć po nóż i zobaczyłam, że Styles stoi w progu i wpatruje się we mnie. Zamarłam.
– Ja wychodzę, zabiorę Jess do domu. – powiedział mrukliwie.
Przytaknęłam. Nie, nie odchodź.
- Szkoda, myślałem że porozmawiamy jak facet z facetem. – oznajmił zrezygnowany Kontraktowy Chłopak.
 Skinął głową i wyszedł.
Złapałam za krawędź zlewu, pochyliłam głowę i zamknęłam oczy. To Jonas był przyczyną tego, że Hazz wyszedł. To pewne.
Ale to nie moja wina, że potrzebuje kasy, jestem w bagnie i nienawidzę każdej sekundy bez niego. Już nie…
                Wybiegłam z pomieszczenia i złapałam go przy samochodzie gdzie wkładał śpiącą istotkę do fotelika. Zaskoczony przyglądał mi się uważnie.
- Coś się stało? - to pytanie z jego ust miało poważną barwę, a ja wcale nie miałam na niej poważnej odpowiedzi. Zamiast zachować się jak normalny człowiek i odpowiedzieć na pytanie to się rozpłakałam jak bachor. Stał w osłupieniu, a ja szlochałam jak głupia.
- Widziałem, że kłamiesz.- powiedział dość spokojnym tonem, ale i tak nie wiedziałam kompletnie o czym on bredzi.
- Nie.. nie odezwałeś się… przez 365 dni… - wyjąkałam.
- Stella… ja.. – Zamknął całkiem dystans między naszymi ciałami, zostawiając jedynie małą przestrzeń. Wpatrywał się we mnie z góry, co sprawiło, że straciłam poczucie mojej dominacji.
- Nie…, rozumiem. Masz dziecko i narzeczoną. To wiele tłumaczy…
- Stella, przestań! - rzucił przez zaciśnięte zęby, marszcząc czoło.  – Może teraz nie jest dane nam być razem, ale…
- Nie obiecuj czegoś, czego nie jesteś w stanie zrobić. To jest chore, że ja nadal o tobie myślę! - mój głos załamał się przy końcu, kiedy palące łzy wyrwały się z oczu. 
- Ale co ja mam z tym zrobić, kurwa?! Mam dziecko, Stella! Wcześniej myślałem, że po prostu zostawię je na pastwę Alexis, ale nie mogę, rozumiesz? Nie mogę zostawić dziecka! - wrzasnął, na co się wzdrygnęłam.

– Wiem.., nie dotykaj mnie, już nigdy. Rozumiesz? Tym dajesz mi nadzieję, tym że przychodzisz. Unikaj mnie albo... zachowuj się tak jakby to co mówisz było prawdą. – odwróciłam się i weszłam do budynku. 


***
Przepraszam, że dopiero dzisiaj dodaje, ale wczoraj cały dzień spacerowałam. Lepszej weny dostaje, kiedy spędzam tak aktywnie swój dzień. 
Podpowiem Wam, że od tego rozdziału dużo się będzie zmieniać. 
*** 
Chciałam również podziękować mojej siostrze ciotecznej- Marcie za to, że mi pomaga z tym blogiem. Gdyby nie ona zacięłabym się, a tak to myślę również nad III częścią tej historii. 
Następny rozdział postaram się napisać jutro lub ewentualnie w poniedziałek. 
Miło mi będzie jak zostawicie po sobie opinię, ona bardzo mi pomaga w pisaniu następnego rozdziału.
Miłego Słonecznego Dnia *.*
***
Zdjęcie Jess: