To już rok jak nie mam
kontaktu z Harrym.
Zawsze, kiedy budzę się lub przed snem, zadaje
sobie te same pytania: „ Gdzie jest?”, „ Czy nie wpakował się w jakieś złe
towarzystwo?”, a co najważniejsze „ Czy żyje?”. Na żadne z tych pytań nie
mogłam sobie odpowiedzieć. Takie życie w
nieświadomości jest bardzo męczące. Tym bardziej, że zespół od tamtego dnia nie
istnieje. Ja pomimo tego jak bardzo
chciałam o nim zapomnieć…
Bolało mnie serce...
Dla
mnie dzisiaj, jutro i pojutrze wygląda tak samo. Każdy następny dzień.
Wstać - przetrwać dzień – iść spać.
Co się z nami stało? Myślałam, że to wielka miłość?
Byłam aż w takim błędzie? – znów nasunęły mi się pytania.
WSPOMNIENIE
To był nasz pierwszy raz.
Pierwszy raz kochałam się z Harrym. Marzenia czasem się spełniają. Harry Styles
mnie pokochał tak samo jak ja jego. To było nie do pomyślenia. Wszystko było by
piękne gdyby nie telefon od Louisa.
„- Jess w
szpitalu?!”
W pierwszym
momencie nie wiedziałam, co się dzieje. Co mogło wywołać panikę w chłopaku,
którego tak kocham.
Gdy byliśmy
już w drodze do szpitala, siedziałam jak kołek i postanowiłam się nie odzywać.
Przed
szpitalem stały dwie jednostki paparazzi i trzy wozy policyjne oraz ochrona
zespołu. Harry jednak nie patrzył na to że nasz związek zostanie ujawniony, nie
zważał na nic. Podjechał pod same wejście budynku i wybiegł z samochodu, złapał
mnie za rękę i zaczął biec w stronę recepcji.
Byłam
oszołomiona blaskiem fleszy, chaosem wokół nas a także tym, że z każdej strony
otaczali mnie ludzie, którzy patrzyli się na mnie jak na potwora.
- Gdzie
znajdę Jessice Styles?! – wydyszał waląc dłonią o blat.
- Pokój 302,
drugie piętro, oddział niemowlaków, Panie Styles.
Nie
zatrzymywał się, bieg ile miał sił w nogach a ja wlekłam się już resztkami sił.
Ścisnął mocniej moją dłoń i kazał mi nie przestawać biec, że jeśli tylko się zatrzymam
dorwą nas dziennikarze, a on teraz nie ma zamiaru udzielać jakichkolwiek wywiadów.
Zgodziłam
się.
W przedziale między oddziałem noworodków,
a oddziałem dziecięcym stali już ludzie z ochrony i kiedy tylko przekroczyliśmy
linię zabezpieczającą ochrona zatrzymała natrętnych fotografów.
Na korytarzu
stali wszyscy. Cała rodzina Harrego, ekipa z zespołu, ale co zdziwiło mnie
najbardziej, pośród wszystkich obecnych nie było Alexis.
- Gdzie jest
Jess?! Co z nią?! – Odezwał się Loczek, ale nikt nie odpowiedział. Słychać było
tylko ciche szlochy i płacz.
- Gdzie jest
moja córka, do cholery?! – odezwał się ponownie.
Z tłumu osób
wyłonił się Louis. Szedł powoli w naszą stronę, a w dłoni trzymał mały,
zakrwawiony sweterek Jess.
- Nie mówcie
mi, że…
- Harry, Alexis
miała wypadek, w którym uczestniczyła także Jess. Chciała ją wziąć na przejażdżkę,
a kiedy jechały wbił się w nie pijany mężczyzna. Alexis miała dużo szczęścia
natomiast Jess… - Harry i ja staliśmy sparaliżowani. Wszystko mieszało mi się w
głowie. To dziecko, dziecko… nie żyje, natomiast ta wredna suka TAK?!
Upadł jak
zraniony anioł. Patrzył w podłogę, a z oczu płynęły łzy.
Przytuliłam
go, głaskałam po głowie. Próbowałam uspokoić.
Odepchnął
mnie. Wstał i zaczął walić pięścią o ścianę.
Louis widząc
to złapał przyjaciela za ramiona i zaczął trząść by obudził się z amoku.
- Takim
zachowaniem nie zwrócisz jej życia! – krzyknął.
- Gdzie ona
jest…? Gdzie jest moja córeczka?!
- Przewieźli
ją już do kostnicy… Posłuchaj teraz musisz być przy Alexis, ona teraz cię
potrzebuje najbardziej. – Słucham?!
Chciałam powiedzieć:
„nie, zostaw ją! Przecież tego dziecka nie chciała!”, ale nie byłam w stanie. Przecież
oni byli jednak nadal ze sobą, pomimo tego co się wydarzyło kilkanaście godzin
temu.
Poszedł.
Siedziałam na korytarzu przeszło
osiem godzin. Chciałam zostać z Harrym, wspierać go i w razie czego pocieszyć. Wszyscy
już pojechali do domów. Było późno. Zostałam sama w poczekalni, ale nie
poddawałam się. Chciałam być tego dnia z nim. Wspierać go.
Po paru
minutach zauważyłam na końcu korytarza ciemną postać, to był Zielonooki. Podniosłam się szybko z
krzesła i zaczęłam biec w jego stronę, a kiedy byłam już wystarczająco blisko rzuciłam
mu się w ramiona.
- Oh… tak
bardzo jest mi przykro. Nawet nie wiesz jak…
- Idź do
domu. – ponownie mnie odepchnął.
- Słucham? –
spytałam zdenerwowana.
- Chce być sam.
- Nie
zostawię cię. - szepnęłam ze łzami w
oczach.
- To
wszystko moja wina. Gdybym wtedy nie był z tobą może mógłbym ją wtedy uratować!
Nic by jej się nie stało, a tak nie żyje! Gdy ona walczyła o życie ja w tym
czasie się pieprzyłem z tobą! – jego słowa były niczym sztylet zadawany prosto
w serce.
- Żałujesz teraz
tego? – zapytałam powstrzymując by urywany szloch nie przedarł się przez moje roztrzęsione
usta.
- Tak,
żałuję. Znowu rozbiłaś moje życie na milion drobnych kawałeczków. Nie chce mieć
już z tobą nic wspólnego. Zostaw mnie w spokoju. Jesteś najgorszym moim błędem
od kiedy żyję. Życie bez ciebie było o wiele lepsze, a jednak ty się pokazałaś
i znowu przechodzę koszmar, jebany koszmar!
- Nie mów
tak, jesteś teraz zdenerwowany. Nie myślisz tak…, prawda?
- Daj mi
spokój…
Odchodził. On, mój Anioł, kochanek, wspaniała
osoba. Zawsze uważałam go za kogoś wyjątkowego. Pomagał mi zawsze, trzymał za
rękę, gdy płakałam. Pomocny, uczynny. Jego rękaw zawsze był do dyspozycji, gdy chciałam się w niego
wypłakać. Myślałam, że tak będzie już zawsze, że będziemy razem do
przysłowiowej "grobowej deski". W głowie kołowała się masa myśli;
"Jak on może mi to robić? Po tym wszystkim co razem przeżyliśmy.. Przecież
ja go kocham... Dlaczego?!". Nikt nie znał odpowiedzi na te pytania, nikt
też nie wiedział dlaczego miłość, tak wielka, gorąca, która miała trwać do
końca, kończy się. Czyżby on przestał mnie kochać? Przecież to niemożliwe!
Zawsze dawał mi dowody miłości, twierdził, że kocha jak nikogo innego. Na pewno
nie kłamał... A może pokochał znów Alexis? Bałam się zapytać. Bałam się
odpowiedzi. Leciały łzy, w powietrzu unosił się zapach bezsilności i cierpienia...
Wierzyłam w miłość strasznie! Wierzyłam, że kiedyś to, co przeżyłam jako dziewczynka,
wynagrodzi mi los w przyszłości. Nie miałam szczęśliwego dzieciństwa. Potrzebowałam
bardzo kogoś, kto będzie mnie kochał. A teraz? Wszystko się zepsuło, mur który
budowaliśmy wspólnie, nagle się rozpadł. Tak samo jak ta wielka, szalona miłość.
Tak szybko, bez słowa wyjaśnienia. W końcu odważyłam się. Spytałam: Dlaczego?
Nie odwrócił się. Może bał się.
W końcu stało się to, co praktycznie było znów nieuniknione... ROZSTANIE. ”
KONIEC
WSPOMNIENIA
Mój monolog przerwał dzwoniący telefon. Podniosłam
słuchawkę i przystawiłam do ucha.
- Jonas Corporation, słucham?
- Stella? Możesz przyjść do kawiarni? To ja- Caroline.
Jestem z Lolą.
Spojrzałam na zegarek, miałam przerwę już od
dwudziestu minut. Praca.. tak tylko ona powstrzymywała te bolące i zadające
wciąż na nowo rany w moim sercu.
- Zaraz zejdę. – odłożyłam słuchawkę i zaczęłam zbierać
swoje rzeczy.
Siedzieli
przy stoliku i popijali kawę.
- Cześć wam. – przywitałam się i zajęłam miejsce.
- Co u ciebie? W ogóle się nie odzywasz. Jak „twój”
narzeczony? – zaczęła Lola.
- Narzeczony? – zapytałam zdziwiona.
- No nie mów mi, że ty i Joe nie macie się ku
sobie?
- Nie wiem, o czym ty bredzisz…
- No o tym, że od trzech miesięcy się spotykacie
tak na serio. Wiesz… te portale plotkarskie…
- Słuchaj ich dalej, a daleko zajdziesz. – próbowałam
jakoś wyjść cało z tej krępującej sytuacji.
- Oj dobra… - podniosła filiżankę do ust i upiła
parę łyków , po czym ją odstawiła.
- A teraz
powiedzcie mi, czego dowiedzieliście się na temat Harrego od detektywa Horana?
******
Witam Was mordy! Wiem, zawiodłam Was. Przez ostatnie tygodnie nie miałam weny, w ogóle. Null! Dlatego nie dodawałam rozdziałów. Mam nadzieję, że mnie nie opuściliście i nadal z chęcią będziecie czytać to opowiadanie tym bardziej, że dużo się będzie teraz działo. Jeszcze raz Was przepraszam, a wszystkich którzy przeczytają ten post proszę o komentarz. Jak Wam się podoba taki obieg sprawy? nakręciłam za bardzo?
Do zobaczenia niebawem :)