niedziela, 7 grudnia 2014

Rozdział 14






JEŚLI CZYTASZ, PROSZĘ ZOSTAW KOMENTARZ. 
NIE ZABIERA DUŻO CZASU A MOTYWUJĘ DO DALSZEJ PRACY :)



Ciągle to samo: „ Staramy się go odnaleźć”. Nadzieja? Czy ona nadal istnieje?
Siedzę cicho szlochając. Nie chce by ktokolwiek mi pomagał, użalał się nade mną.
A miłość?  
Miłość nie zawsze miłość może być szczęśliwa. Kiedy pojawia się uczucie, w tym samym czasie pojawia się namiastka nieszczęścia.
Moje życie…
bez niego..
Jest jak trucizna, która powoli zabija mnie od wewnątrz.
Ten rok bez niego uświadomił mi, że jestem rozdarta jak żagiel podczas burzy i umierałam z tęsknoty. Zamykam oczy i za każdym razem wyobrażałam sobie, że jest obok mnie. Wyobrażałam sobie, że ma rodzinę i jest szczęśliwy. Wmawiałam sobie to, by przyćmić mój ból. Bo bez ciebie czuję się złamana, jakbym była połową z całości. Bez ciebie nie mam ręki do potrzymania. Miałam nadzieję, że wstanę rano i ujrzę go przed moimi drzwiami. Moje serce rozpamiętywało wszystkie te dobre i złe wspomnienia. To wszystko, co się dzieję dookoła… jest niczym. Taka jest prawda.
Bez ukochanej osoby jesteśmy zbędnymi kamieniami na drodze. Umieramy niczym porzucony pies, którego zabija głód. Nikt i nic nie jest w stanie zastąpić tej osoby, bo jesteśmy uwięzieni w otchłani wspomnień i człowieku, przy którym czujemy, że żyjemy.
Wszystko stało się obce i nieznane. Przede mną stały ścieżki, które komplikowały mi nie tylko codzienność, ale także kolejne dni.
- Stella, żyjesz? – podniosłam głowę i ujrzałam Joego. Uśmiechnął się ciepło, ale wyczułam też w tym zamartwienie. Nie chciałam, aby ktokolwiek się o mnie martwił. Za dużo problemów zwalałam na barki innych ludzi.
Przeglądnęłam się w ekranie telefonu. Joe miał rację. Wory pod oczami rzucały się zbyt mocno. A wyglądać fatalnie, zwłaszcza gdy chodzę na spotkania biznesowe, to totalna porażka. Nie chciałam aby wszyscy myśleli, że baluję do rana, a prawda jest zupełnie inna niż w rzeczywistości.
- Przepraszam za mój wygląd. Ja…
- Nie, rozumiem to. Nie musisz się tłumaczyć.  Gotowa do wyjazdu? – Kurcze!
- TO DZISIAJ?! -  zapytałam zdziwiona.
Roześmiał się.
- Wiedziałem, że tak będzie dlatego kazałem Emily cię spakować. Wstawaj, szkoda urlopu. – Podał mi dłoń, za którą złapałam i skierowaliśmy się do wyjścia.
Przed biurem zauważyłam długą, czarną limuzynę. Szofer posłusznie otworzył nam drzwi i pojechaliśmy na lotnisko.

***

Wcisnęłam się w wygodny fotel na pokładzie luksusowego samolotu. Podczas lotu zatrzymałam wzrok przed olbrzymim oknem z cudownym widokiem na Centrum. Z dala widać było wybrzeże, które cudownie zlewało się z niebem. Westchnęłam, oczarowana tym widokiem.
Opierając głowę o okno zaczęłam rozmyślać: „ Harry, jesteś tam? Czy jeszcze kiedyś cię zobaczę?”
Westchnęłam ciężko, gdy nagle złapał za oparcie fotela i przechylił do tyłu.
-Zwariowałeś? – jęknęłam, czując nagłą suchość w gardle. Dla niego było to zabawne, ale ja się przelękłam. Nie byłam fanką tego typu adrenaliny.
-Spokojnie. Na autostradzie będziesz miała więcej wrażeń. Przygotowuję cię na najlepsze.
-Chcesz abym zmieniła zdanie?
-Nie. – Nadal uśmiechał się w ten swój rozbrajający sposób, który sprawiał, że potrafiłam tylko machnąć dłonią na jego wybryki. Powolnie jednak sprowadził fotel do normalnego użytku.
- Powiedz mi jak się czujesz?
-Dobrze, chociaż te loty wymęczają człowieka i nie rozumiem dlaczego. – skłamałam.
-Popadasz w pewien stan monotonności i mimowolnie powieki robią się ciężkie. Da się do tego przyzwyczaić. – Uśmiechnął się, spoglądając na widok za oknem. Jonas zawsze potrafił cały czas gadać, ale nawet nie wiedziałam czy wtedy coś mówił, bo moje wszystkie zmysły się wyłączyły.
-Jak znowu jesteś w swoim świecie to nawet moja paplanina nie pomoże. Chyba, że zajdę ją od tyłu i doprowadzę do podwyższenia adrenaliny. – Zaśmiał się, na co jedynie pokręciłam głową. Chłopak westchnął, popijając tequile, którą zamówił od razu jak wszedł na pokład. Coś go gnębiło, ale nie zamierzałam się wtrącać do jego spraw. Każdy miał jakieś problemy i nie zawsze chciał wciągać w nie osoby trzecie.
- Stella, pamiętaj że zawsze możesz ze mną pogadać. Trzymanie wszystkiego w sobie jest nie zdrowe.-  Zmarszczyłam brwi, nie do końca pewna tego, co właśnie chciał mi uświadomić.
- Nie trzymam. Nic się ze mną nie dzieję…
- Kłamiesz. – wycedził przez zęby.
- Przestań! – odkrzyknęłam. Dorwałam kosmetyczkę, zamykając się w toalecie. Mało kiedy używałam kosmetyków i teraz dość trudno było mi zatuszować te sine wory pod oczami. Po kilku próbach wyglądałam na zrelaksowaną, a moja twarz była tak świeża jak po relaksie w SPA. Szkoda, że moje ciało nie mogło się tak samo poczuć.
Sama sprawiałam, że łatwo było mnie skrzywdzić, więc musiałam ponieść tego konsekwencję.

***
Sen
- Odsuń się! Mówiłam, że nie chce cię widzieć! - wysyczałam przez zęby.
Harry wydawał się nieco zdenerwowany moimi słowami. Puścił mój nadgarstek nie ryzykując ponownego uderzenia drugiej strony twarzy.
- Wiem, co sobie teraz myślisz o mnie, ale nie pozwolę ci odejść, nie teraz. – powiedział spoglądając w moje oczy.
- Nie… nie chce tego nawet słyszeć… - westchnęłam czując zbierające się łzy w kącikach moich oczu. 
Harry chwycił moją brodę w swoją dużą dłoń i próbował przesunąć moją głowę, bym spojrzała na niego. Odrzuciłam jego dotyk. Wiedziałam, że go to zdenerwuje. Był przyzwyczajony do tego, że dostaje zawsze to czego chce.
- Przestań się mną bawić! To zaczyna być takie trudne! – wrzasnęłam już płaczliwym tonem.
Nie mogłam spojrzeć w jego oczy. Niewyobrażalny ból nadal wił się po moim sercu. Nie mogłam wymazać z pamięci tego, czego nie dawno się dowiedziałam. On kurwa będzie miał dziecko z jebniętą Alexis!
- Nie chce być z Alexis ani mieć z nią tego jebanego dziecka, słyszysz?! - Harry podniósł głos.
- Jak możesz tak mówić?! Będziesz miał z nią kurwa dziecko, Harry! TO BĘDZIE TWOJE DZIECKO!- krzyknęłam.
Mocno potrząsnął głową w proteście. Jego loki całkiem się poburzyły.
- Posłuchaj mnie. Jestem w stanie, dla ciebie ją zostawić i to dziecko też. Nic się nie liczy tylko ty! Ile mam ci to jeszcze kurwa mówić?! – wybuchnął. Zmarszczyłam brwi i opuściłam spojrzenie na podłogę. Moje nagie stopy wyglądały na malutkie w porównaniu z białymi conversami Harrego.
–Proszę cię, uwierz mi. Uwierz mi, że jesteś jedyna, od tej chwili tylko ty się liczysz. Nie żadna Alexis, dziecko, zepsuł i świat. Tylko ty… - ciągnął dalej, a ja poczułam jak moja złość odpływa gdzieś razem z przeszywającym mnie spojrzeniem chłopaka. Zamknęłam oczy i przywołałam wyraz twarzy Harrego, kiedy mnie zobaczył jak płakałam, śmiałam i wygłupiałam, kiedy dowiedział się, że usłyszałam jego rozmowę z Louisem i dowiedziałam się, że będzie ojcem. Wszystkie te wspomnienia uderzyły we mnie niczym rozpędzona ciężarówka. Nie potrafiłam nawet na niego spojrzeć. Bałam się. Bałam się tego, że jak na niego spojrzę to mu po prostu wybaczę i potraktuję to jako nic, a to nie było nic. Nie mogę tak tego zostawić. ON BĘDZIE OJCEM!
- Stella - usłyszałam jego cichy głos.
Podskoczyłam, kiedy poczułam jego gorący oddech na mojej skórze. Odwróciłam twarz, jego nos delikatnie błądził po moim policzku. Zaciągnęłam się głęboko jego zniewalającym zapachem.
- Stella, musisz mi zaufać. Zrobię dla ciebie wszystko – wyszeptał wprost do mojego ucha.
Czułam jak moje nastawienie maleje, kiedy musnął swoimi wargami tuż przy końcu moich ust. Nie ruszyłam się, a jego pocałunki przeniosły się wzdłuż linii szczęki. Moje ciało szybko rozproszyło falę dreszczy rozprowadzonych wzdłuż mojego kręgosłupa przez delikatne muśnięcia Harrego. Przeniosłam rękę w górę, by wpleść ją w jego włosy. Mruknął cichutko, kiedy mocniej chwyciłam jego loki i lekko pociągnęłam do tyłu, by zwiększyć dystans między nami.
- Chciałabym mieć pewność, że to co mówisz jest prawdziwe. – wyszeptałam czując gulę w moim gardle.
- Jest prawdziwe, uwierz mi. - Intensywność jego zniewalającego wprost spojrzenia zaparła mi dech w piersiach. Sprawiał, że czułam się słaba i uległa. Poluzowałam uścisk w jego włosach, kiedy nieco się zbliżył. Mrugnęłam kilka razy szybciej, kiedy potarł swoim nosem o mój.
- Jestem twój. - szepnął. - Jeśli tylko nadal mnie chcesz... Będę tylko twój… Nikogo innego tylko twój i zawsze twój… 
Nie mogłam złapać oddechu. Zabił moje negatywne nastawienie tymi słowami, nie byłam w stanie oderwać wzroku od jego przecudnej twarzy, oczu. Uśmiechnął się lekko, kiedy złapałam za jego dłoń i wprowadziłam do środka pokoju hotelowego. Stanęłam przed nim i delikatnie potarłam swoimi ustami o jego ciepły policzek. Błyszczące, zielone szmaragdy zamknęły się, gdy powędrowałam do jego ust i lekko zgryzłam dolną wargę. Duże dłonie mocniej zacisnęły się na moich biodrach, kiedy tylko otworzyłam usta, a po moich policzkach popłynęła samotna łza.
- Wróć, do Alexis…- wyszeptałam drżącym głosem. – Do Alexis… - powtórzyłam i szybkim krokiem wbiegłam do łazienki zamykając przy tym drzwi z ogromnym impetem. Osunęłam się na podłogę i zaczęłam płakać.
Odchodził. On, mój Anioł, kochanek, wspaniała osoba. Zawsze uważałam go za kogoś wyjątkowego. Pomagał mi zawsze, trzymał za rękę, gdy płakałam. Pomocny, uczynny. Jego rękaw zawsze był do dyspozycji, gdy chciałam się w niego wypłakać. Myślałam, że tak będzie już zawsze, że będziemy razem do przysłowiowej "grobowej deski". W głowie kołowała się masa myśli; "Jak on może mi to robić? Po tym wszystkim co razem przeżyliśmy.. Przecież ja go kocham... Dlaczego?!".
Nikt nie znał odpowiedzi na te pytania, nikt też nie wiedział dlaczego miłość, tak wielka, gorąca, która miała trwać do końca, kończy się. Czyżby on przestał mnie kochać? Przecież to niemożliwe! Zawsze dawał mi dowody miłości, twierdził, że kocha jak nikogo innego. Na pewno nie kłamał... A może pokochał znów Alexis? Bałam się zapytać. Bałam się odpowiedzi. Leciały łzy, w powietrzu unosił się zapach bezsilności i cierpienia... Wierzyłam w miłość strasznie! Wierzyłam, że kiedyś to, co przeżyłam jako dziewczynka, wynagrodzi mi los w przyszłości. Nie miałam szczęśliwego dzieciństwa. Potrzebowałam bardzo kogoś, kto będzie mnie kochał. A teraz? Wszystko się zepsuło, mur który budowaliśmy wspólnie, nagle się rozpadł. Tak samo jak ta wielka, szalona miłość. Tak szybko, bez słowa wyjaśnienia. W końcu odważyłam się.
Spytałam: Dlaczego?
Nie odwrócił się. Może bał się. W końcu stało się to, co praktycznie było znów nieuniknione... „ROZSTANIE. ”

***
- Stella, Stella! Obudź się!  - Przytulił mnie. – Tylko sen…


NOTKA: 
* Sen- jest to odwołanie do pierwszej części bloga i ostatniego rozdziału.